Wpuściłam syna z rodziną, a teraz mieszkam w wynajmowanym, bo w moim domu jest była synowa z innym mężczyzną…

newsempire24.com 2 tygodni temu

Wpuściłam syna z rodziną, żeby u mnie zamieszkali. A teraz sama wynajmuję pokój, podczas gdy w moim mieszkaniu żyje była synowa z nowym mężczyzną…

— Na ostatnim zebraniu dyrektor choćby nie udawał: „Mam dwie rady — albo szukajcie pracy, albo módlcie się o cud” — opowiedziała Kinga, zmęczonym ruchem odkładając torbę przy biurku. — Wszystko rozumiem… tylko gdzie teraz znaleźć tę pracę?

Weszła do gabinetu z kamienną twarzą. W środku od dawna wszystko ściskało się z nerwów. Firma szykowana była do zamknięcia — to było oczywiste, ale wciąż liczyła, iż jakoś to będzie, iż może się uda. A tu — wyrok. Praca była dla Kingi niezbędna jak powietrze — dwójka dzieci, alimentów zero, rodzice w podeszłym wieku, którzy już bardziej potrzebowali pomocy, niż byli w stanie ją dać.

Rozsyłała CV jak w transie, dzwoniła do znajomych, przeszukiwała internet dzień i noc. Czasem śmiała się razem z koleżankami: „Nasze myśli w pracy krążą tylko wokół tego, gdzie jeszcze można pracować”. Jedni już się gdzieś załapali, inni zniknęli bez śladu.

— Jak już naprawdę będzie źle, przyjdź do nas do marketu — skinęła jej znajoma z sąsiedniego działu. — Pensja w porządku, grafik elastyczny. Pogadam za ciebie.

Wcześniej takie propozycje napełniały Kingę goryczą. Teraz — to był choć jakiś plan. Cokolwiek.

Ciężkie myśli przerwało łkanie. Kinga spostrzegła przy oknie Bronisławę Januszównę — księgową z wieloletnim stażem, stateczną, powściągliwą, nigdy nie narzekającą.

— Bronisławo Januszówno, co się stało? — Kinga zerwała się z miejsca. — To przez te zwolnienia? Przecież pani już na emeryturze, pani najmniej musi się martwić! Zaraz zrobię herbatę, zostały mi jeszcze racuchy. Porozmawiamy.

— Chyba będę odpoczywać pod mostem — westchnęła gorzko starsza pani.

— Jak to pod mostem? Przecież ma pani mieszkanie, syn dorosły, już razem nie mieszkacie…

— Mieszkanie jest, tylko nie dla mnie. Teraz wynajmuję. Tysiąc pięćset złotych miesięcznie — i to jeszcze dobrze trafiłam.

Okazało się, iż Bronisława Januszówna miała dwupokojowe mieszkanie, które sprywatyzowała z synem dwadzieścia lat temu. Po jego ślubie wpuściła młodych do siebie, a potem — wszystko się potoczyło. Synowa zaszła w ciążę, się zameldowała, a potem dziecko. Teściowa znosiła kłótnie, krzyki, syn nocował u znajomych. Zrzucano to na hormony synowej, na „trudny okres” w rodzinie.

A rok później — druga ciąża.

— Nie wytrzymałam. Wyprowadziłam się — westchnęła. — Wynajęłam kawalerkę. Myślałam, iż to na chwilę.

Ale „chwila” ciągnęła się latami. W Sylwestra przyszła z prezentami — a na drzwiach klatki wisiała lista dłużników. Za jej mieszkanie. Dług — ponad piętnaście tysięcy.

— A czemu my mamy płacić? — zdziwiła się synowa. — To pani mieszkanie, więc pani powinna!

Syn tylko rozłożył ręce. „Nie mam pieniędzy” — powiedział. Wszystkie oszczędności Bronisława Januszówna oddała, podpisała ugodę — spłaci dług w cztery lata.

— choćby się nie skarżyłam… — mówiła cicho, odwracając się do okna. — Tylko czasem dzwoniłam. Pytałam, jak dzieci. Mówił — wszystko w porządku. A potem przypadkiem spotkałam sąsiadkę. Ona mi opowiedziała: syn się rozwiódł. Już rok temu. A w mieszkaniu żyje synowa z nowym facetem. I znowu w ciąży.

— I syn co?

— A on powiedział: „Mam nową rodzinę. A tam — dzieci. Nie mogę ich wyrzucić”. No tak. Nie może. A mnie wypchnął — bez problemu.

Teraz Bronisława Januszówna płaci rachunki za mieszkanie, w którym dawno nie mieszka. Była synowa z obcym mężczyzną urządzili się tam jak u siebie, a ona — błąka się między pracą a tanim pokojem. Emerytura ledwo starcza na leki i czynsz. Oszczędności — zero. Pomocy — brak.

— Rozumiem, iż ona nie ma gdzie się podziać… ale dlaczego to ja mam być na bruku, a ona z kochankiem żyje w moim mieszkaniu? — głos jej drżał. — Dlaczego mój syn choćby nie stanął po mojej stronie?

Kinga słuchała i nie wiedziała, co powiedzieć. Czy w ogóle istnieje dobra odpowiedź, gdy matka staje się zbędna w życiu własnego dziecka?

— A pani… prawnika próbowała? — zapytała ostrożnie.

— Po co? Ona tam jest zameldowana. A dzieci? Czy sąd wyrzuci matkę z dziećmi? A dług — na mnie. To nie przestępstwo. Wszystko zgodnie z prawem.

I w tym zdaniu — cała tragedia. Wszystko „zgodnie z prawem”, ale ani odrobiny — zgodnie z ludzkim sumieniem.

Tego wieczoru Kinga długo nie mogła zasnąć. Przed oczami miałTego samego wieczoru Kinga postanowiła, iż nigdy nie pozwoli, by jej własne dzieci kiedykolwiek poczuły, iż ich serca mogą stać się tak zimne jak kamienie wrzucone do Wisły.

Idź do oryginalnego materiału