Po raz pierwszy z Weroniką “Wroną” Jasiówką rozmawiałam w 2021 roku. Teraz, po dwóch latach, artystka ponownie odpowiedziała na kilka moich pytań – o zmiany w jej życiu, terapię, audycję radiową czy o plany na 2024 rok. Zapraszamy do lektury!
Od pierwszego wywiadu dla KM, którego udzieliłaś, minęły nieco ponad 2 lata. Opowiedz proszę, co się u Ciebie pozmieniało od tego czasu? Poza tym, iż dużo, bo chociażby wydałaś płytę 😉
Premiera pierwszego albumu to dla artysty ogromna rzecz i ogromne emocje. To moment, kiedy dopiero wszystko tak na serio się zaczyna, ale jednocześnie dalej nic nie jest pewne i oczywiste. Każdy etap, czy to w życiu, czy karierze, jest trudny na swój sposób. Nie potrafiłam zbytnio cieszyć się tą chwilą, bo dosłownie kilka dni przed premierą zmarła bliska mi osoba. Trudno było myśleć o promocji, próbach czy wywiadach w obliczu wszystkich nieprzyjemnych procedur związanych z czyimś odejściem. Na koncercie premierowym byłam kompletnie nieprzygotowana i do ostatniego momentu myślałam, iż występ się nie odbędzie. Dopiero dwa dni później, jak poszłyśmy z przyjaciółką do Empiku, żeby zobaczyć Sen o smaku lukrecji na półce, dotarło do mnie, co się w ogóle wydarzyło i wtedy po raz pierwszy szczerze się wzruszyłam.
Cały rok 2022 był szalenie trudny i wymagający, bo powoli kończyły mi się zasoby i wjeżdżało ostre wypalenie. Dużo się działo, bo prowadziłam audycję, rozkręcałam social media, udało mi się nawiązać współpracę z Croppem i z Motorolą… Tak więc robiłam sesje, dużo podróżowałam, a w międzyczasie przygotowywałam się do koncertów i konkursów. Cały rok żyłam na walizkach. Lato było bardzo intensywne, na większość koncertów jeździłam pociągiem albo blabla carem, dźwigając cały sprzęt sama. Grałam fajne koncerty na dużych festiwalach, a wieczorami płakałam z samotności i zmęczenia, bo o ile w procesie twórczym ceniłam sobie niezależność i własne towarzystwo, tak w trasie było to po prostu fizycznie wykańczające i odbierało mi całą radość.
W lipcu wydarzył się Jarocin i tam poczułam się bardzo “na miejscu”. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy mówili, iż gdzieś jest ich miejsce, bo ja takiego miejsca nigdy nie miałam. Zawsze czułam, iż nigdzie nie pasuję i iż nie potrafię się dopasować. Miałam tak choćby w szkole aktorskiej czy wokalnej – choćby w tej artystycznej, twórczej przestrzeni czułam się jak wyrzutek. A w Jarocinie coś się odblokowało i ja naprawdę poczułam, iż to jest moje miejsce, w którym mogę być 100% sobą – zupełnie jakby doładowała mnie energia wszystkich ludzi występujących tam na przestrzeni lat,
Pod koniec roku rozpoczęłam współpracę z moją obecną managerką i dzięki Magdzie udało mi się zrzucić z pleców cały ten balast związany z byciem niezależną artystką, która robi na kilka etatów. Zawsze się śmiałam (choć może jest to śmiech przez łzy), iż nie chciałam pracować od poniedziałku do piątku i wstawać wcześnie rano, to teraz pracuję 24/7 i muszę wstawać jeszcze wcześniej. W każdym razie, posiadanie managera, z którym się dogadujesz, to luksus.
Rok 2023 zaczęłam więc nagrywaniem swojego największego klipu do pierwszego singla z nowej ery. Kryzys Tożsamości ukazał się początkiem marca, a ja prosto z warsztatów tekstowych Zaiksu pojechałam na premierę do Warszawy. Wiosną zagrałam swoją pierwszą solową trasę koncertową, którą postawiłyśmy z Magdą same, bez wytwórni, agencji czy sponsorów i to była chyba najgrubsza rzecz w moim życiu. Wreszcie miałam ekipę i w końcu na koncertach było fajnie. Powiększył się nie tylko mój promocyjny team – zaraz po trasie rozpoczęliśmy próby do koncertów już pełnym składem i tym sposobem podczas Gali Nieprzeciętni w Radiu Czwórka debiutowaliśmy jako zespół. Wróciliśmy do ukochanego Jarocina, zagrałam solo kilka festiwali, supportowałam Beatsteaks i Dream Wife i ostatecznie skończyłam rok z wynikiem 20 świetnych koncertów. No, i wydarzyła się kooperacja marzeń z Dr. Martensem.
Wydałam Boys Will Be Boys, zaczęłam też produkować dla innych artystów, miałam przyjemność odwiedzić Akademię Realizacji Dźwięku w Jaworznie, być przewodniczącą jury w konkursie talentów Rozwiń Skrzydła i współpracowałam z Bang & Olufsen.
Wydarzyło się dużo i naprawdę ciężko to wszystko zmieścić w kilku wersach. Strach pomyśleć, co wydarzy się przez następne dwa lata!
Faktycznie, sporo tego 🙂 Czy teraz, po czasie, coś byś zmieniła przy płycie?
Nie. Na tamten moment to było 100% moich producenckich i songwriterskich możliwości. Wszystko było nowe i świeże i naprawdę cudownie wspominam cały proces powstawania tego albumu.
Do czasu solowego projektu nie byłam osobą zdyscyplinowaną. Więcej mówiłam i marzyłam, kim to ja nie będę, zamiast faktycznie wziąć się do pracy. Nie zawsze też miałam na tyle zasobów i możliwości. Pojawiało się mnóstwo przeszkód – czy to zdrowotnych, czy finansowych. Ponad połowę życia spędziłam w swojej głowie, w świecie fantazji. Mnóstwo razy traciłam nadzieję, czy kiedykolwiek uda mi się w ogóle zobaczyć swoją solową płytę na sklepowej półce. Lata zlatywały na odmowach, mailach puszczonych w eter i kasie wpakowanej w projekty i działania, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Było mi głupio przed sobą i ludźmi, iż tyle to trwa.
Przy produkcji tego albumu natomiast wszystko się zmieniło, bo zyskałam wreszcie poczucie sprawczości, którego tak bardzo mi brakowało wcześniej. Odpowiedzialność za cały projekt dała mi zajebiście dużego kopa. Codziennie wstawałam o 7 czy 8 rano, robiłam dzban kawy i siadałam do kompa, żeby pisać, nagrywać, produkować. Sen o smaku lukrecji to moje pandemiczne dziecko, za pomocą którego bardzo romantyzuję tamten okres i o ile mogłabym cofnąć czas, to chciałabym przeżyć to szaleństwo raz jeszcze.
Przede wszystkim, ta płyta ma dla mnie wartość nie tylko muzyczną. Była, i adekwatnie dalej jest, namacalnym symbolem, iż udało mi się powołać na świat to, co sobie zaplanowałam, o czym marzyłam i na co bardzo długo pracowałam. Dzięki temu zyskałam do samej siebie ogrom zaufania.
Niedawno wydałaś wspomniany singiel Boys Will Be Boys. Chyba każda z nas spotkała się z takimi obleśnymi tekstami, o jakich śpiewasz… Twoim zdaniem, dożyjemy czasów, kiedy my, dziewczyny i kobiety, nie będziemy musiały wstydzić się i nie będziemy wysłuchiwać takich tekstów? Czy to tylko pobożne życzenie?
Chciałabym, by takie czasy nadeszły, ale uważam, iż nic się nie zmieni, o ile nie będziemy mieć po swojej stronie innych mężczyzn. Zdarza mi się czytać, iż jestem przewrażliwioną feministką, którą ktoś skrzywdził, a prawda jest taka, iż ja kocham mężczyzn i nie chcę żadnej wojny. Uczę się od nich, podziwiam ich i szanuję. Mam wspaniałego partnera, przyjaciół, kolegów, pracuję z cudownymi mężczyznami, na których zawsze mogę liczyć, a oni mogą liczyć na mnie. Traktujemy się z szacunkiem i nigdy nie poczułam się źle przez nich, bądź w ich obecności tylko dlatego, iż jestem kobietą. Niestety, wszyscy jednogłośni są w tym, iż kobiety mają przejebane. Wychodzę ze swojej bańki, z mojego ułożonego pode mnie świata i stykam się z jakąś obrzydliwą rzeczywistością, której nie potrafię pojąć.
Nigdy nie potrafiłam pogodzić się z tym, iż na świecie dzieją się złe rzeczy. Nie potrafię też zrozumieć, jak można być osobą pozbawioną refleksji nad własnym zachowaniem, jak można celowo poniżać, upokarzać, uprzedmiotawiać drugiego człowieka i jeszcze otwarcie przyznawać, iż to nic takiego. Niestety, są jednostki, z którymi nie da się rozmawiać, dyskutować i czasem mam wrażenie, iż stanowią one większość. Może gdyby wszystkie dzieci od małego były uczone, jak zdrowo wyrażać swoje zdanie i emocje, to nie mielibyśmy zakompleksionego społeczeństwa, które czuje się atakowane za każdym razem, gdy ktoś przedstawia inny punkt widzenia. Marzę o czasach, w których wszystkie kobiety będą mogły czuć się bezpiecznie. Tyle iż nic nie zmieni się, o ile mężczyźni nie przejmą inicjatywy i nie zaczną uświadamiać i edukować siebie nawzajem.
Amen. Przy tekstach czerpiesz bardzo ze swojego życia. Czy druga płyta również będzie taka osobista?
Na pewno. Pisanie muzy to dla mnie forma autoterapii – utwory, które piszę zawsze odzwierciedlają to, co w tej chwili dzieje się w moim życiu. To jest fajne, bo można na podstawie wcześniejszych wypocin odbyć podróż do przeszłości i przypomnieć sobie, kim się było te parę lat wstecz. Moja twórczość dojrzewa razem ze mną.
Niektórzy walczą ze swoimi demonami. Moja siła polega na tym, iż zamiast wypierać mroczne i niefajne zakamarki swojego “ja”, wyciągam do nich rękę i razem idziemy przed siebie. A potem nagrywamy o tym album.
Wiem, iż uczęszczałaś na terapię. Co ona Ci dała?
To moje trzecie lub choćby czwarte podejście do terapii. Od dziecka jestem pod kontrolą psychologa i psychiatry, bo rozwód rodziców i alkohol w domu mocno mi się dały we znaki. To, co zakodowane w głowie małego człowieka zostaje z nim już na zawsze i niestety nie ma mowy o przywróceniu ustawień fabrycznych.
To długi i trudny proces, wymagający pod wieloma względami. Bardzo prędko okazało się, iż ze wszystkich toksycznych osób, które pojawiły się w moim życiu, to ja traktowałam siebie najgorzej. Dużo syfu z człowieka wychodzi. Można to porównać do czyszczenia zaropiałej rany. Przez chwilę jest gorzej niż było, ale później następuje ulga i rana ma szansę się zabliźnić. Jestem ogromnie wdzięczna, iż mam finansową możliwość zadbania o siebie w ten sposób.
W każdym razie, teraz leci mi już trzeci rok, jak jestem w terapii i to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć w dorosłości. Bardzo poprawiła się moja jakość życia – pierwszy raz udało mi się zbudować zdrowy, dojrzały związek. Dogrzebałam się do fajnych i wartościowych cech, o których myślałam, iż w sobie nie mam. Wydałam album. Zaczęłam koncertować. Byłam na prawdziwych, pierwszych od (o zgrozo!) 13 lat wakacjach za granicą. Zadbałam o swoje zdrowie, które przez pakiet chorób autoimmunologicznych było przez ostatnie lata w runie. Uwolnienie niektórych skumulowanych emocji pomogło mi też w procesie twórczym – jestem bardziej świadoma i odważna w tym co robię.
Ogólnie – odkąd pamiętam było źle. Pierwszy raz chciałam umrzeć, jak miałam 7 lat. A po latach, któregoś dnia, spojrzałam na siebie w lustrze i pomyślałam sobie: “Jezu, jaka fajna dziewucha… Zasługuje na wszystko co najlepsze”. Można powiedzieć, iż zakumplowałam się ze wszystkimi wersjami siebie. Niesamowite jest to, iż myślimy, iż jesteśmy dorośli, a przecież dzieci, którymi jeszcze niedawno byliśmy, cały czas w nas mieszkają. One nigdzie sobie nie poszły.
Tak jak powiedziałaś, prowadziłaś audycję radiową – byłaś częścią #DziewczynyGrają w Czwórce Polskiego Radia. Co to doświadczenie Ci dało? Nauczyło Cię czegoś?
Zawsze chciałam pracować głosem i prowadzić własną audycję, więc było to spełnienie moich marzeń. Byłam choćby w trakcie nagrywania swojego demo, gdy któregoś wieczoru dostałam maila od Uli Kaczyńskiej z propozycją bycia jedną z prowadzących #DziewczynyGrają. Fajnie było móc pokazać się słuchaczom z trochę innej strony. Ja kocham mówić, kocham muzę, więc czułam się w tej roli jak ryba w wodzie. Mam nadzieję, iż w przyszłości uda się to powtórzyć.
Pracujesz teraz nad nowym albumem? Czy na to musimy jeszcze poczekać?
Ostatnio bardzo dużo piszę i jeszcze więcej planuję. W 2022 miałam lekki kryzys twórczy, próbowałam nowych brzmień, styli i czułam, iż ciągle szukam nie tam, gdzie trzeba, więc w konsekwencji nie udało mi się skończyć ani jednego utworu. Teraz to nadrabiam.
W lutym ukaże się mój nowy mini-album i można powiedzieć, iż będzie on wstępem do drugiej, pełnoprawnej płyty. Nie jestem już debiutantką, więc poprzeczka znacznie się podniosła. Staram się robić wszystko na znacznie wyższym poziomie niż dotychczas, harmonogram jest dość napięty.
Damian Sikorski powiedział o Tobie: “Wrona jest kolorowym wulkanem, dla której wizerunek jest prawie tak samo ważny, jak tworzenie muzyki. W jej twórczości liczą się słowa. Korzysta z przywileju niezależnej artystki, która nie musi się martwić czy tekst jest wystarczająco bezpieczny, czy nie”. Z drugiej strony, radia nie lubią grać Twoich piosenek. Czy to jest cena, którą musisz zapłacić za niezależność? Pewne trudności z dotarciem do potencjalnych odbiorców w zamian za to, iż nie musisz się przejmować i możesz śpiewać, o czym chcesz?
Prawdę mówiąc, nie mam poczucia, iż coś poświęcam, czy iż płacę jakąś cenę. W trakcie pisania materiału na pierwszą płytę, kiedy kolejna wytwórnia odrzuciła mój materiał demo, usiadłam sobie z notesem i zadałam sobie parę pytań. Co jest dla mnie ważniejsze i na czym tak naprawdę mi zależy? I okazało się, iż nie jest to ani Poplista w RMF’ie, ani niekorzystny kontrakt, tylko swoboda twórcza i kontrola nad całym projektem. Ufam sobie i chcę serwować słuchaczom prawdziwe emocje, bo wierzę, iż tylko wtedy mam szansę budować fajną społeczność. Nie chcę pustych liczb na streamingach, za którymi nic nie stoi. Chcę prawdziwych ludzi, z którymi mogę pogadać po koncercie.
Sporo koncertujesz. Jak publiczność reaguje na Twoje piosenki?
Odkąd gram pełnym składem, to koncerty nabrały zupełnie innego wymiaru i koloru. Jest głośniej i pełniej, momentami ostrzej. Świetnie się bawię, grając z Maćkiem i Kamilem i myślę, iż osoby przychodzące na koncerty to widzą i czują. Dzięki temu możemy wzajemnie wymieniać się tą energią. Solowe koncerty dają mi natomiast więcej adrenaliny, sama jestem odpowiedzialna za całe show, ale to też sprawia, iż choćby w obliczu całego szaleństwa, jest w tym jakaś intymność. W każdym razie najbardziej cieszę się, kiedy ktoś trafi na koncert zupełnie przypadkiem, a wraca do domu z płytą czy merchem. Często słyszę też, iż fajnie, iż moja muza zmierza w taką ostrzejszą stronę i, iż mogłabym to jeszcze bardziej wyeksponować na nagraniach.
Jakie masz plany na 2024 rok?
Bardzo dużo się zadzieje, ale niestety kilka mogę na ten moment zdradzić. Póki co, pozostaje mi ekscytować się w obrębie swoich czterech ścian. Motyw przewodni: kolaboracje. Szykuję dwa wydawnictwa, wiosenną trasę koncertową, parę secret projectów, może festiwali. Pracuję również nad tym, by do połowy 2024 wystartował oficjalny sklep z moim merchem. Zawsze się boję, iż powiem za dużo i potem wszechświat postanowi mi to utrudnić, więc na razie zdradzam tylko tyle.
Dziękuję bardzo za Twój czas 🙂
Dzięki za rozmowę!