Po kolacji Weronika usiadła na kanapie, podkurczywszy nogi, i sięgnęła po książkę. Ledwie zagłębiła się w przygody bohaterki powieści, gdy do pokoju weszła mama, trzymając wibrujący telefon. Na ekranie uśmiechała się całą buzią Jagoda Nowak.
Weronika niechętnie odłożyła książkę i odebrała połączenie, rzucając mamie wymowne spojrzenie. Ta w końcu zrozumiała, iż przeszkadza, i wyszła. Dziewczyna nie miała wątpliwości, iż mama teraz stoi za drzwiami i podsłuchuje.
Przez pięć minut rozmawiały o niczym. W końcu Jagoda oznajmiła, iż zaprasza ją na swoje urodziny, które odbędą się w sobotę w domku letniskowym pod Warszawą.
— Przecież twoje urodziny były miesiąc temu. Nie? — zdziwiła się Weronika.
— Jaka to różnica? Mogę świętować codziennie. To tylko pretekst, żeby się spotkać.
— Po co? Możemy się spotkać bez okazji — odparła Weronika.
— Nie, musi być nutka tajemnicy, oczekiwanie. Przyjeżdża kolega mojego Darka z Niemiec. Nie wie, kiedy mam urodziny. Gdyby zaproponować mu zwykłe spotkanie, pewnie by odmówił, ale urodziny to coś poważnego. Asia, moja koleżanka, pamiętasz ją? Wrzeszczała z zachwytu, gdy się dowiedziała. Podobno jest reżyserem albo kimś w tym rodzaju, związanym z branżą filmową. A Asia marzy o aktorstwie. Wisi mi nad głową jak natrętna mucha, nie daje żyć.
— Aha, już rozumiem. Więc po co ja?
— Jak to po co? To przecież urodziny! — Jagoda zaczęła się irytować.
— Do statystów? — domyśliła się Weronika. — Ale czemu na działce? Przecież śnieg jeszcze leży.
— Nie bądź naiwna. Żeby nie uciekł — zaśmiała się Jagoda, zadowolona z siebie. — Jedziesz? Zabawimy się, upieczemy kiełbaski. Choinka jeszcze stoi, nie zdążyliśmy jej po świętach rozebrać. I śniegu nawiało, pewnie i tak ciężko byłoby dojechać. No proszę, zrób to dla mnie! — Jagoda przekonywała, a Weronika już widziała w myślach jej nadąsaną, wydętą dolną wargę.
— Dobrze już — westchnęła dziewczyna.
Zgodziła się tylko dlatego, iż do soboty zostały cztery dni, a w tym czasie może się wydarzyć wszystko. Na przykład zachoruje albo Jagoda, i wyjazd się odwoła.
Odłożyła telefon, a do pokoju natychmiast weszła mama.
— Gdzie cię zapraszała?
— Mamo, przecież słyszałaś — uśmiechnęła się Weronika.
Mama wcale się nie speszyła.
— No to jedź. Zawsze siedzisz w domu. Zaraz czterdzieści lat, a ty sama. Nigdy nie doczekam się wnuków.
— Mamo, kandydaci na mężów nie rosną na działkach jak przebiśniegi — zażartowała Weronika. — Mam dopiero trzydzieści dwa, całe osiem lat do czterdziestki. A dzieci powinny rodzić się z miłości, a nie dlatego, iż chcesz wnuków…
Mama zacisnęła usta, machnęła ręką i wyszła, ale po chwili wróciła i znów stanęła przed córką.
— Całe dzie— „A może jednak czas spróbować czegoś nowego?” — szepnęła Weronika, patrząc na Pawła, który właśnie wyjmował z kieszeni małe pudełeczko.