Z ciężkim sercem przyszedłem, ale rodzice zaskoczyli mnie jeszcze bardziej

twojacena.pl 3 tygodni temu

Wróciłem z ciężką wiadomością, ale rodzice zaskoczyli mnie jeszcze bardziej.

Marek jechał starym autobusem po zakurzonych drogach do rodziców na przedmieścia Wrocławia, a serce ściskało mu się z tęsknoty. Musiał im powiedzieć coś, co przewróciłoby ich świat do góry nogami – o rozwodzie z żoną. Ale to, co usłyszał w rodzinnym domu, okazało się prawdziwym ciosem. Jego starsi rodzice, których zawsze uważał za wzór silnego małżeństwa, ogłosili, iż też się rozwodzą. Ta wiadomość przyćmiła wszystko, co sam miał im powiedzieć. Teraz Marek stał przed wyborem, który mógł zmienić jego życie, a w duszy kłębiły się strach, poczucie winy i niezrozumienie.

Myśl o rozwodzie z Kasią nie dawała mu spokoju. Mógłby milczeć, ale plotki w ich małej miejscowości rozchodziły się szybko. Kasia mogła zadzwonić do rodziców i wszystko wyjawić ze złości, a brat albo siostra mogli przypadkiem się wygadać przy spotkaniu. Marek uznał, iż lepiej sam powiedzieć prawdę, by później nie tłumaczyć się z niedomówień. Wiedział, iż życie bywa nieprzewidywalne i nikt nie jest wolny od błędów.

Wszedł po znanych schodach, nacisnął dzwonek. Drzwi otworzył ojciec, Henryk Kowalski, z ponurą miną, jakby już wiedział, po co syn przyszedł.

— Cześć — burknął. — Dobrze, iż przyszedłeś. Wchodź.

— Cześć, tato — odpowiedział Marek, ale w głowie przemknął niepokój: *”Czy ktoś już im powiedział?”* — Mama jest w domu?

— Jest, jest — odparł ojcowskim irytacją. — Gdzie by poszła? Siedzi jak jakaś kapryśna paniusia.

— O co chodzi? — zmieszał się Marek. — Co się stało?

— A to, iż mam już dość! — nagle wybuchnął ojciec, odwrócił się i, sapiąc ze złości, poszedł do pokoju.

Zaskoczony Marek podążył za nim. W salonie ojciec rzucił się na kanapę, skrzyżował ręce. Mamy, która zwykle siedziała z drutami w rękach, nie było. Marek zajrzał do sypialni i zobaczył ją — Jadwigę Nowakowską, stojącą przy oknie. Jej twarz była ciemniejsza od chmur.

— Przyszedłeś? — spytała lodowato. — Już się wyprowadziłeś od Kasi, czy dopiero się wybierasz?

— Skąd wiesz? — Marek poczuł, jak serce mu podskoczyło. — Dlaczego o to pytasz?

— Bo muszę wiedzieć, czy już wynająłeś mieszkanie, czy nie! — odcięła matka.

— Jakie mieszkanie? — zbiło go z tropu.

— To, w którym będziesz mieszkać po rozwodzie! — wyrzuciła z siebie.

— Jeszcze nie wynająłem — odparł Marek. — Ale skąd wiecie, iż się rozwodzę?

— Wiemy — mruknęła matka. — Więc słuchaj, synu, szukaj gwałtownie mieszkania, bo jadę żyć z tobą!

— Co?! — Marek zastygł, nie wierząc własnym uszom.

— Nie! — zagrzmiał z salonu głos ojca. Pojawił się w drzwiach, rozgorzały gniewem. — Z Markiem będę mieszkał ja! A ty zostajesz tutaj, mieszkanie jest na ciebie!

— Nigdy w życiu! — wrzasnęła matka. — Nie zostanę w tym domu, który przesiąknięty jest twoim uporem!

— Stop! — Marek patrzył to na jednego, to na drugiego. — O czym wy w ogóle mówicie? Gdzie się wybieracie?

— Tam, gdzie ty! — oznajmił ojciec. — Dobrze, synu, iż w porę pomyślałeś o rozwodzie! Och, ale z ciebie mądrala!

— Dlaczego mądrala? — Marek miał wrażenie, iż ziemia usuwa mu się spod nóg.

— Bo to idealny moment! My z matką też się rozwodzimy! — wypalił ojciec.

— Co?! — Marek oniemiał. Spodziewał się wyrzutów, a dostał w zamian wiadomość, która przewróciła mu świat.

— Koniec! — ciągnął ojciec. — Jesteś dorosły, nikomu nic nie jestem winny. My z matką znudziliśmy się sobie, tak jak ty z Kasią. Ja jadę z tobą i będziemy żyć po męsku!

— Nie, to ja jadę z synem! — przerwała matka. — Ty mi nie jesteś potrzebny, a jemu się jeszcze przydam. Bez żony zginie, a ja umiem gotować. Prawda, Marku? Lubisz przecież moje kotlety?

— A ja co, gotować nie umiem? — warknął ojciec. — Barszcz, bigos — wszystko potrafię!

— Ach tak? — zaśmiała się matka. — Kiedy ostatnio coś ugotowałeś? Pół wieku temu?

— I co z tego? My, faceci, damy sobie radę! Kobiety nam niepotrzebne, tylko pralka, mikrofala i duża lodówka, żeby jedzenia starczyło na miesiąc! — oznajmił ojciec.

— Czego uczysz syna?! — oburzyła się matka.

— Dosyć! — warknął Marek, tracąc cierpliwość. — Oszaleliście? Macie prawie osiemdziesiąt lat, a gadacie jak rozwydrzone dzieci! Ogarnijcie się!

— A ty sam! — wyrzucili jednocześnie rodzice. — Pięćdziesiątkę masz za pasem, a ty się zachowujesz jak smarkacz! Nie masz prawa nas pouc— Niechby się tylko pogodzili z Kasią — szepnęła matka, chowając wzrok w robótkę.

Idź do oryginalnego materiału