Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów – recenzja filmu

popkulturowcy.pl 1 dzień temu

Po 10 latach Śródziemnie znów zawitało do sal kinowych. Tym razem jednak dostajemy historię o wiele dawniejszą niż dzieje Bagginsów z Shire. Czy Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów godny jest polecenia?

Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów toczy się ponad 200 lat przed wydarzeniami znanymi z trylogii Petera Jacksona, w Królestwie Rohan za panowaniem Helma Żelaznorękiego. Tam poznajemy naszą główną bohaterkę – Herę. Protagonistka to córka Helma, uważana przez wielu za dzikuskę przez jej miłość do natury i częste jazdy konno na dzikich terenach. Pewnej nocy do stolicy Rohanu – Edorasu – przyjeżdża jeden z jego wasali, Freka, z wielką propozycją dla króla. Proponuje on związek małżeński między Herą a synem Freki, Wulfem.

Choć Hera i Wulf byli wielkimi przyjaciółmi w dzieciństwie, kobieta nie chce przyjąć jego oferty. Rozmowa między wasalem a panem gwałtownie przeradza się w aferę, która kończy się walką. Podczas potyczki Żelaznoręki bardzo mocno uderza Frekę, co przypadkowo powoduje jego natychmiastową śmierć. Choć zgon był wypadkiem, Wulf przysięga Helmowi krwawą zemstę. Za te słowa Król decyduje się wygnać syna Freki z królestwa Rohanu. Parę lat po tragedii , Wulf wraca z wielką armią, by spełnić swą obietnicę. Hera będzie musiała zmierzyć ze swym dawnym przyjacielem i uratować całe królestwo Rohanu.

Wiem, bardzo długi opis fabuły, ale musiał taki być, gdyż Wojna Rohirrimów to historia z wieloma wydarzeniami oraz postaciami, które miały wielki wpływ na Śródziemie. Początek jest naprawdę interesujący i jesteśmy ciekawi, jak potoczą losy się bohaterów – ale niestety gwałtownie to się kończy. Twórcy w ogóle nie wiedzą jak utrzymać zainteresowanie oglądającego, dlatego już po 30 minutach zaczynamy czuć małe zmęczenie. Wszystko przez naprawdę słabe dialogi oraz praktycznie brak jakichkolwiek prób rozwoju postaci. Ba! Niektórzy w ogóle nie posiadają ani krzty osobowości, dlatego też ich los nas w ogóle nie obchodzi.

Ogółem sama narracja i format opowieści to praktycznie Dwie Wieże (tylko o wiele gorsze), co też powoduje, iż trudno tu znaleźć coś oryginalnego. Choć są tu naprawdę interesujące koncepty, które mogą w interesujący sposób rozwinąć tolkienowski świat, scenariusz nic nie robi, by wykorzystać potencjał jakiegokolwiek pomysłu. Najgorszą decyzją, jaką mogli scenarzyści podjąć, to podstawić całą intrygę na relacji Hery i Wulfa. Ani protagonistka, ani antagonista nie mają dosłownie żadnej osobowości, a scen z nimi związanych jest tak żenująco mało, iż finałowa walka nie wywołuje u widza żadnych emocji. Dosłownie wystarczyło dać tylko więcej scen z ich dzieciństwa, by oglądający mógł cokolwiek poczuć podczas seansu.

Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów to też skarbnica głupot fabularnych. Muszę przyznać, iż jestem osobą często wybaczającą niedociągnięcia w scenariuszu. Jednak w przypadku filmu Kenji’ego Kamiyamy jest ich tak dużo, iż nieraz aż się śmiać, jak bardzo żenująca jest opowieść. Nie ma tu żadnych konsekwencji czynów, a decyzje (lub też często ich brak) bohaterów nieraz przeczą jakiekolwiek logice. Tak, jakby wszyscy w tym Rohanie mieli niski iloraz inteligencji…

Fot. Kadr z filmu

A jak wypada oprawa graficzna? Jest naprawdę nieźle. Kreska jest dobrej jakości, postacie wyglądają ślicznie, a bitwy wyglądają niekiedy po prostu zjawiskowo. Niestety prócz animacji 2D, jest też wiele elementów 3D, które prezentują się wręcz paskudnie. Dlatego też gdy pojawiają się połączenia manualnie narysowanych bohaterów z 3D tłami bądź budynkami, wygląda to po prostu słabo, zwłaszcza na wielkim ekranie. Po Władcach Pierścieni spodziewałem się pięknych krajobrazów, ale niestety tego nie dostałem.

Co ciekawe, Wojna Rohirrimów, choć posiada własną ścieżkę dźwiękową, korzysta też z twórczości Howarda Shore’a, a dokładnie z kawałków z trylogii Petera Jacksona. I jest to zdecydowanie bardzo słaba decyzja, gdyż twórcy nie mają zielonego pojęcia, w którym momencie używać danych utworów. Nieraz czułem się wręcz niekomfortowo, gdyż podczas danej sceny użyto kawałka, który do sytuacji w ogóle nie pasuje, co wyglądało… po prostu głupio. Czuję, jakby to była tania próba gra na emocjach i nostalgii fanów Władcy Pierścieni, która kompletnie według mnie się nie udała. Chociaż dobrze, iż obsada aktorska jest na plus. Aktorzy (zwłaszcza Brian Cox) wykonali świetną robotę, dlatego szkoda, iż użyczyli głosu postaciom nijakim i bez żadnej osobowości.

Fot. Kadr z filmu

Władca Pierścieni: Wojna Rohirrimów nie jest niczym innym jak wielkim rozczarowaniem. Choć posiadał wielki potencjał, finalnie produkt prezentuje się po prostu słabo. Żaden element filmu nie wychodzi poza przeciętność, a o seansie i szczegółach fabularnych zapomniecie już dzień po. Warner już za dwa lata zaprezentuje nowy obraz kinowy – Polowanie na Golluma. Oby ten tytuł wyszedł lepiej, bo będąc szczerym, nie mają na razie mojego kredytu zaufania.


Źródło obrazka głównego: materiały prasowe (Warner Bros)

Idź do oryginalnego materiału