Wywiad tygodnia: przez cały czas czuję głód grania

kurier-nakielski.pl 15 godzin temu

Rozmowa z Józefem Eliaszem – perkusistą jazzowym, producentem muzycznym, założycielem bydgoskiego klubu Eljazz, szefem Eljazz Big Bandu, organizatorem Międzynarodowego Festiwalu Jazzowego, uhonorowanym Medalem Marszałka Unitas Durat Palatiantus Cuiaviano-Pomeraniensis z okazji pięćdziesięciolecia twórczości artystycznej i dwudziestopięciolecia Eljazz Big Bandu, który zagra podczas tegorocznego Marszałkowskiego Balu Dobroczynnego.

– Jak wyglądał Pana pierwszy kontakt z jazzem?

– Kiedy zaczynałem przygodę z tym gatunkiem nie miałem świadomości czym on dokładnie jest, ale ta muzyka mnie i moich kolegów bardzo inspirowała. Dlatego chcieliśmy ją zgłębiać. Poznawaliśmy jazz przez radio gdzie Willis Conover prezentował nagrania, które nas fascynowały. Część z moich kolegów zapisywała te utwory na kartkach, by potem podjąć próby ich wykonania. Ja w tym czasie grałem przede wszystkim muzykę popularną, taneczną, która z jazzem nie miała wiele wspólnego i dopiero na początku lat siedemdziesiątych zainteresowałem się tym gatunkiem muzycznym. Graliśmy w klubach studenckich, które były wówczas jedynymi miejscami w Polsce dającymi możliwość grania jazzu. Poznałem wtedy wspaniałych muzyków, kompozytorów i ich utwory. Z innymi początkującymi muzykami wzorowaliśmy się na jazzie amerykańskim.

fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP

– Dlaczego wybrał Pan jazz? Pół wieku temu młodzież sięgała raczej po gitary, a perkusiści chcieli grać jak Jon Bohnam z Led Zeppelin lub Ian Pace z Deep Purple.

– Zanim świadomie zetknąłem się z tym gatunkiem na warsztatach w Chodzieży (na które skierował mnie ówczesny prezes Stowarzyszenia Jazzowego w Bydgoszczy Ryszard Jasiński) słuchałem przede wszystkim muzyki rozrywkowej. Poznałem niektóre utwory Led Zeppelin czy Deep Purple, jednak to jazz stał się moją miłością, bo miał w sobie coś tajemniczego i odkrywczego. Moim głównym celem stała się gra na perkusji i rozwijanie własnych umiejętności. Chciałem improwizować, ponieważ to improwizacja jest istotą jazzu i chociaż pierwsze próby były niedudlone, to bardzo fascynujące. Miejscem, które w latach siedemdziesiątych dało mi przestrzeń do pracy i ćwiczeń była piwnica bydgoskiego klubu Beanus. Grałem tam godzinami co wiązało się z problemami, ponieważ nad salą prób mieściła się czytelnia. Pogłos perkusji był tak duży, iż przeszkadzał czytelnikom, więc pisano na mnie skargi. Część osób wzięła mnie w obronę i dzięki temu przez cały czas mogłem ćwiczyć. Później z kolegami pojechałem do Wrocławia na festiwal Jazz nad Odrą. Tam otrzymałem indywidualne wyróżnienie, które dodało mi wiatru w żagle i w ten sposób zostałem muzykiem jazzowym.

– Na jakich muzykach się pan wzorował?

– Fascynowałem się wieloma jazzmanami, zwłaszcza perkusistami. Pierwszym moim wielkim idolem był wybitny perkusista amerykański Elvin Jones. Grał bardzo trudne partie i nie bardzo wiedziałem jak go naśladować, a chciałem być takim perkusistą jak on. Po latach pojawił się inny wspaniały muzyk Buddy Rich. Fascynuję się nim do dziś i uważam go za perkusistę wszechczasów. Był jednocześnie liderem big bandu i wirtuozem perkusji, a jego technika i styl przez cały czas fascynują kolejne pokolenia perkusistów. Mimo, iż ma wielu naśladowców, to nikt nie jest w stanie zagrać tak jak on. Ale nie tylko perkusiści byli dla mnie ważni. Również takie postacie jak Miles Davies i John Coltrane, a także liderzy big-bandów Duke Ellington, Buddy Ritch i Louie Bellson. Szczególnie podobała mi się rola liderów. Po latach udało mi się spełnić to młodzieńcze marzenie, bo gram na perkusji, dyryguję i prowadzę orkiestrę.

fot. Tomasz Czachorowski/eventphoto.com.pl dla UMWKP

– Jak wyglądały pana pierwsze koncerty?

– Grałem je w bydgoskim klubie Beanus z kolegami, którzy tak jak ja byli początkującymi jazzmanami. Wydawało nam się, iż gramy nieźle, ale życie to dość gwałtownie zweryfikowało. Pamiętam koncert Janusza Stefańskiego, który był moim pierwszym instruktorem na warsztatach w Chodzieży. Po jego koncercie załamałem się. Stwierdziłem wówczas, iż nigdy nie zagram na perkusji na takim poziomie jak on. Postanowiłem, iż będę ćwiczyć jeszcze więcej. Niestety nie miałem nauczyciela, a to co robiłem było intuicyjne. Popełniałem mnóstwo błędów i starałem się je niwelować. Po latach mogę powiedzieć, iż nie zmieniłbym instrumentu, a wcześniej myślałem o fortepianie, a także stylu muzyki. Jazz jest jedynym, który pozwala instrumentalistom zaprezentować swoje umiejętności w partiach solowych i jednocześnie nawiązywać inspirujący kontakt z innymi muzykami na scenie. Cieszę się, iż cały czas mam kontakt z tą muzyką i przez cały czas czuję głód grania, a wspólna obecność z kolegami na scenie, wchodzenie w interakcję z publicznością jest czymś niesamowitym.

fot. Tomasz Czachorowski/eventphoto.com.pl dla UMWKP

– Z którego ze swoich muzycznych projektów jest pan najbardziej dumny?

– Jak powstał big band, to pierwszym projektem jaki z zrealizowałem była płyta „Wspomnienia”. Chciałem wrócić do wspaniałych kompozytorów okresu międzywojennego – Henryka Warsa, Jerzego Petersburskiego czy Władysława Szpilmana – aby przywrócić piękne melodie. Ta płyta była chyba pierwszą w Polsce, na której znalazły się utwory z tego okresu. Zaśpiewała je znakomita Lora Szafran. Praca nad tą płytą była dla nas dużym przeżyciem, bo chcieliśmy ją nagrać i wydać w amerykańskim stylu – i chyba nam się udało. Jeden z ważniejszych naszych projektów nosił tytuł „W rytmie Chopina”. Na zaproszenie marszałka województwa Piotra Całbeckiego prezentowaliśmy go na koncercie w Brukseli, co było dla nas dużym przeżyciem artystycznym. Nie zapomnę gry brukselskiej orkiestry symfonicznej, która zabrzmiała wyśmienicie. W projekcie „Po katastrofie” zmierzyliśmy się z muzyką Krzysztofa Komedy, którego kompozycje bardzo lubię grać. Ostatnim ważnym dla mnie jest projekt z muzyką Jana Sebastiana Bacha. Myślę, iż nasz dorobek, jak na big bandy, jest spory. Z wdzięcznością odnoszę się również do współpracy z Urzędem Marszałkowskim, który od wielu lat wspiera moje działania i dzięki temu te ambitne projekty mogły powstać. Chciałbym, aby ta kooperacja trwała nadal. Życzę wszystkim pięknych dźwięków w naszym wykonaniu i do zobaczenia na naszych koncertach.

Styczeń 2025 r.

zdjęcie wyróżniające: Tomasz Czachorowski/eventphoto.com.pl dla UMWKP

Idź do oryginalnego materiału