Wynocha z mojego mieszkania, natychmiast! Nie mogę już znieść mojej siostry i jej dzieci! krzyknęłam, stojąc w drzwiach.
W małym miasteczku pod Poznaniem, gdzie zapach świeżych rogalików miesza się z gwarem porannego targu, moje życie w wieku 40 lat zamieniło się w cyrk a to wszystko przez moją siostrę. Nazywam się Kasia, mieszkam sama w dwupokojowym mieszkaniu, które z trudem spłaciłam po rozwodzie. Ale moja młodsza siostra, Aldona, jej trzech synów i jej wieczna lekkomyślność przekroczyły granice mojej cierpliwości. Wczoraj rzuciłam jej przez próg: Spadaj stąd, już! a teraz zastanawiam się, czy postąpiłam słusznie. Ale szczerze? Miałam już dość.
**Siostra, która była tak blisko**
Aldona jest pięć lat młodsza. Zawsze byłyśmy blisko, mimo iż różniły nas charaktery. Ja zorganizowana, pracowita, wszystko dźwigająca na swoich barkach. Ona lekka jak piórko, wiecznie szukająca lepszego życia. Jej trzej synowie mają trzech różnych ojców: Tomek ma 12 lat, Kacper 8, a Jasio 5. Mieszka w klitce na poddaszu, żyje z dorywczych prac, a ja zawsze jej pomagałam złotówkami, zakupami, ubraniami dla dzieci. Kiedy poprosiła, żeby tylko na dwa tygodnie zamieszkać u mnie, nie umiałam odmówić. Minęły już trzy miesiące.
Moje mieszkanie to moja oaza. Po rozwodzie włożyłam w nie wszystko: remont, meble, wygodę. Pracuję jako recepcjonistka w hotelu, a mój świat to porządek i stabilność. Ale odkąd wprowadziła się Aldona z bandą małych terrorystów, mój azyl zmienił się w pole bitwy. Jej potwory biegają po korytarzu, wrzeszczą, tłuką wszystko, malują po ścianach. Aldona zamiast ich wychowywać, wgapiona w telefon albo wychodzi na chwilę, zostawiając mi ich na głowę.
**Chaos, który zrujnował mój wybawienie**
Od pierwszego dnia wiedziałam, iż popełniłam błąd. Tomek, najstarszy, odpowiada mi bezczelnie, Kacper rozmalował ściany farbami, a Jasio rozsmarowuje zupę po całym stole. Nie słuchają ani Aldony, ani mnie jakby przywykli, iż mama ciągnie ich od faceta do faceta, a moje mieszkanie to tylko kolejny przystanek. Aldona nigdy nie sprząta, nie gotuje, nie pomaga. Kasia, przecież jesteś sama, nic ci to nie przeszkadza mówi. A ja duszę się pod ciężarem jej bezczelności.
Moje mieszkanie wygląda jak po przejściu huraganu. Brudne talerze w zlewie, zabawki wszędzie, ślady czekolady na kanapie. Wracam z pracy i zamiast odpocząć, szoruję podłogę, gotuję obiad dla pięciu osób, próbuję uciszyć dzieci. Aldona? Śpi albo gada przez telefon. Kiedy proszę, żeby posprzątała, przewraca oczami: Oj, Kasia, nie zaczynaj znowu, jestem padnięta. Padnięta? Od czego? Od życia na mój koszt?
**Ostatna kropla**
Wczoraj wróciłam i nie poznałam własnego mieszkania. Jej dzieci biegały jak szalone, jedno o mało mnie nie przewróciło. W kuchni góra naczyń, w salonie sok wylany na dywan. Aldona wylegiwała się na kanapie, wpatrzona w telefon. Eksplodowałam: Aldona, wynoś się stąd, i to szybko! Spojrzała na mnie jak na wariatkę: Serio? A gdzie ja pójdę z dziećmi? Odpowiedziałam, iż to nie mój problem, ale w środku drżałam. Jej dzieci, przerażone, patrzyły na nas, i zrobiło mi się ich żal. Ale nie mogłam już dłużej.
Dałam jej tydzień na znalezienie mieszkania. Zaczęła płakać, mówić, iż jestem okrutna, iż porzucam własną siostrę. Ale gdzie była jej wdzięczność, kiedy niszczyła mój dom? Gdzie jej troska, kiedy ja robiłam wszystko za nią? Koleżanki mówią: Kasia, masz rację, przestań ich utrzymywać. Ale moja mama, gdy dowiedziała się o kłótni, dzwoni z błaganiem: Nie wyrzucaj jej na ulicę, ma dzieci. A ja? Czy nie zasługuję na spokój?
**Strach i postanowienie**
Boję się, iż byłam zbyt ostra. Aldona i jej dzieci są w trudnej sytuacji, a ja czuję się winna, zwłaszcza wobec siostrzeńców. Ale nie mogę poświęcać się dla jej nieodpowiedzialności. Moje mieszkanie to wszystko, co mam, i nie pozwolę, żeby stało się śmietnikiem jej bałaganu. Zaproponowałam pomoc w szukaniu lokum, ale odmówiła: Po prostu chcesz się nas pozbyć. Może i tak. No i co z tego?
Nie wiem, jak minie ten tydzień. Czy mama mi wybaczy? Czy Aldona zrozumie, iż sama do tego doprowadziła? Czy zostanę złą siostrą, która wyrzuciła rodzinę na bruk? Ale jedno jest pewne: mam dość bycia ich wybawicielką. W wieku 40 lat chcę żyć u siebie, w porządku, oddychać pełną piersią, bez ludzi, którzy depczą moje granice.
**Moje wołanie o wolność**
Ta historia to moje prawo do własnego życia. Aldona może i kocha swoje dzieci, ale jej lekkomyślność niszczy mój spokój. Jej chłopcy może nie są winni, ale nie mogę być ich matką. W wieku 40 lat chcę odzyskać swoje mieszkanie, swoją ciszę, swoją godność. Ta decyzja będzie bolesna, ale się nie ugnę. Jestem Kasia i wybieram siebie choćby jeżeli to złamie serce mojej siostry.