Występ w Sopocie niemal zniszczył jej karierę. Mandaryna mówi wprost o celowym działaniu

pomponik.pl 19 godzin temu
Zdjęcie: pomponik.pl


Chociaż od feralnego koncertu Mandaryny w Sopocie minęło już niemal 20 lat, piosenkarka wciąż nie może zapomnieć o kompromitującym wykonaniu piosenki "Ev'ry Night". Do trudnego tematu była żona Michała Wiśniewskiego wróciła w jednym z najnowszych wywiadów. Okazuje się, iż wokalistka nie wyklucza, iż do jej wpadki przyczyniły się osoby, które "nie życzyły jej wtedy najlepiej".


Mandaryna po Ich Troje postawiła na karierę solową


Marta Wiśniewska, znana fanom jako Mandaryna swoją przygodę z show-biznesem rozpoczęła od występów z zespołem "Ich Troje". Młoda tancerka gwałtownie zwróciła uwagę lidera zespołu i jakiś czas później została dziewczyną, a później żoną Michała Wiśniewskiego.
Niestety małżeństwo celebrytów nie przetrwało próby czasu i po czterech latach para postanowiła się rozstać. Ta decyzja miała wpływ nie tylko na życie prywatne artystki, ale także na jej karierę.Reklama


Mandaryna nie miała zamiaru znikać ze sceny i choć musiała skupić się na wychowaniu pociech, w międzyczasie zaczęła pracować nad solowymi nagraniami.
Szybko zdobyła popularność, a jej kolejne single od razu pojawiały się na listach przebojów.


Mandayna wraca do występu w Sopocie


Niestety w pewnym momencie jej dalsza przygoda z show-biznesem zawisła na włosku. Wszystko przez niefortunny występ w Sopocie, w trakcie którego zaśpiewała słynne "Ev'ry Night". Chociaż miała to być próbka talentu wokalistki, po jej wyjściu na scenę wszyscy obecni zdali sobie sprawę, iż są świadkami jednej z największych wpadek w historii rodzimego show-biznesu.
Co ciekawe, w rozmowie z Pomponikiem o kulisach gafy opowiedział były menadżer Mandaryny. Agent wyjawił, iż na estradzie pojawiły się poważne problemy.
"Ona się nie słyszała. Miała trzy chórzystki - jedna była specjalnie wynaleziona pod nią, która miała bardzo podobny głos do niej. Ona miała praktycznie za nią śpiewać, ale oni tę chórzystkę wyłączyli. Tylko Marta śpiewała, muzycy nie mieli odsłuchów, Marta nie miała odsłuchów. Chórzystka śpiewała, a nie wiedziała, iż jej nie słychać. Marta mi powiedziała, iż ona dopiero tak w połowie drugiej piosenki się skapnęła, iż coś nie gra" - przekazał.
Choć od tamtego wieczoru minęły już niemal dwie dekady, Mandaryna wciąż nie może zapomnieć o swojej kompromitacji, która niemal kosztowała ją karierę.


Wpadka Mandaryny została przez kogoś zaplanowana?


Do tematu artystka wróciła podczas jednego z najnowszych wywiadów. Okazuje się, iż piosenkarka sądzi, iż cała akcja mogła zostać wcześniej zaplanowana przez osoby, które w tamtym okresie "nie życzyły jej najlepiej".
"Wracając do tego Sopotu, tam też wielu nieprzychylnych ludzi było (...). Nikogo nie złapałam za rękę, więc ciężko mi pokazać palcem" - zdradziła w rozmowie z Żurnalistą.
Na tym jednak nie koniec.
"Tam było wiele zadziwiających mnie sytuacji. Miałam śpiewać jako druga czy trzecia, a potem okazało się jednak, iż będę śpiewać jako ostatnia. Powiedziano mi, iż mam takie fajnie przygotowane show, iż to będzie fajnie na koniec. Czemu miałabym podejrzewać, iż to jest nieprawda, skoro wiem, ile pracy w to włożyłam? (...) No nikt nic nie słyszał, muzycy nie wiedzieli, co się dzieje. Chórki były wyłączone, ja nie słyszałam nic" - wspomina i zapewnia, iż dzisiaj w takiej sytuacji zachowałaby się zupełnie inaczej.
"Teraz bym poprosiła o przerwę, ale wtedy wydawało mi się, iż ja choćby nie mogę tego zrobić" - podsumowała.
Czy za wpadką Mandaryny rzeczywiście stał ktoś trzeci?
Zobacz też:
Marta Wiśniewska u progu 47. urodzin wciąż wygląda jak nastolatka
Mandaryna po latach wyjawiła prawdę o relacjach z Michałem Wiśniewskim
Wieści o rodzinie Wiśniewskich. Xavier i Fabienne dostali pracę w TVN-ie
Idź do oryginalnego materiału