Wymalowana wolność. Opowieść o Królewnie Śnieżce z Auschwitz

szlakisztuki.pl 1 rok temu

Przeżyła. Jako jedna z nielicznych wyszła cało z piekła Auschwitz, od którego uratował ją talent. A może wybawił ją doktor Mengele, dla którego malowała akwarelami twarze jego ofiar. Żyła, bo była potrzebna. Inni nie mieli tyle szczęścia. W ciągu niecałych 5 lat w Auschwitz zginęło, według szacunków historyków, od 1 do 1,5 miliona ludzi.

Hitler uwielbiał filmy Disneya. Ciężko było mu się do tego przyznać, w końcu to produkty wrogiego mocarstwa. Przed Bożym Narodzeniem 1937 roku Joseph Goebbels, minister propagandy Rzeszy, przekazuje führerowi dwanaście filmów z Myszą Miki. To prawdziwy skarb, na którym wychowa się armia.

Dina, wychowana w Czechach artystka o narodowości żydowskiej, też lubiła filmy Disneya. Królewnę Śnieżkę oglądała w Pradze aż sześć razy, bo interesowała ją technika animacji. Niektóre sceny znała niemal na pamięć, dlatego bez trudności namalowała jedną z nich, kiedy dzieci z Auschwitz zdecydowały, co chciałyby zobaczyć na ścianie baraku. Była więc zielona trawa, obłoki, a choćby kwiaty w doniczkach. Na trawie Śnieżka tańczyła z Gapciem, a inne krasnoludki podskakiwały wokół nich. Dina chciała, żeby postacie były radosne i wywoływały uśmiech na twarzach dzieci. W końcu miał to być ich ostatni uśmiech i ostatnia bajka, jaką zobaczą.

Dina omawiająca kopię swojego obozowego dzieła.

Zanim trafiła do obozu śmierci, studiowała grafikę i rzeźbę w czeskiej Akademii Sztuk Pięknych. Naukę zakończyła już po dwóch semestrach – Żydzi nie mogli się kształcić. Czasami, pod wpływem impulsu, odpruwała gwiazdę Dawida i zakradała się do kina. Kiedy jej matka trafiła do getta, nie wahała się długo – dołączyła do niej i tysięcy innych skazanych na śmierć.

Akwarele

Historię Diny spisała Lidia Ostałowska w książce „Farby wodne”. To jedna z tych pozycji wobec których trudno przejść obojętnie i zostają w nas na długo. Dowiadujemy się z niej, jak wyglądało życie Diny w obozie i poznajemy obowiązki, które stały się jej kartą przetargową. Stawka w grze, jaką rozpoczęła, była wysoka: chodziło o życie jej i jej matki. Zanim Dina odniosła zwycięstwo, musiała przetrwać ciężką rozgrywkę, jaką była praca u doktora Mengele.

„Anioł śmierci” nie jest usatysfakcjonowany z fotografii ofiar swoich eksperymentów. Ta metoda utrwalania obrazu nie pokazuje naturalnych kolorów i znaków szczególnych. On chce dokładnie upamiętnić twarze i wizerunki, które później będzie analizował. W tym zadaniu wyręcza go Dina, która z dużą pieczołowitością, przy użyciu farb akwarelowych, oddaje naturalne rysy Romów. Na każdy portret poświęca dwa tygodnie swojego życia. W tym czasie realizuje też inne zlecenia – maluje napisy propagandowe i ostrzegawcze takie jak „Halt”, „Wesz to śmierć”, „Czystość twoim obowiązkiem”, a przede wszystkim tworzy portrety żon i rodzin esesmanów, które nie raz musi kończyć z dnia na dzień, rezygnując ze snu.

Portrety, które tworzy dla doktora Mengele, świetnie oddają naturalne barwy skóry, uwydatniają spojrzenie. Z jednego bije zaduma, na drugim strach łączy się z żalem. Na wszystkich widać jednak cierpienie i smutek, jakby każda komórka ciała portretowanych osób wiedziała, jaki czeka je los.

O osobach na malowidłach wiemy niewiele. Dinie udaje się porozmawiać jedynie z Céline, o której mówi później, iż była piękna jak lalka z porcelany. Młoda kobieta, w niebieskiej chustce na głowie, przygląda się artystce. Dina prosi ją o uśmiech, na co kobieta odpowiada, iż niedawno zmarła jej dwumiesięczna córeczka, bo ona nie miała pokarmu. Dina nie powtarza już swojej prośby. Nie mówi nic więcej, ale próbuje śpiewać. Zapomina jednak słów piosenki, bo ta jest po francusku. Céline przypomina dalszy tekst. Być może pochodziła z Francji. Podczas malowania podchodzi Mengele i odsłania Cygance ucho – nie można o nim zapomnieć podczas tworzenia portretu, to istotny szczegół określający rasę. Dina spełnia jego żądanie, a obrazek opatruje podpisem „Mieszaniec cygański z Niemiec”.

Romowie, tak jak inni, nie chcą umierać i do końca walczą o wolność. Pod koniec ’44 organizują bunt, po którego stłumieniu ich obóz przestaje istnieć. Naziści mordują wszystkich. Według historyków Cyganie są trzecią najliczniejszą, choć niestety dość zapomnianą, grupą uśmierconą w Auschwitz ze świata znika ponad 20 tysięcy osób tej narodowości. Wśród nich nie ma Diny. Razem z matką udaje im się uciec. Czy Anioł Śmierci wie jednak, co znaczy słowo „litość”?

Królewna poza Auschwitz

Historia Diny wydaje się tak nieprawdopodobna, iż czasem wydaje się zmyślona. Idealna na scenariusz filmowy. Po upadku Auschwitz, artystka trafia do obozu w Ravensbrück, a po zakończeniu wojny do Pragi. Następnie do Paryża, gdzie kontynuuje rozpoczęte wcześniej malarstwo.

Praca dodaje jej sił, a niezależność pewności siebie. Znajduje zatrudnienie jako asystentka animatora w jednej z wytwórni filmów. Tam poznaje Arta Babbitta, Amerykanina z wytwórni Disneya, którego w 1942 roku Ameryka uznała za najlepszego animatora wszechczasów. On rysował Królewnę Śnieżkę w filmie, który ona tak dobrze zna. Pobierają się. Życie pisze im pozytywny scenariusz – razem wyjeżdżają do Stanów, gdzie teraz to ona odnosi sukcesy jako animatorka, rysuje Kaczora Daffy’ego.

Po lewej: Dina Babbitt ze swoją matką Janą | Nicea, 1947 rok

Po prawej: Dina i Art Babbitt

Walka nigdy się nie kończy

W czerwcu 1973 roku Dina Gottliebova-Babbitt ponownie przekracza bramę Auschwitz. Tym razem robi to z własnej woli. Powodem są akwarele, a dokładniej walka o nie.

Dinę z pewnym oświęcimskim kolejarzem łączy przede wszystkim radość. Ona cieszy się z opuszczenia obozu, on z powodu nowego dziecka, które pojawia się w jego domu. Sierota uratowana z Auschwitz ma zastąpić jego zmarłą siostrę. Przed opuszczeniem bramy obozu, więzień wciska dziecku rulon. Po latach okazuje się, iż znajdują się w nim portrety ludzi, prawdopodobnie ofiar nazistów. Władze muzeum odnajdują autorkę malowideł – nie kto inny jak Dina, Królewna Śnieżka z Auschwitz.

Pani Babbitt opowiada w muzeum o swoich przeżyciach. Dzieli się wspomnieniami. Otrzymuje kopie stworzonych przez siebie portretów, ale to jej nie satysfakcjonuje. Chce dostać oryginały. Muzeum odmawia, ale ona nie rezygnuje – odtąd przez całe swoje życie będzie walczyć o zwrot tego, co uważa za swoją własność. Muzeum jest jednak innego zdania, zaznaczając, iż jeżeli ktokolwiek jest właścicielem akwarel, to doktor Mengele, ale on się już raczej po nie nie zgłosi. Odmowa elektryzuje Dinę. Obraża się na Polskę, w tym na dziennikarzy, którym nigdy nie udziela żadnego wywiadu.

W swojej walce Dina nie jest sama. Wspiera ją amerykański Kongres, szereg senatorów, słynni komiksiarze i rysownicy, a w 2001 roku Izba Reprezentantów wzywa Polskę do zwrotu portretów. Do Muzeum lecą maile od ludzi, który przeczytali o historii Diny w gazecie i postanawiają wystąpić w jej obronie. Mobilizowany do walki jest choćby prezydent George W. Bush i sekretarz stanu Colin Powell. Amerykanie bronią uczuć Diny, Polacy – historii i zbiorowej pamięci.

Dina nigdy nie wytoczyła Muzeum procesu o zwrot akwarel. Według Lidii Ostałowskiej dobrze zdawała sobie sprawę z tego, iż nie ma szans na wygraną. Być może, po wielu latach batalii, nie miała już siły na dalszą walkę i ciągłe przekonywanie innych do swoich racji. W końcu była już stara, chorowała na raka. Zmarła w 2009 roku. Akwarele zostały w Polsce.

Idź do oryginalnego materiału