Wspominamy Magdę Umer. Ludzie karmili się smutkiem jej piosenek. Śpiewała duszą

polityka.pl 18 godzin temu
Zdjęcie: Zbyszek Kaczmarek / Forum


Umiała się cieszyć i odnajdować dystans do rzeczy, które nam się przytrafiają. Opowiadała, iż ma swoja metodę ucieczki od złych myśli – wraca wtedy do jasnych wspomnień i cudownych chwil. „Gdyby istniały zaświaty, chciałabym spotkać mojego ukochanego psa Fejsbuka. To był ostatni towarzysz mojego życia. Myślę, iż sama sobie stworzyłam religię, na pewno jestem osobą marząca o istnieniu transcendencji. Marzę, żeby po tamtej stronie coś było” – mówiła Magda Umer w wywiadzie dla „Polityki”, który zrobiłam w marcu tego roku. Siedziałyśmy w kawiarni, w rozmowie czuło się jej wielką charyzmę. Była też połączeniem sprzeczności, z jednej strony siła osobowości, jakaś jasność postaci, a z drugiej delikatność głosu i smutek piosenek, które śpiewała. Znała dobrze ciemną stronę rzeczywistości. Kiedy zasiadłyśmy do rozmowy, zapytała: „Pani też chce ze mną rozmawiać o depresji?”.

Opowiadała, iż przez całe dzieciństwo uciekała w sport ze smutnego domu i od choroby brata. Trenowała najpierw gimnastykę i siatkówkę, potem ćwiczyła jogę – bo sport był ratunkiem. „A wtedy, kiedy przestajemy mieć na to siłę, to już wielkim zwycięstwem jest wstać z łóżka. To jest największe wyzwanie. Kiedy wstaniemy, umyjemy się i pokażemy światu, iż wszystko jest w najlepszym porządku, to już jesteśmy dla siebie bohaterami, tydzień nam się udał” – mówiła.

Czytaj też: Jacek Cygan dla „Polityki”: Życie jest przymiarką. Po takiej lekcji we mnie żadnej frustracji nie ma

Łączniczka z przeszłością

Magda Umer była naszym łącznikiem z twórczością i postaciami Agnieszki Osieckiej, Jeremiego Przybory, Wojciech Młynarskiego. Oni wszyscy mieli poczucie, iż język polski był ich ojczyzną. Charakterystyczna barwa głosu i repertuar, który śpiewała, miały wielką siłę. Dość wcześnie odkryła, jak działa to połączenie, iż jest dla wielu terapeutyczne, iż jej piosenki poprawiają ludziom nastrój.

„Ludzie się karmią smutkiem tych piosenek. Ale to jest piękny smutek, oprócz tego, iż nie są najweselsze, to są na bardzo wysokim poziomie muzycznym i literackim. Mam niebywałe szczęście, iż ludzie chcą tej siwej staruszki słuchać. Oni potem do mnie piszą, jakie to dla nich było ważne i potrzebne. Jeremi Przybora i Agnieszka Osiecka mówili mi, iż ja nie śpiewam gardłem, tylko duszą, iż leczę dusze ludzi, którzy tego słuchają” – mówiła.

Sama pamiętam, jak działała na mnie piosenka „Białe zeszyty”, kiedy słuchałam jej jako nastolatka z kłopotami sercowymi. „Ta piosenka ze słowami Agnieszki i muzyką Zygmunta Koniecznego to jest arcydzieło, i dziś też młodzi ludzie mówią, iż opowiada o ich życiu. Mam nadzieję, iż większość tego, co zaśpiewałam, będzie jeszcze potrzebne kolejnym pokoleniom i w tym sensie jestem spełnioną artystką” – twierdziła Umer.

Ale za radą przyjaciela pamiętała, żeby dać też na końcu programu zawsze jedną wesołą piosenkę, zmienić nastrój: „Jak na końcu zaśpiewam »Jeszcze w zielone gramy«, to pokażę, iż to wiem i też tak umiem, ale wieczór musi być taki, jak ja. To było ważne zdanie dla mnie i teraz zawsze pilnuję prawdy wieczoru. Kiedy jest mi przerażająco smutno, to nie mogę mówić, iż jest fajnie, tylko trochę się z tego smutku zwierzam, a kiedy jestem pogodniejsza, to ten sam wieczór, z tych samych piosenek – staje się pogodniejszy. Ta prawda przechodzi przeze mnie”.

Czytaj też: Kayah dla „Polityki”: Zrobiono ze mnie wariatkę. Cały czas zderzałam się ze ścianą

Samotna wśród ludzi

Czerpała siłę z występów, z kontaktów z ludźmi, była uwielbiana, ale też miewała okresy, kiedy wybierała samotność. „Ale jak już zaśpiewam i się uda, to przeżywam choćby coś w rodzaju radości. Żeby wyjść do ludzi, muszę mieć w sobie siłę” – mówiła. Opowiadała, iż ma swoją metodę ucieczki od złych myśli – wraca wtedy do jasnych wspomnień i cudownych chwil: „Kiedy leżę w łóżku, nie mogę czytać, lubię wspominać dobre chwile z ludźmi. Przypomina to mnie samą, kiedy miałam 5–7 lat i ratowałam się przed smutkiem wspominaniem czegoś dobrego”.

Umiała się cieszyć i odnajdować dystans do rzeczy, które nam się przytrafiają: „Wiem, iż życie jest największym cudem i największym darem, nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności jest to, kogo spotykamy, gdzie się urodziliśmy i komu. Czasem tylko brak może nam uświadomić, jak wiele mamy. Będziemy szczęśliwi niejeden raz i nieszczęśliwi też, tylko miejmy świadomość, iż to mija”. I zawsze, jak Czesław Miłosz, na pytanie o przemijanie, odpowiadała: „Jestem przeciw!”.

I taka zostanie z nami – z delikatnością głosu i siłą osobowości, promieniującą z piosenek, które śpiewała.

Idź do oryginalnego materiału