Wybór serca

newsempire24.com 3 dni temu

Po kolacji Kinga wskoczyła na kanapę i sięgnęła po książkę. Ledwo zdążyła zagłębić się w przygody bohaterki powieści, gdy do pokoju weszła mama z wibrującym telefonem w ręku. Na całym ekranie uśmiechała się Marzena Kowalska.

Kinga niechętnie odłożyła lekturę i odebrała, znacząco spoglądając na matkę. Ta w końcu zorientowała się, iż przeszkadza, i wyszła. Kinga nie miała wątpliwości, iż mama teraz stoi pod drzwiami i podsłuchuje.

Przez pięć minut gadały o niczym. W końcu Marzena oznajmiła, iż zaprasza ją na urodziny, które planuje w sobotę na działce.

– Przecież miałaś je miesiąc temu. Czyż nie? – zdziwiła się Kinga.

– Co za różnica? Mogę świętować codziennie. To tylko pretekst, żeby się spotkać.

– Po co? Można się po prostu spotkać, bez okazji – powiedziała Kinga.

– Nie, musi być nuta tajemnicy, oczekiwanie. Przyjeżdża kolega mojego Darka z Niemiec. Nie wie, kiedy mam urodziny. Gdyby mu zaproponować zwykłe spotkanie, mógłby odmówić, ale urodziny to poważna sprawa. Ela, moja koleżanka, pamiętasz ją? Wrzeszczała jak opętana, gdy się dowiedziała, iż przyjeżdża. Podobno jest reżyserem albo coś w tym stylu, nieważne. W każdym razie kręci się wokół filmu. A Ela marzy o graniu. Wisi mi na karku jak przysłowiowa mucha.

– No to jasne. A ja po co ci jestem?

– Jak to po co? Urodziny przecież. – Marzena zaczęła się irytować powolnością przyjaciółki.

– Do tłumu? – domyśliła się wreszcie Kinga. – A czemu na działce? Przecież jeszcze śnieg nie stopniał.

– Nie bądź naiwna. Żeby nie uciekł – zaśmiała się Marzena zadowolona z siebie. – No to jedziesz? Odpoczniemy, kiełbaskę upieczemy. Mamy tam jeszcze choinkę. Po świętach nie zebraliśmy się, żeby ją sprzątnąć. I śniegu nawiało, trudno byłoby dojechać. No błagam, dla mnie – powiedziała Marzena, a Kinga wyobraziła sobie jej nadąsaną minę z dolną wargą wysuniętą do przodu.

– Dobrze już – westchnęła Kinga.

Zgodziła się, bo do soboty były jeszcze cztery dni – w tym czasie mogło się zdarzyć wszystko. Na przykład ona albo Marzena mogłyby zachorować i wyjazd by się nie odbył.

Odłożyła telefon, a do pokoju momentalnie weszła mama.

– Gdzie cię zapraszała?

– Mamo, przecież słyszałaś – uśmiechnęła się Kinga.

Mama wcale się nie speszyła.

– To jedź. Bo ciągle siedzisz w domu. niedługo czterdziestka, a ty bez męża. Nie doczekam się wnuków.

– Mamo, narzeczeni nie rosną na działce jak przebiśniegi – zażartowała Kinga. – Mam dopiero trzydzieści dwa, całe osiem lat do czterdziestki. A dzieci powinny rodzić się z miłości, a nie dlatego, iż ty chcesz wnuków…

Mama zacisnęła usta, machnęła ręką i wyszła, ale po chwili wróciła i znów stanęła przed Kingą.

– Całe dnie w książkach. Żyjesz cudzymi życiami, a twoje własne ucieka. Książki nie pomogą ci wyjść za mąż. Czas płynie…

– Przecież słyszałaś, jadę. Przywiozę ci stamtąd wnuki – znów zażartowała Kinga.

Mama pokiwała głową z wyraźnym poczuciem krzywdy.

– Przepraszam – Kinga zerwała się z kanapy i przytuliła ją.

W piątek Marzena zadzwoniła ponownie, przypominając o wyjeździe, mówiąc, by ubrać się elegancko, żeby nie splamić się przed zagranicznym gościem, i iż z mężem będą pod domem punktualnie o siódmej.

– Po co tak wcześnie? – oburzyła się Kinga.

– Droga, trzeba napalić w domku, wszystko przygotować… Ledwo zdążymy przed wieczorem.

O szóstej rano zadzwonił budzik. Kinga przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć, po co go nastawiła tak wcześnie w weekend. Wtedy weszła mama i oznajmiła, iż śniadanie już gotowe.

Kinga przypomniała sobie o działce, urodzinach i jęknęła. Żegnaj, spokojny weekend. Powłóczyła się do łazienki. Gdy godzinę później wyszła przed klatkę, samochód męża Marzeny już czekał. Kinga wsiadła na tylnie siedzenie i ponuro się przywitała.

– No nie marszcz się. Możesz się zdrzemnąć w drodze – łaskawie pozwoliła przyjaciółka.

Przez całą podróż Marzena paplała. “Jak on z nią wytrzymuje?” – pomyślała Kinga i niedługo rzeczywiście zasnęła.

W osiedlu działkowym było pięknie i pusto. Na posesjach leżał nietknięty śnieg, tylko na drogach między domkami czerniały ślady opon. Znaczyło to, iż nie będą sami w tej zimowej scenerii.

W domku rzeczywiście stała wielka sztuczna choinka. Przez chwilę Kinga miała wrażenie, iż cofnęli się w czasie o dwa i pół miesiąca i przyjechali na sylwestra. Darek od razu zajął się piecem, unosił się zapach drewna, żywicy i dzieciństwa.

Nim drewno dobrze się rozpaliło, podjechały kolejne dwa auta. Kinga z Marzeną wyglądały przez okno, obserwując, jak z jednego wysiadła znajoma para i Ela. Z drugiego – wysoki nieznajomy w okularach.

– To ten reżyser? Jakoś mi nie wygląda – podzieliła się wątpliwościami Kinga.

– A ty wielu reżyserów w życiu widziałaś? – spytała Marzena.

Towarzystwo szło w stronę domku. Ela podskakiwała jak młoda koza, zapadała się w śnieg i śmiała. Jej donośny chichot obwieścił wszystkim w okolicy, iż właśnie przyjechali.

– Dość się gapić – powiedziała Marzena i pierwsza odeszła od okna.

Poszła do drzwi witać nowo przybyłych, a Kinga udała się do kuchni i zaczęła wyładowywać zakupy.

– Twój kolega naprawdę jest reżyserem? – spytała Darka.

Nie zdążył odpowiedzieć, gdy w domku rozległ się tupot, krzyki, a wszystko to przykrywał podniecony śmiech Eli. Ta od razu rzuciła się do choinki. Reżyser wnosił do kuchni torby, wymienił uścisk dłoni z Darkiem i skinął głową Kindze, zatrzymując na niej wzrok.

– Pomóc? – zapytał.

Do kuchni wparował tłum i od razu zrobiło się głośno i ciasno. Drewno wesoło trzaskaKiedy kilka miesięcy później Kinga stała w oknie ich nowego mieszkania w Berlinie, patrząc, jak Paweł kołysze ich śpiącą córeczkę, pomyślała, iż czasem warto dać szansę niespodziankom, które sypią się jak gwiazdy z zimowego nieba.

Idź do oryginalnego materiału