Chief of War to jedna z najnowszych produkcji oryginalnych AppleTV+ i jednocześnie jeden z najbardziej osobistych projektów w karierze Jasona Momoy. Przenosimy się w niej na malownicze hawajskie wyspy XVII wieku i poznajemy historię brutalnych walk o władzę i jednocześnie spokój.
Fabuła skupia się na rywalizacji pomiędzy wodzami czterech wysp położonych na archipelagu Hawajów. Choć żyją w stanie pokoju, niektórzy z nich wierzą w proroctwa mówiące o jednym królu, rządzącym wszystkimi wyspami. Pozostali, chociaż chcą żyć w spokoju, muszą bronić swoich poddanych przed zakusami innych władców. W międzyczasie na wyspy, zamieszkane przez tubylców przybywają żeglarze i odkrywcy zza oceanu, wplątując się w brutalne walki między plemiennymi wodzami. Głównym bohaterem tej historii jest Ka’iana – tytułowy Wódz Wojownik, dawny członek armii wyspy Maui, w tej chwili dezerter, chcący spokojnego życia razem ze swoją rodziną. Nadchodząca wojna o przejęcie absolutnej władzy zmusza go jednak do powrotu na brutalną ścieżkę.
Jak to zwykle bywa w tego typu opowieściach, mamy kilku ważniejszych bohaterów, którzy pretendują do roli wielkiego przywódcy. Każdemu z nich poświęcono odpowiednio dużo czasu, aby pokazać jego charakter, motywacje, historię. Dostajemy tutaj więc historię pokroju Gry o Tron, osadzoną bardziej w klimatach Apocalipto. Imponującą rzeczą jest fakt, iż wszyscy bohaterowie mówią w oryginalnym hawajskim języku. Podobnie jak w drugiej z powyżej wspomnianych produkcji, nadaje to niesamowitego charakteru oraz realizmu. Twórcy i aktorzy poczynili długie przygotowania i wielkie starania, dbając o jak największą autentyczność tego języka. Efekt jest naprawdę godny podziwu. Tak samo imponujące są zdjęcia malowniczych krajobrazów hawajskich wysp. Ujęcia, na których z oddali widać archipelag, naprawdę zapierają dech. Gdy do tych pięknych scenerii dodamy całą charakteryzację i kostiumy, w efekcie dostajemy niezwykle barwną, klimatyczną i realistyczną produkcję.
Choć Jason Momoa jest twarzą i niejako jednym z ojców tego projektu, nie jest jego najjaśniejszą stroną. Temuera Morrison, Cliff Curtis, czy mniej znane Luciane Buchanan i Mainei Kinimaka – to oni w zasadzie robią najlepszą robotę. Nie mówię jednocześnie, iż Momoa wypadł źle – w żadnym razie. On również odegrał bardzo dobrze swoją postać: silnego, hardego, ale i mądrego wojownika. Jednak największe wrażenie robią bohaterowie wokół niego – to ich oddziaływanie czuć najlepiej: wręcz biją od nich emocje. Ich kreacje są naprawdę świetne i naprawdę dobrze się ich ogląda.

Twórcy starali się jak najwierniej podążyć za historycznymi wydarzeniami, i o ile udało mi się zorientować, wyszło im to całkiem dobrze. Fakt, nie wszystko zgadza się książkowo ze stanem faktycznym, jednak w żadnym wypadku nie przeszkadza to w odbiorze. Wydarzenia nie są w żaden sposób odrealnione, a więc jakiekolwiek różnice nie są odczuwalne dla nieznającego historii widza.
Pomiędzy tematem wojny i zjednoczenia toczą się również pomniejsze, ale również ciekawie poprowadzone wątki miłosne. Nie ma położonego na nich zbyt wielkiego nacisku i nie zabierają wiele czasu ekranowego. Są subtelne i, między innymi dzięki temu, dobrze splatają się z pozostałymi elementami tej historii.
Chociaż jest to produkcja opowiadająca o historii sprzed paru wieków, nie uciekła przed nowoczesnymi „trendami”. Gdzieś między wątkami przemycono kapkę filozofii woke, która tu objawia się pokazaniem dwóch zakochanych w sobie wojowników. Dodatkowo miałem wrażenie, iż momentami, gdzieś w tle tematów wojny i przywództwa, cichutko pogwizduje sobie powiew feminizmu. Na całe szczęście bardzo subtelnie, a nie w postaci przydługich monologów o znaczeniu kobiet w społeczeństwie, okraszonych patetyczną muzyką spod palców Hansa Zimmera. To skutecznie ubiłoby próbę realistycznego odwzorowania tamtych czasów, w których tego typu sytuacje oczywiście nie miałyby miejsca. Widzimy za to kilka ciekawie poprowadzonych kobiecych postaci, które, szukając swego miejsca w świecie, gdzie to mężczyźni mają do powiedzenia najwięcej, wstępują w szeregi armii lub zostają członkiniami królewskiej rady. I, co więcej, okazuje się, iż to te kreacje właśnie są jednymi z najlepiej odegranych ról w serialu.

Bardzo dobrze zbudowany – poprzez scenerię i charakteryzację – klimat, autentyczność, odzwierciedlenie kulturowe, majestatyczne zdjęcia oraz interesująca i wciągająca fabuła tworzą wspólnie naprawdę solidną produkcję. Wódz Wojownik to serial, który naprawdę dobrze się ogląda i który z odcinka na odcinek pochłania coraz bardziej, sprawnie buduje napięcie oraz intrygę, dzięki czemu nie możemy doczekać się wielkiego finału. Bez chwili zastanowienia sięgnę po kolejne odcinki, gdyż ta historia, która w trakcie obrała nieco inny kierunek, jeszcze się nie zakończyła.
Źródło grafiki głównej: AppleTV