Wujowy dwór – recenzja filmu. Bezwstydna komedia jak z dawnych lat?

popkulturowcy.pl 2 godzin temu

Takiej komedii, jaką jest Wujowy dwór, dawno już nie było w kinach. Parodia, absurd, slapstick i żarty niskich lotów o pierdzeniu i członkach spotykają brytyjską serię Downton Abbey. Zaciekawieni czy zgorszeni?

Wujowy dwór opowiada historię zamożnej rodziny Davenport, której losy zależą od wydania jednej z córek za mąż za chciwego kuzyna, Archibalda. Tylko w ten sposób bowiem będą mogli pozostać na rodzinnym dworze. Jako iż cały majątek musi odziedziczyć najstarszy męski potomek rodziny, a Lord Davenport ma jedynie dwie córki, po jego śmierci to właśnie Archibald otrzyma ziemie. W tym kluczowym dla rodziny czasie, do Wujowego dworu przybywa przystojny młodzieniec (kanciarz i złodziej). Ma on za zadanie dostarczyć istotną wiadomość Lordowi Davenportowi. Grany przez Bena Radcliffe’a Eric Enen będzie musiał jednak pokonać wiele trudności na swojej drodze do celu. Pierwszą z nich będzie Rose Davenport, starsza córka Davenportów, w której ten zakochuje się od pierwszego wejrzenia.

Fot. materiały promocyjne.

Film od pierwszych minut oferuje widzowi jeden zabawny gag za drugim. Widzowie znajdą tutaj wszelkie chwyty i motywy, znane z klasycznych komedii. Pomyłki, przejęzyczenia, dowcipne uwagi i zabawa językiem wypełniają scenariusz po brzegi, nie dając choćby chwili na złapanie oddechu. Jest to parodia, która czerpie z takich klasyków jak Naga broń czy Jaś Fasola. Absurd goni absurd, a fabuła pęka w szwach od nawiązań kulturowych i społecznych. Inteligentne żarty słowne przeplatają się tu z tymi rubasznymi, jakby twórcy chcieli stworzyć dzieło, w którym każdy znajdzie coś śmiesznego dla siebie.

Oglądając Wujowy dwór, przypomniałam sobie wszystkie te komedie, które widywałam w telewizji we wczesnych latach dwutysięcznych. Głupiutkie, momentami perwersyjne, a czasem wręcz obrzydliwe gagi, które w pewnym momencie odeszły do zapomnienia, teraz ponownie odnalazły drogę na srebrny ekran dzięki komedii Jima O’Hanlona.

Fot. materiały promocyjne.

Przyznam, iż było przynajmniej kilka momentów, w których się zaśmiałam i całkiem sporo takich, w których się uśmiechałam. W pierwszych minutach filmu tempo i ogranie żartów były idealne. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o wielu późniejszych fragmentach. Zbyt wiele humorystycznych sytuacji wynikało z nawiązań, a za mało z samej fabuły. Często też dowcipy przeciągały się niepotrzebnie, tracąc początkowy urok.

Sami aktorzy wypadali w swoich rolach znakomicie. Damianowi Lewisowi, który wciela się w Lorda Davenporta, komizm przychodzi z taką naturalnością i łatwością, iż mógłby z powodzeniem sam pociągnąć tę produkcję. Ben Radcliffe w roli Erica Enena i Thomasin McKenzie w roli jego ukochanej Rose, tworzą zgrany duet. Natomiast grający chamowatego Archibalda Tom Felton znany z roli pyszałkowatego Draco Malfoya z serii o Harrym Potterze jest ewidentnie w swoim żywiole.

Fot. materiały promocyjne.

Mimo genialnej obsady, bohaterowie Wujowego dworu aż do ostatniej sceny pozostają jedynie tekturowymi marionetkami. Nie mają do zaoferowania nic więcej poza dowcipnymi uwagami czy absurdalnymi reakcjami. Akcja zaś ma na celu tylko prowadzenie widza od jednego żartu do drugiego. Nie znajdziecie w niej nic nowatorskiego, nic nowego — ot taka kliszowa parodia. W formie krótkich żartobliwych scenek film działałby genialnie. Całościowo zaś momentami bardziej męczy i nuży niż śmieszy. Odniosłam wrażenie, iż twórcom zależało bardziej na wrzuceniu do tego dzieła każdego komediowego chwytu, jaki istnieje, niż na opowiedzeniu jakiejkolwiek historii. Nie pomaga też temu polskie tłumaczenie, które gubi przynajmniej kilka świetnych żartów słownych.

Ostatecznie nie mogę powiedzieć, by Wujowy dwór był złym filmem. Dobry też jednak nie jest. Bardzo chciałam go lubić. Jednak mimo moich chęci – i kilku całkiem dobrych żartów – nie byłam w stanie przekonać się do tej historii. Twórcy ewidentnie chcieli stworzyć komedię na miarę dawnych produkcji, które nie bały się ani groteski i absurdu ani toaletowego humoru. jeżeli jednak tęsknicie za tego typu komediami, polecam usiąść raczej przed ekranem własnego telewizora i włączyć oryginalną Nagą broń czy też jakąkolwiek produkcję Monty Pythona. Wujowemu dworowi bowiem do nich daleko. Zresztą, w kinie ciężko ten film zobaczyć, gdyż grany jest tylko w nielicznych kinach.


Źródło grafiki głównej: materiały promocyjne.

Idź do oryginalnego materiału