Mało która książkowa i filmowa trylogia może równać się z Władcą Pierścieni. Kultowe dzieło literatury J.R.R. Tolkiena i jego ekranizacja w reżyserii Petera Jacksona są uznawane za jedne z najlepszych przedstawicieli gatunku fantasy w swoich dziedzinach. Nic dziwnego więc, iż to legendarne uniwersum rozprzestrzeniło się także i na inne gałęzie popkultury.
Oprócz całej lawiny książek poświęconych Śródziemiu, serialu (hehehe) czy gier video, otrzymaliśmy również mnóstwo planszówek w świecie LOTR. Po za tą najsłynniejszą, ostatnimi czasy głośno zrobiło się o recenzowanej tu karciance (8.1 na BGG!). Czy rzeczywiście Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia. Wciągająca gra karciana jest tak dobra i – jak mówi sam podtytuł – wciągająca? Od razu wam powiem, iż ja tego zdecydowanie nie poczułem, a winę za ten stan rzeczy ponoszą… Księżniczki i królobójca.
The Fellowship of the Ring to kooperacyjna gra karciana dla od 1 do 4 graczy. Rozgrywka opiera się na zbieraniu lew i przechodzeniu przez kolejne rozdziały-scenariusze. Tych z kolei jest 18 i przedstawiają one wydarzenia z pierwszej części klasycznej powieści Tolkiena. Jak można się domyśleć, każdy scenariusz ma swoje warunki zwycięstwa i różni się kartami specjalnymi czy chociażby innym zestawem bohaterów. Co oczywiste, im dalej będziemy się posuwać w opowieści, tym trudniejsze będzie odniesienie ostatecznego tryumfu.
Jak wygląda rozgrywka? Na środku stołu kładziemy kartę danego rozdziału, razem z kartami wymienionych postaci. Standardowo, tasujemy i rozdajemy równą ilość kart z głównej talii wszystkim graczom. Gracze następnie wybierają swoich bohaterów – to ich cele muszą spełnić, aby odnieść zwycięstwo w rozdziale. Jakie to cele? Na przykład wygranie tylko 1 lub 2 lew albo wygranie co najmniej 3 kart pierścieni – wszystko kręci się wokół zdobywania kart i wygrywania lew. Osoba rozpoczynająca lewę zagrywa dowolną kartę z ręki na środek stołu. Kolor tej pierwszej karty jest kolorem atutowym. Pozostali gracze, w kolejności zgodnej z kierunkiem ruchu wskazówek zegara, wykładają na stół karty zgodne z kolorem atutowym. jeżeli gracz nie może zagrać karty do koloru, może zagrać dowolną kartę z ręki.
Gdy wszyscy wyłożą po 1 karcie, należy sprawdzić, kto zagrał kartę koloru atutowego o najwyższej wartości. Ten gracz zwycięża, bierze wszystkie karty z lewy i układa je zakryte na stosie przed sobą, a następnie rozpoczyna kolejną lewę. Runda dobiega końca, gdy gracze zużyją wszystkie karty z ręki. jeżeli wszyscy gracze osiągną cele swoich postaci w tej rundzie, wygrywają, kończą rozdział i mogą przejść do kolejnego. jeżeli choć jedna osoba nie osiągnie celu, wszyscy przegrywają i powinni rozegrać rundę jeszcze raz.
Brzmi interesująco? No pewnie, iż tak! Jako fan LOTR-a, nie mogłem doczekać się tego, aby zostać rzuconym w wydarzenia wyjęte z pierwszej części książkowej trylogii i wcielić się w Gandalfa czy Froda. Jakież było me rozczarowanie, gdy okazało się, iż w praktyce gra okazuje się mało wciągająca (wbrew swej nazwie), a kooperacja jest mocno ograniczona, gdyż w żaden sposób nie można rozmawiać na temat swoich kart czy strategii. Wiecie, to tak, jakby Drużyna Pierścienia przez całą książkę czy film dreptała do Góry Przeznaczenia, nie zamieniając przy tym ani słowa. Rosnący poziom trudności i nowe karty jakoś to niby starają się zrekompensować, ale gra zwyczajnie nie daje frajdy i dość gwałtownie się nudzi. Nie wyobrażam sobie grać w nią od początku, z inną grupą znajomych.
Drugą kwestią są wspomniane wcześniej królewskie persony, a dokładniej Zbuntowane Księżniczki oraz Królobójca. Są to gry karciane, które miałem przyjemność niedawno poznać, a które zawierają w sobie właśnie mechaniki zbierania lew (ta pierwsza) oraz kooperacji (ta druga). Nie wiem, czy mieliście okazję zagrać w którąś z nich, ale są to bardzo oryginalne i wciągające karcianki, dające naprawdę ogromne pokłady funu i satysfakcji. Wykorzystują przy tym mechaniki występujące we Władcy znacznie, znacznie lepiej, niż sam Władca Pierścieni. Może, MOŻE gdybym nie znał ich wcześniej, to wtedy na Fellowship spojrzałbym łaskawszym okiem.
Na pochwałę na pewno zasługuje za to szata graficzna. Witrażowy styl grafik bardzo wyróżnia tę grę. Cieszy mnie nietypowe podejście twórców, bo jest to rzeczywiście coś, na co zwraca się uwagę. Niekoniecznie mi się podoba, ale na pewno doceniam zamysł. Samo pudełeczko jest bardzo zgrabne i zdecydowanie rzuca się w oczy dzięki dużej grafice pierścienia. Na plus również zaliczam bardzo przejrzystą instrukcję oraz klimat, jaki towarzyszy graczom w trakcie rozgrywki.
Jeśli jesteś hardkorowym fanem The Lord of the Rings, to pewnie powinieneś kupić tę grę aby móc przeżyć pierwszą część książkowej trylogii w całkowicie inny, nowy sposób. Natomiast jeżeli jesteś hardkorowym planszówkowiczem i zaintrygował Cię pomysł na rozgrywkę, to pewnie na Twoim miejscu zdecydowałbym się na Zbuntowane Księżniczki bądź Królobójcę. Może przy Dwóch Wieżach będzie lepiej…