**DZIEŃ PO DNIU: PAMIĘTNIK STANISŁAWA**
Stanisław Kowalski czterdziestoletni inżynier opuścił żonę. Zostawił mieszkanie, meble; zabrał tylko starego malucha, który dostał od ojca. Wsadził do niego walizkę z osobistymi rzeczami.
Nie chciał walczyć o podział majątku: Córka rośnie, niech wszystko zostanie dla niej.
Z żoną od dawna nie było między nimi porozumienia; ostatnio słyszał od niej tylko dwa słowa: Daj pieniądze. Stanisław oddawał pensję, premię, trzynastą pensję, a żonie wciąż brakowało. Zobowiązał się płacić alimenty co miesiąc i dodatkowo pomagać córce.
Pierwsze miesiące mieszkał u kolegi, potem dostał pokój w akademiku, a jako cennego specjalistę wpisano go na listę oczekujących na mieszkanie. Było to w latach 80. w PRL-u przydzielano je pracownikom za darmo.
Dwa lata spędził w akademiku, aż zakład wybudował blok. W końcu wezwano go do związków zawodowych:
Stanisławie powiedział przewodniczący jako samotnemu należy ci się kawalerka, ale możemy dać ci dwupokojowe, choć małe. Jesteś świetnym fachowcem, więc bierz klucze.
Stanisław aż się zagubił: Dziękuję, cieszę się, iż wreszcie będę miał swój kąt.
Po miesiącu spakował skromny dobytek, głównie książki techniczne, włożył je do malucha i pojechał pod nowy adres.
Winda jeszcze nie działała, więc wszedł na piąte piętro. Z bijącym sercem podszedł do drzwi, wyjął klucz i nie pasował.
Za drzwiami słychać było szelest i szepty. Zapukał, nikt nie otwierał. Znalazł więc konserwatora i razem włamali się do środka. W środku stały porozrzucane rzeczy, a w przedpokoju stała kobieta, patrząc ze strachem na dwóch mężczyzn.
Nie wyprowadzę się, nie macie prawa nas wyrzucić, mam dzieci powiedziała.
Stanisław zobaczył dwóch chłopców, siedmio- i ośmioletnich, przytulonych do matki. Próbował wytłumaczyć, iż to jego mieszkanie, iż ma przydział, a ona zajęła je nielegalnie.
Spróbuj tylko wyrzucić nas na mróz! krzyczała z rozpaczą.
Stanisław odszedł. W związkach zawodowych potwierdzono, iż kobieta wdowa po górniku mieszkała w rozpadającej się chacie z alkoholikami. Zimą nie dało się tam wytrzymać. Chodziła po urzędach, ale ciągle ją odsyłano. W końcu zajęła cudze mieszkanie.
Wyrzucimy ją oznajmił szef związków. Pozew, sąd, to potrwa.
A może da się to załatwić polubownie? zapytał Stanisław.
Spróbuj, ale te matki z dziećmi nie znają prawa.
Stanisław wrócił, akurat naprawiali zamek.
Porozmawiajmy spokojnie zaczął. To moje mieszkanie, prawo jest po mojej stronie.
A tobie sprawiedliwie je dali?
Tak, pracuję tu dwadzieścia lat.
A ja nie zamierzam marznąć z dziećmi w dziurawym baraku.
Rozumiem, ale dlaczego właśnie moje mieszkanie?
Trafiło się twoje. Tobie dadzą nowe, skoro jesteś taki ważny.
Stanisław odszedł z niczym. Tymczasem urzędnicy zaczęli procedurę eksmisji.
Gdy dowiedział się, iż kobietę po prostu wyrzucą na zimę, wrócił. Zastał ją zapłakaną, chłopcy tulili się do niej.
Musicie się wyprowadzić, bo ja nie mam gdzie wrócić.
Kobieta ciężko westchnęła.
Dlaczego urząd wam nie pomaga? spytał.
Chodziłam, ale ten urzędnik tylko mnie odganiał.
To pojedziemy teraz.
W urzędzie, zwykle nieśmiały Stanisław, poczuł przypływ pewności. Wszedł z kobietą do gabinetu.
Jej kolej już przyszła, a wy ją ignorujecie. Może sprawdzimy, jak ta lista się przesuwa?
Urzędnik nagle stał się uprzejmy. Okazało się, iż za dwa miesiące dostanie mieszkanie.
jeżeli go nie dostanie, wrócimy rzucił Stanisław.
W domu kobieta Grażyna zaczęła pakować rzeczy.
Wrócimy do chaty, i tak pan nam pomógł.
Nie powiedział Stanisław. Zajmijcie pokój, ja wezmę drugi. Jak dostaniecie swoje, się wyprowadzicie. Bez czynszu.
Grażyna rozpłakała się.
Stanisław wracał późno z pracy, ale zawsze czekała kolacja. Rano Grażyna gotowała śniadanie. Chciał jej płacić, ale odmawiała: Choć tak się odwdzięczę.
Pewnego wieczoru zapukała była żona.
No tak, przygarnął sobie lokatorkę syknęła.
Stanisław wyprowadził ją za drzwi.
Wiosną Grażyna dostała mieszkanie. Stanisław pomógł jej się przeprowadzić.
Dziękuję panu mówiła przez łzy. Za dobre serce.
Niedługo potem Stanisław złamał nogę i trafił do szpitala. Grażyna przyszła z obiadem.
Dwa miesiące pod jednym dachem, a razem nie zjedliśmy kolacji uśmiechnął się. Jak wyjdę, zapraszam na ucztę.
Wkrótce wzięli ślub. Chłopcy zyskali ojca, Grażyna męża. Rok później urodził się kolejny syn. Wymienili mieszkania na większe.
Stanisław wracał każdego wieczoru do domu pełnego śmiechu. I zrozumiał, iż czasem los wystawia nas na próbę, by dać coś lepszego.




