-„Amulet z Samarkandy”, który już kończę i jestem w bardzo niekomfortowym miejscu, bo wszystkie trzy płaszczyzny czytelnicze, jakie obecne realizuję (audiobook w aucie, książka koła łóżka i książka w torebce do pociągu) są akurat w takim momencie, iż trudno mi się od nich oderwać!
Dzisiaj Łucja ma jazdy w innym mieście. Tym co ma w nim zdawać prawko i zdecydowałam, iż zaczekam tu na nią, bo a)benzyna coś ostatnio podrożała, b) wzięłam laptopa i mam co robić! Wzięłam też strój biegowy, bo myślałam, iż dzisiejszy trening zrobię gdzieś tu na miejscu, ale atrakcji sobie tyle sobie zaplanowałam, iż na to czasu już nie starczy. Zrobiłam płatności, potem zajęłam się składaniem kalendarzy, a ponieważ stoję prawie pod Stonką, to powinnam wejść po oliwę i papier toaletowy. Wzięłam do auta również wózeczek na rynek, bo to sobota i zaraz jak wystawiłam pannę, to poleciałam po ziemniaki. Podoba mi się tak sobie wymyśliła, znalazła tu szkołę jazdy, zadzwoniła, umówiła się na 3 godziny i ćwiczy. Moim zdaniem jeździ się tu fatalnie, więc zdecydowanie cały manewr ma sens.