„Z mężem dzieliliśmy się obowiązkami: ja zmywałam, a on brudził. Miał 2 lewe ręce do sprzątania i do małżeństwa”

zdrowie.kobieta.pl 13 godzin temu

Życie po ślubie z Szymonem to dla mnie ciągła gra w podział obowiązków – ja zmywam, on brudzi. To oczywiście nasz ulubiony żart, który rzucam przy każdej okazji, wywołując śmiech w towarzystwie. Z boku wydaje się to błahe i zabawne, ale dla mnie bywa przytłaczające.

Żyję w takim trybie już od dłuższego czasu, z uśmiechem na twarzy i żartami na ustach, ukrywając pod tym narastającą frustrację. Humor jest moją tarczą, jedynym sposobem, by radzić sobie z poczuciem, iż coś w naszej relacji nie działa tak, jak powinno.

Bywa, iż czuję się zmęczona i zastanawiam się, czy to naprawdę jest normą dla wszystkich małżeństwa. Czasem myślę, iż powinnam coś zmienić, ale zaraz potem rezygnuję z działania, uznając, iż i tak nie ma to większego sensu.

Coraz bardziej mi to przeszkadzało

Podczas sobotniego popołudnia, które spędzałam z moją przyjaciółką Anną w małej kawiarni, rozmowa zeszła na temat podziału obowiązków. Między jednym a drugim łykiem kawy rzuciłam nasz standardowy żart.

– Słuchaj, my z Szymonem mamy idealny podział obowiązków – powiedziałam z uśmiechem. – On brudzi, a ja zmywam.

Anna spojrzała na mnie z nieco poważniejszym wyrazem twarzy niż zwykle.

A tobie to nie przeszkadza? – zapytała, a jej pytanie jakby zawisło w powietrzu.

Zaskoczyło mnie to. Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby zastanowić się, jak to wygląda z zewnątrz. Przecież to zawsze był taki żart, prawda?

– No wiesz, Szymonowi chyba to odpowiada – odparłam niepewnie, unikając jej wzroku.

Ale jej pytanie nie dawało mi spokoju. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nigdy nie rozmawialiśmy na poważnie o podziale obowiązków. Czy to naprawdę tylko żart, czy może kryje się za tym coś więcej? Przecież powinno nam obu zależeć, by żyć w harmonii, żeby było sprawiedliwie. Ale w głębi serca wiedziałam, iż od dawna tak nie było.

Kiedy wracałam do domu, pytania Ani krążyły mi po głowie. Czy nasza relacja rzeczywiście powinna tak wyglądać? Z każdym krokiem czułam, iż frustracja, którą przez lata tłumiłam, zaczyna wypływać na powierzchnię. Może nadszedł czas, by coś zmienić. Być może nasz związek potrzebował czegoś więcej niż tylko humoru, by przetrwać.

Buzowała we mnie złość

Po kilku dniach krążenia wokół tematu, zdecydowałam się porozmawiać z Szymonem. Wybrałam wieczór, kiedy oboje mieliśmy chwilę wytchnienia od codziennych obowiązków. Siedzieliśmy na kanapie, ja z kubkiem herbaty, on z pilotem od telewizora w ręku.

– Szymon, mam sprawę – zaczęłam niepewnie, starając się przykuć jego uwagę.

– Jasne, co się stało? – zapytał, odkładając pilot.

– Myślałam o naszym żarcie o podziale obowiązków. Wiesz, iż to mnie czasem męczy?

Szymon spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.

– Ale przecież zawsze jakoś to działało, prawda? – odpowiedział beztrosko.

Czułam, jak narasta we mnie złość. Jak to „zawsze jakoś to działało”? Przecież to nie jest odpowiedź na moje pytania i wątpliwości. Próbowałam uspokoić narastającą frustrację, ale z każdym jego słowem było to coraz trudniejsze.

– Może i działało, ale ja jestem zmęczona. Chciałabym, żebyśmy jakoś inaczej podzielili te obowiązki – wyznałam, starając się, żeby moje słowa zabrzmiały rzeczowo.

– Kochanie, przecież nie zawsze da się wszystko idealnie podzielić – Szymon wzruszył ramionami. – Nie przesadzaj, przecież jest w porządku.

To jego „nie przesadzaj” było niczym sól na świeżą ranę. Rozmowa stawała się coraz bardziej napięta. Próbowałam wytłumaczyć mu, jak się czuję, ale on jakby nie chciał tego zrozumieć. Jego lekkość i obojętność wobec moich uczuć sprawiały, iż złość we mnie buzowała. Miałam nadzieję, iż ta rozmowa przyniesie ulgę, a zamiast tego czułam się bardziej przytłoczona niż kiedykolwiek.

To było jak kubeł zimnej wody

Kilka dni po naszej rozmowie, wciąż zaniepokojona brakiem postępów, przypadkiem podsłuchałam rozmowę Szymona z jego kolegą, Piotrem. Byli w kuchni, a ja właśnie wróciłam wcześniej z pracy. Usłyszałam, jak Piotr pyta:

– Jak tam z Julią, wszystko dobrze?

– Jasne, stary, ona po prostu lubi zmywać. A ja lubię odpoczywać. Przecież nic złego nie robię – odpowiedział Szymon, śmiejąc się lekko.

Te słowa trafiły mnie jak piorun. Nie mogłam uwierzyć, iż naprawdę tak myśli. Wydawało mi się, iż rozumie moją frustrację, a tymczasem w jego oczach to wszystko było zwyczajnym wygodnictwem. Nie byłam w stanie tego zignorować. To było jak kubeł zimnej wody, który obudził mnie z letargu.

Wieczorem, gdy zostaliśmy sami, zdecydowałam się na poważną rozmowę. Nie mogłam dłużej tłumić w sobie tego, co czułam.

– Szymon, słyszałam, jak mówiłeś do Piotra, iż ja „po prostu lubię zmywać”. Naprawdę tak myślisz? – zapytałam, starając się opanować drżący głos.

Szymon spojrzał na mnie zaskoczony, a potem westchnął, jakby nagle zmęczyło go całe to zamieszanie.

– Julia, przecież to był tylko żart, nie bierz wszystkiego tak do siebie – próbował mnie uspokoić, ale w jego słowach nie było zrozumienia.

– To nie był żart. Dla mnie to coś więcej. Czuję się wykorzystywana i to mnie boli – powiedziałam stanowczo, czując, iż moje emocje biorą górę.

– Julia, przecież jest w porządku, jak jest. Nie widzę w tym problemu – odparł, jakby rozmowa nie miała większego znaczenia.

Czułam, jakby ziemia osunęła mi się spod nóg. Nie chciał się zmieniać, nie dostrzegał problemu. To był moment, kiedy zrozumiałam, iż muszę coś zrobić dla siebie. Nie mogłam pozwolić, żeby ta sytuacja trwała w nieskończoność. Coś musiało się zmienić, choćby jeżeli oznaczałoby to podjęcie drastycznych kroków.

Czułam się rozdarta

Następnego dnia spotkałam się z Anką, czując się przytłoczona całą sytuacją. Wiedziałam, iż potrzebuję się wygadać, a ona była jedyną osobą, która mogła mnie zrozumieć. Usiadłyśmy przy stoliku w naszej ulubionej kawiarni, a ja zaczęłam opowiadać o wszystkim, co się wydarzyło.

– Nie wiem, co robić. Czuję się zupełnie zagubiona – wyznałam, łamiącym się głosem.

– Julia, to, co przeżywasz, jest bardzo trudne. Nie możesz tego dłużej ignorować – powiedziała z troską. – Może powinnaś pomyśleć o czymś bardziej radykalnym, jak na przykład... rozwód?

Słowo „rozwód” zawisło między nami, a ja poczułam, jakby ktoś mnie uderzył. Rozwód? Nigdy wcześniej nie rozważałam takiej możliwości. To wydawało się zbyt drastyczne, zbyt ostateczne. Przez chwilę siedziałam w milczeniu, próbując zrozumieć, co tak naprawdę czuję.

– Rozwód? Nie wiem, czy jestem na to gotowa – odpowiedziałam, choć w moim sercu zaczynało kiełkować ziarno niepewności.

– Julka, tylko ty możesz zdecydować, co jest dla ciebie najlepsze. Ale musisz pomyśleć o sobie. Nie zasługujesz na życie w takim stresie i przytłoczeniu – dodała Anna, ściskając moją dłoń.

Cała ta rozmowa otworzyła przede mną nowe perspektywy. Z jednej strony czułam, iż jestem na skraju przepaści, z drugiej – zaczynałam dostrzegać możliwość wyjścia z tej sytuacji. Rozmowa z przyjaciółką uświadomiła mi, iż mogę mieć wybór, choćby jeżeli nie jest to łatwe.

Gdy wracałam do domu, czułam się rozdarta. Myśli o rozwodzie krążyły mi po głowie, sprawiając, iż byłam jeszcze bardziej zagubiona. Jednak zaczynałam rozumieć, iż niezależnie od tego, jaką decyzję podejmę, muszę w końcu pomyśleć o sobie i swoim szczęściu. choćby jeżeli oznacza to zburzenie całego świata, który dotąd znałam.

W końcu podjęłam decyzję

Decyzja o rozwodzie dojrzewała we mnie niczym kiełkujące nasionko. Wiedziałam, iż muszę porozmawiać z Szymonem po raz ostatni. Musiałam to zrobić dla siebie, choćby było to bolesne. Czułam, iż to jedyna droga do odzyskania spokoju i równowagi w życiu.

Wieczorem, gdy wrócił z pracy, postanowiłam, iż nadszedł czas na poważną rozmowę. Usiadłam przy kuchennym stole, a gdy wszedł do pokoju, spojrzałam na niego z determinacją, jakiej wcześniej w sobie nie miałam.

– Szymon, to nie może tak wyglądać – powiedziałam, starając się, by mój głos nie drżał.

Zerknął na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale usiadł naprzeciwko. Zaczęłam od wyjaśnienia swoich uczuć, tego, jak przez lata narastała we mnie frustracja i jak nasze rozmowy nie przyniosły zmian.

– Nie mogę dłużej tak żyć, czuję, iż się duszę – powiedziałam, starając się, by każde słowo było jasne i wyraźne. – Chcę rozwodu.

Szymon przez chwilę milczał, a potem westchnął, jakby nagle zrozumiał, iż to naprawdę koniec.

– Julka, wiem, iż nie zrobiłem nic, by utrzymać nasz związek. Może nie zauważyłem, może nie chciałem... – zaczął mówić, ale jego głos brzmiał jak echo, puste i pozbawione emocji.

– To już nie ma znaczenia. Chodzi o to, że teraz chcę zadbać o siebie – przerwałam mu, czując, iż muszę być stanowcza.

W jego oczach dostrzegłam rezygnację. Był świadom, iż nie ma już odwrotu, iż jego bierność doprowadziła nas do tego punktu. Nie próbował protestować ani przekonywać mnie do zmiany decyzji.

Rozmowa była krótka, ale niosła za sobą ostateczność. Wiedziałam, iż to, co przed nami, nie będzie łatwe, ale musiałam zacząć nowe życie, życie bez Szymona.

To było moje życie

Gdy rozstanie stało się faktem, ogarnęło mnie uczucie ulgi, choć nie pozbawione bólu. Czasami nocą leżąc w łóżku, zastanawiałam się, jak będzie wyglądało moje życie bez Szymona. Byłam wolna, ale jednocześnie przerażona nową rzeczywistością, w której przyszło mi się odnaleźć.

Przeprowadzka do nowego mieszkania była dla mnie symbolicznym krokiem naprzód. Z każdym kolejnym dniem, gdy układałam swoje rzeczy na półkach i ozdabiałam ściany fotografiami, zaczynałam rozumieć, iż ta nowa przestrzeń jest czystą kartą, którą mogę zapisać na nowo. To był mój nowy początek, choć wciąż z nutą żalu za tym, co przeminęło.

– Hej, jak się trzymasz? – Anka zadzwoniła pewnego wieczoru, jej głos był pełen troski.

– Dobrze. Jest ciężko, ale czuję się silniejsza – odpowiedziałam, czując, iż te słowa są prawdziwe.

Rozmawiałyśmy długo, a ja opowiadałam jej o swoich planach na przyszłość, o małych krokach, które zamierzałam podjąć, by odnaleźć siebie. Zrozumiałam, iż w życiu najważniejsze jest, by nie zapominać o sobie i swoich potrzebach, niezależnie od tego, jak trudne decyzje trzeba podjąć.

Nie było w tej historii klasycznego happy endu. Nie było cudownego rozwiązania, które zakończyłoby wszystkie problemy. Ale był nowy początek, pełen nadziei i determinacji, by żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami. To było moje życie i moja decyzja.

Kiedy zamknęłam drzwi do przeszłości, czułam, iż przede mną otwiera się wiele nowych możliwości. Byłam gotowa na wszystko, co przyniesie mi przyszłość. Niezależnie od tego, jak trudna bywała droga, wiedziałam, iż jestem gotowa, by stawić jej czoła. I to uczucie było dla mnie najcenniejsze.

Julia, 33 lata


Czytaj także:

  • „Chłopak wcisnął mi pierścionek na palec, bo myślał, iż zastąpię mu mamę. Nie mam zamiaru prać jego gaci”
  • „Mąż zrobił ze mnie samotną matkę. Po 3 latach przypomniało mu się, iż ma dzieci i chce znów być wzorowym tatusiem”
  • „Mąż zaczął chodzić do kościoła. Mówił, iż się nawraca, ale ja dobrze wiedziałam, iż coś tu śmierdzi”

Idź do oryginalnego materiału