W
1995 roku mieszkający w górach Oregonu Grady Lovell i jego
małoletni syn Blake podczas polowania na sarny i jelenie zostają
nieprzyjemnie zaskoczeni przez tajemniczą humanoidalną postać.
Trzydzieści lat później do apartamentu w San Francisco zajmowanego
przez pisarza Blake'a Lovella, jego pracującą w korporacji żonę
Charlotte i ich małą córkę Ginger, przychodzi oficjalne pismo z
informacją o śmierci myśliwego z Oregonu, Grady'ego Lovella, i
skromnym majątku pozostawionym jego jedynemu synowi. Od dawna
nieutrzymujący kontaktu z ojcem Blake staje się właścicielem
nieruchomości w głębi lasu, w której dostrzega szansę na
zacieśnienie więzi małżeńskiej, zażegnanie małego kryzysu
rodzinnego. Namawia Charlotte do tymczasowej ucieczki od
wielkomiejskiego pędu, odpoczynku w dzikim miejscu, w którym się
wychował. Zamiast niezapomnianych wakacji, czeka ich jednak
nieprawdopodobny koszmar. Na ostatnim odcinku trasy do odosobnionego
domu trzyosobowa rodzina z miasta i ich nieoczekiwany pasażer
zostaną zaatakowani przez wściekłą bestię.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRfx242al6QF64BG1zrvp2KC1aTfIIfDkSLP3MaX_AYuM0XVzc1p6hQBRVpmrog0fM6UzweAF6OJ1B9qtMk2eMLqP85X8X5pikGfXj99dMzRnidKHv4DZT2omBWbFOWl_-Rd2VoOXT1yAs1_yeBsmFkY6vkM-PMoVtkUpdu28o9nTH1zvi8eeUZGAq91IN/w278-h400/a.jpg) |
Plakat filmu. „Wolf Man” 2025, Universal Pictures, Blumhouse Productions, Cloak & Co. |
W
2014 roku firma Universal Pictures ujawniła swoje plany
uaktualnienia biblioteki Universal Monsters – wypuszczenia całej
serii remake'ów horrorów z klasycznymi potworami, później
nazwanej Dark Universe. W tym samym roku ogłoszono, iż Aaron
Guzikowski, scenarzysta „Kontrabandy” Baltasara Kormákura i
„Labiryntu” Denisa Villeneuve ma napisać nowego „Wilkołaka”
(mówiło się o reboocie filmu George'a Waggnera z 1941 roku). W
2016 roku media doniosły o zaangażowaniu Dave'a Callahama (m.in.
„Doom” Andrzeja Bartkowiaka i późniejszy „Zombieland: Kulki w
łeb” Rubena Fleischera) do przerobienia tekstu przedłożonego
przez Guzikowskiego. Oficjalne otwarcie Dark Universe nastąpiło w
2017 roku – światowa premiera pierwszego filmu z tego cyklu,
„Mumii” Alexa Kurtzmana, która zaliczyła spektakularną
porażkę. Krytyczny odbiór tego dzieła zniechęcił Universal
Pictures do kontynuowaniu projektu Dark Universe. „The Wolf Man”
został anulowany, ale trzy lata później Universal Pictures i
Blumhouse Productions pochwalili się inną „wskrzeszoną”
sylwetką z panteonu Universal Monsters; luźnym remakiem
„Niewidzialnego człowieka” Jamesa Whale'a, czy jak kto woli
readaptacją słynnej
minipowieści
Herberta George'a Wellsa. Trzecim
reżyserskim osiągnięciem Leigh Whannella (po
„Naznaczonym: rozdział 3” i „Ulepszeniu” z 2018 roku), opartym na jego
własnym scenariuszu. Pozytywny odbiór nowego
„Niewidzialnego człowieka”
i publicznie wyrażane zainteresowanie Whannella
stworzeniem horroru o wilkołakach, skłoniły Universal Pictures (i
Blumhouse Productions) do otwarcia kolejnych negocjacji w sprawie
„Wolf Man”.
Płodny
scenarzysta (m.in. „Piła”, „Martwa cisza”, „Naznaczony”,
„Naznaczony: rozdział 2” Jamesa Wana, „Piła II” i „Piła
III” Darrena Lynna Bousmana,
„Szkolna zaraza”
Jonathana Milotta
i Cary'ego Murniona,
„Naznaczony: Ostatni klucz”
Adama Robitela)
Leigh Whannell i jego małżonka Corbett Tuck wspólnymi siłami
skonstruowali wilkołaczą opowieść, która dość mocno odbiegła
od oryginału z początku lat 40. XX wieku. adekwatnie „Wolf Man”
w reżyserii Leigh Whannella trudno rozpatrywać w kontekście
„Wilkołaka” George'a Waggnera... Może choćby nie powinno się
tego robić. Tak czy inaczej, potraktowałam to jako odrębny,
samodzielny utwór z gatunku horroru z drobnymi nawiązaniami nie
tylko do klasycznego monster movie z Bélą Lugosim i Lonem
Chaneyem Jr. Sam reżyser „Wolf Man” przyznał, iż bardziej
podpierał się „Muchą” Davida Cronenberga i „Coś” Johna
Carpentera (transformacje cielesne, likantropia jako choroba w
najgorszym wypadku wyniszczająca, unicestwiająca całą rodzinę).
W preprodukcji Leigh Whannell organizował cotygodniowe seanse w
studio filmowym dla ekipy „Wolf Man”, które miały jej dać
jakieś ogólne pojęcie o zadaniu, jakie ich czekało w Nowej
Zelandii. Poza wspomnianymi już dziełami („Coś” 1982, „Mucha”
1986) obejrzeli „Pod skórą” Jonathana Glazera, „Miłość”
Michaela Hanekego, „Blue Valentine” Dereka Cianfrance'a, „Małe
dzieci” Todda Fielda i
„Lśnienie”
Stanleya Kubricka, które
miało być drogowskazem szczególnie dla Julii Garner (m.in.
„Martha Marcy May Marlene”
Seana Durkina, „Jesteśmy tym, co jemy” Jima
Mickle'a, „Ostatni egzorcyzm. Część 2” Eda Gassa-Donnelly'ego,
„Apartment 7A” Natalie Eriki James), w „Wolf Man” wcielającej
się w postać Charlotte Lovell, głównej żywicielki rodziny,
pracoholiczki, podobnie jak Wendy Torrance (Shelley Duvall)
obarczonej dodatkową (nader potężną) odpowiedzialnością z dala
od domu. Szkic scenariusza „Wolf Man” powstał w 2020 roku,
podczas tak zwanego twardego lockdownu tłumaczonego pandemią
COVID-19. Wieczorny spacer Leigh Whannella z psem po wyludnionych
ulicach przypomniał mu specyficzny klimat panujący w „28 dni
później” Danny'ego Boyle'a i nagle ogarnęła go przemożna
potrzeba odizolowania innych fikcyjnych postaci. Mógł czerpać z
własnych doświadczeń, lęków zrodzonych w zamknięciu (dręczące
myśli o niespełnieniu się w roli rodzica, niewzorowym wypełnianiu
większych niż dotychczas obowiązków rodzinnych, niedostatecznym
zabawianiu własnych dzieci) i zintensyfikowanych w tym mocno
niepewnym czasie (strach przed chorobami i śmiercią). Omówił
sprawę z żoną i zgodnie uznali, iż jeszcze lepsze będzie
połączenie ich doświadczeń, przemyśleń, obaw i codziennych
rodzinnych zmagań w izolacji społecznej narzucanej przez zagrożenie
epidemiczne. Wspominali też swoją przedwcześnie zmarłą drogą
przyjaciółkę, dzielnie walczącą z przerażającą chorobą
neurodegeneracyjną, stwardnieniem zanikowym bocznym (SLA, ALS). W
scenariuszu „Wolf Man” Leigh Whannell i Corbett Tuck zawarli
„rozdział” ku pamięci ich przyjaciółki – przykrą opowieść
o ukochanej matce i żonie odebranej przez ALS, która w
postprodukcji, niestety, została wycięta.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisufUx-iYSOCXbLpp0nfh1DBSwgiC10Ue-Qv_K6PSLbQ6dkrdFy8uHpoRyZ8Jp-pqSddVlzOFf6m7klgNFzYkXvY0-hSn7CsFz3EmmmMmSbmV746plgviPMlombQNePdwL9EL_qwstlDYUMnfOAvdppEdL-MfVXve92_yTM7ebBcJysA-3qgxRvewGyOuL/w253-h400/b.jpg) |
Plakat filmu. „Wolf Man” 2025, Universal Pictures, Blumhouse Productions, Cloak & Co. |
Akcja
„Wolf Man” Leigh Whannella rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych
– San Francisco i góry w Oregonie – ale film kręcono w Nowej
Zelandii: w Queenstown na Wyspie Południowej (las) i w Lane Street
Studios w Wellington na Wyspie Północnej (scenografia gospodarstwa
domowego odziedziczonego przez Blake'a Lovella, z wyjątkiem zdjęć
elewacji budynku mieszkalnego, bo te pochodzą z farmy w osadzie
Mangaroa leżącej na Wyspie Północnej). Zdjęcia główne ruszyły
w marcu 2024 roku, a dystrybucja (kinowa) w styczniu 2025. Szacunkowy
budżet produkcji wyniósł dwadzieścia pięć milionów dolarów.
Leigh Whannell, od dzieciństwa wielki fan takich twórców efektów
specjalnych, jak Rick Baker („Skowyt” Joe Dantego,
„Amerykański wilkołak w Londynie”
Johna Landisa), Stan Winston i Rob Bottin
(„Coś” Johna Carpentera), Dick Smith („Egzorcysta” Williama
Friedkina), w „Wolf Man” dostrzegł idealną okazję do złożenia
małego hołdu swoim bożyszczom. Małego, bo kopiowanie takich
mistrzów to byłaby czysta profanacja:) Co prawda rozważał
skrzyżowanie wilkołaków Ricka Bakera z niestarzejącym się
wizerunkiem Lona Chaneya Jr. ujawnionym w 1941 roku i - tak na
dokładkę - bestiami z „Dog Soldiers” Neila Marshalla,
ostatecznie jednak postawił na projekt zainspirowany Jokerem w
wykonaniu Heatha Ledgera. Sporządził go doświadczony
charakteryzator urodzony w Holandii, ale realizujący się głównie
w Stanach Zjednoczonych, Arjen Tuiten (m.in. „Labirynt fauna”
Guillermo del Toro), który w następnym etapie („ożywiania
potwora”) ściśle współpracował ze szwedzką wizażystką
Pamelą Goldammer (m.in. „Wilkołak” Joe Johnstona, „Z lasu”
Corina Hardy'ego). „Wolf Man” otwiera incydent z dzieciństwa
głównego bohatera (krótki pokaz talentu młodego Zaca Chandlera),
wychowywanego przez surowego ojca, myśliwego Grady'ego Lovella.
Potem akcja przeskakuje o trzydzieści lat do przodu i stopniowo
dowiadujemy się, iż jedyny syn łowcy z oregońskiej głuszy własne
rodzinne gniazdko uwił sobie w wielkim amerykańskim mieście i
odtąd nie szukał kontaktu z apodyktycznym ojcem. Przedstawia się
jako pisarz, ale złośliwi mogą nazwać go utrzymankiem żony. Tak
naprawdę opiekuje się swoim oczkiem w głowie, uroczą córeczką
Ginger (świetna Matilda Firth, znana choćby ze
„Starve Acre”
Daniela Kokotajlo i
„Uległości” S.K. Dale'a) – a imię to
ukłon dla „Zdjęć Ginger” Johna Fawcetta - i dba o
gospodarstwo domowe. Blake Lovell (przeciętny występ Christophera
Abbotta, m.in.
„To przychodzi po zmroku”
Treya Edwarda Shultsa,
„Possessor”
Brandona Cronenberga) w ciągu dnia praktycznie nie
widuje swojej żony Charlotte (irytująco zdystansowana, absolutnie
nieprzekonująca Julia Garner). Może w niedziele i święta? Tak czy
inaczej, kobieta pracuje od rana do wieczora, a po powrocie do domu
wisi na telefonie. Gdyby chodziło tylko o niego, to pewnie
zacisnąłby zęby, ale Blake nie może ignorować ewidentnych(?)
oznak osłabienia stosunków z Ginger. Charlotte musi znaleźć
więcej czasu dla rodziny, to nie podlega dyskusji! Czyli on też
pójdzie do pracy? Ma taki zamiar, ale najpierw chce pokazać bliskim
miejsce, w którym się wychował. Lekko ponury domek w niezbyt
mrocznym lesie. Naturalna sceneria surowym okiem Stefana Duscio
(m.in. „Ulepszenie” i „Niewidzialny człowiek” Leigh
Whannella,
„Wyspa przetrwania” J.D. Dillarda). Mimo wszystko
całkiem pociągające zdjęcia, pewnie nie przypadkiem chwilami
przypominające „Lśnienie” Stanleya Kubricka, za to
najmniejszego wrażenia nie zrobiła na mnie obiecywana przez twórców
uczta dźwiękowa (głównym kompozytorem Benjamin Wallfisch, którego
można kojarzyć chociażby z „Powracającego koszmaru” Asifa
Kapadii, „V jak Vendetta” Jamesa McTeigue'a, „Lęku”
Paddy'ego Breathnacha, „Rytuału” Mikaela Håfströma,
„Lekarstwa na życie”
Gore Verbinskiego i oczywiście „Niewidzialnego
człowieka” Leigh Whannella). Najbardziej zawiódł scenariusz –
sztampowy survival horror z niepospolitą perspektywą
wilkołaka i nudnawy dramat rodzinny (temat zaledwie liźnięty,
postacie typowo hollywoodzkie, płaskie, niepogłębione, jakby
odrysowane od wyświechtanych szablonów). Nie najgorsza
charakteryzacja i całkiem odważne, jak na dzisiejsze czasy,
nieliczne elementy gore (autokanibalizm, wymiotowanie ciałem
i krwią, niedokładne powtórzenie popisowego numeru z „Piły”
Jamesa Wana). I podobno prawdziwy pająk gigant. Nie zaskoczyło, w
napięciu nie trzymało, ale prawdę mówiąc spodziewałam się, że
będzie gorzej. UWAGA SPOILER Wyjątkiem łzawe zakończenie –
disneyowsko wzruszająca scena, która wyglądała mi (czysto
subiektywny odbiór) na akt desperacji. Rozpaczliwe zabieganie o
jakąkolwiek emocję, zreflektowanie się w zawodności,
nieskuteczności płaszczyzny emocjonalnej KONIEC SPOILERA.
Popcornowy
horror o paskudnej zarazie szalejącej w leśnych ostępach.
Schematyczna opowieść, która miała być nowoczesną
reinterpretacją mitu wilkołaka. Według mnie drastyczny spadek
formy Leigh Whannella, „Frankensteina Niewidzialnego Człowieka”.
Bezpłciowe kino... z garstką smaczków dla koneserów gatunku,
miłośników staroci i antyków: filmów z XX wieku:) I, zdaje się,
dużo szersza oferta dla zwolenników współczesnych straszaków. W
każdym razie dla siebie kilka tu znalazłam. W tym quasi-remake'u
żelaznego klasyka, w „Wolf Man” 2025.