Wino ma głos

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. Marta Konek


Trzeba po prostu korzystać z okazji i nie walczyć z przeznaczeniem. Trzeba umieć korzystać z tego, co życie przynosi w darze i wyciskać jak cytrynę – mówi, siedząc przy stoliku w rodzinnej restauracji Dworek Koper w Grabównie. Co jednak nie oznacza, iż o spełnianie marzeń nie trzeba walczyć. Wręcz należy! choćby wtedy, gdy wszystko sprzysięga się przeciwko tobie.

Enologia

Co można zrobić, gdy na wymarzone studia przyjmują jedynie dwadzieścia pięć osób, a ty jesteś dwudziesta dziewiąta na liście?

„Wyjścia są dwa. Albo trzeba zabić cztery osoby, które są przed tobą, albo przekonać uczelnię, iż to właśnie ty powinnaś zostać studentką.” – śmieje się Anna, właścicielka restauracji, malarka, absolwentka podyplomowych studiów enologicznych na Uniwersytecie Jagiellońskim, twórcza kobieta z niesamowitą wyobraźnią.

Nie będziemy trzymać czytelników w niepewności. Nie doszło do seryjnych zabójstw kandydatów na studia enologiczne. Anna wybrała ten drugi sposób. Najpierw wyprawiła się do Krakowa, by osobiście porozmawiać z kierownikiem studiów.

Anna Koper, fot. Marta Konek

Co prawda na uczelnię trafiła bez problemu, ale okazało się, iż opiekun studiów dr Gawlik jest chory, a drugiej po Bogu osobie, pani Danusi nie ma w pracy.

Portier pozwolił jej poczekać, a choćby zadzwonił gdzie trzeba, niestety tego dnia na uczelni nie było nikogo, z kim można by sprawę załatwić. W międzyczasie od portiera dowiedziała się, gdzie można się czegoś dowiedzieć. Tam życzliwie jej poradzono, aby napisać do doktora, bo mimo choroby, pan doktor chętnie odpisuje na maile. Anna napisała, co jej w sercu grało…

„Siedziałam na tym korytarzu i pierwszy raz w życiu pisałam maila z tableta. Opisałam całą moją historię, napisałam, iż to ja jestem tą idealną kandydatką na studia. Że specjalnie pojechałam rok wcześniej do Gruzji, aby poznać najstarsze miejsce na Ziemi znane z produkcji i historii wina. Napisałam, jak bardzo mi na tych studiach zależy i dlaczego tak bardzo chcę studiować enologię . I iż choćby jeżeli teraz się nie dostanę, to mam ogromną nadzieję, iż w kolejnym roku mi się uda”. – opowiada.

Potem poszła na spacer po Krakowie. Obejrzała „Damę z łasiczką”, odwiedziła Wawel i w katedrze wawelskiej oddała swoje sprawy w ręce Ojca Świętego. Wyszła stamtąd z takim przekonaniem, iż jeżeli jest to dla niej dobre, to niech się stanie, a jeżeli nie, to trudno, zrobiła przecież wszystko, co było w jej mocy.

„Poczułam się lekka, wolna. Wróciłam do domu.” – mówi.

14 lutego zadzwonił telefon. To była pani Danusia z uczelni z dobrą nowiną, iż kandydaci się wykruszyli i jest dla niej miejsce.

„Byłam taka szczęśliwa, iż kilka razy wyznałam przez telefon miłość obcej kobiecie.” – Anna śmieje się, iż ten dzień pamiętać będzie do końca życia.

Kraków okazał się dla niej łaskawy. Poznała świetnych ludzi, pomimo pandemii skończyła studia, otworzyła się przed nią przestrzeń, której istnienie tylko przeczuwała. Zanim jednak na dobre zanurzymy się w świecie win, opowiedzmy o samej Annie.

Anna

Wychowała się w artystycznej rodzinie i od dziecka chłonęła twórczą atmosferę. Od zawsze rysowała i malowała. Jej rodzice organizowali prywatne plenery malarskie i fotograficzne, a ona spędzała czas z artystami, przyglądała się ich pracy i stawiała pierwsze, artystyczne kroki. Nic dziwnego, iż po szkole podstawowej zaczęła naukę w liceum plastycznym w Bydgoszczy.

fot. Marta Konek

Nauka szła jej bezproblemowo do momentu, kiedy w trzeciej klasie, po wakacyjnym plenerze usłyszała, iż nie potrafi malować i iż przyjęcie jej do szkoły plastycznej to była pomyłka.

Może komuś innemu taka uwaga na zawsze podcięłaby skrzydła, ale na Annę zadziałała motywująco. Zaczęła się zastanawiać – ale jak to, nie potrafię? Zaczęła pytać artystów, którzy pojawiali się w domu jej rodziców. I to był adekwatny krok, bo Franciszek Maśluszczak, kazał jej malować dalej, bo sam doświadczył w młodości różnych przeszkód życiowych.

Kolejną osobą, która miała wpływ na sposób, w jaki tworzy, był Andrzej Tanczak, który otworzył jej widzenie na świat rysunku. Omawiał z nią prace, wspólnie rysowali i nagle coś zaskoczyło.

„A to tak?” – zdziwiła się Anna.

Pomagał jej przygotować się do dyplomu w Liceum Plastycznym.

„Mój charakter artystyczny był taki prosty, toporny, a Andrzeja delikatny, zwiewny. Młody człowiek czerpie inspiracje od mistrza, nasiąka jego patrzeniem. Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, iż to było bardzo wartościowe dla mnie doświadczenie.” – opowiada Anna Koper.

Do Warszawy na ASP się nie dostała, więc skorzystała z kolejnej nieoczywistej okazji – otóż w Szczecinie zaczęła działalność Wyższa Szkoła Sztuki Użytkowej. Polubiła Szczecin tak bardzo, iż po licencjacie zdecydowała się na studia magisterskie z marketingu.

„Nie wiedziałam, iż wpakowałam się na studia z ekonomią, matematyką i statystyką.” – śmieje się, iż to było kolejne zrządzenie losu, bo wiedza tam zdobyta zaprocentowała w późniejszym życiu.

„Potem była Warszawa, która była dla mnie lekcją pokory.” – Anna wspomina, iż pobytowi w stolicy zawdzięcza praktyczną wiedzę o wartości powiązań i barierach, które trudno przeskoczyć.

I choć zrobiła w Warszawie fajną wystawę, pomiędzy nią a tym miastem nie zaiskrzyło. Zaczęła się zastanawiać, co zrobić ze swoim życiem. W podjęciu decyzji pomogli jej rodzice, którzy powiedzieli, iż ma przestać prosić kogoś o pracę , tylko sama może tę pracę dawać i zaproponowali jej, aby wróciła do Grabówna i prowadziła rodzinny biznes.

fot. Marta Konek

Wróciła. Rodzice zainwestowali wszystkie oszczędności w kolejny remont zabytkowego dworku. Trzeba było na nowo budować renomę miejsca i restauracji nadwyrężone przez dzierżawcę obiektu.

„Pamiętam taki ponury, wrześniowy dzień. Remont w pełni, rozprute ściany, kuchnia w rozsypce. I nagle w drzwiach staje pani z Piły, która przebiła się przez kupy gruzu i cegieł leżące na podjeździe, by zamówić przyjęcie komunijne.” – Anna wspomina, iż to był moment, w którym pomyślała, iż jeżeli obcy ludzie wierzą w powodzenie tego projektu, to po prostu musi się udać.

Dworek Koper

Dzisiaj restauracja Dworek Koper tętni życiem i serwuje (między innymi) najlepsze na świecie kołduny litewskie.

„Kiedy przyjechałam do Grabówna, wszystko wydawało mi się koszmarem, czułam się osamotniona i obca, ale myślałam, iż będę miała czas malować. Musiały minąć lata zanim zrozumiałam, jaka jest moja rola w tym miejscu.”– mówi.

Krok po kroku budowała swój świat na nowo. Choć malowanie zeszło na dalszy plan, zdarzyło jej się zrobić kilka wystaw. Stworzyła Klub Kobiet Ciekawych, w którym podczas spotkań występy ciekawych gości (artystów, podróżników, naukowców) łączyły się z podróżą w świat smaków.

W dworku powstała galeria obrazów, w której znalazły się zarówno te, które sama namalowała, jak i pokaźny zbiór prac innych malarzy, grafików i fotografików. Wszystkie meble w dworku to antyki, odnowione przez ojca Anny.

„Kilka lat temu zaczęła się moja najciekawsza przygoda. A zaczęła się od rozmów z dostawcą win zaopatrującym restaurację.” – Anna opowiada, iż jej wiedza o winach była bardzo powierzchowna i ograniczała się w zasadzie do tego, z czym podawać wino białe, a z czym czerwone.

Kiedy jednak zaczęła zgłębiać temat okazało się, iż nic nie jest takie oczywiste, jak się z pozoru wydaje. Czytała przewodnik Parkera po winach świata. Czytała o regionach, w których wino powstaje, o szczepach winorośli, o mitach i legendach związanych z winem.

„Czułam, iż to ważne, iż wino to coś więcej.” – mówi, iż stąd wziął się pomysł na wyprawę do Gruzji.

Ta wyprawa tylko zaostrzyła w niej apetyt na poznawanie winnego świata. Stąd pomysł na studia podyplomowe z enologii. Studiom zawdzięcza nowe przyjaźnie, nowe przestrzenie do działania.

Kuzyn koleżanki prowadzi dużą winnicę między Krakowem a Katowicami. Ta znajomość zaowocowała stworzeniem win dedykowanych gościom Dworku Koper.

Leżakują w piwniczce wyremontowanej i urządzonej przez ojca Anny, z którym w poszukiwaniu inspiracji wybrała się do Zielonej Góry na Dni Otwartych Piwnic Winiarskich.

O winie

Anna o winie opowiadać może godzinami. O tym, jak wino powstaje, jak pod wpływem światła i muzyki zmienia się jego smak, jak zmienia się odbiór smaku potraw, do których pije się wino. Opowiada o tym, iż w Gruzji winogrona traktuje się z takim szacunkiem, z jakim u nas niegdyś traktowano chleb. To, co mówi, czasami brzmi jak poezja.

„Wino potrzebuje czasu, żeby dojrzeć, a wraz z dojrzewaniem zmienia się jego aromat i smak. Słodycz się uwypukla, cierpkość zaokrągla. Wino to żywy organizm i podobnie jak ludzie, ma swój najlepszy czas. To jak z nami, gdy wchodzimy w dojrzałą młodość, jesteśmy w pełni sił, najbardziej twórczy, witalni. Z winem jest podobnie, bo po tym najlepszym okresie przejrzewa, żeby nie powiedzieć, iż się starzeje. – mówi.

Podczas rozmów z miłośnikami win rosło w niej przekonanie, iż wino dobrze łączy się nie tylko z poezją, ale również z innymi dziedzinami sztuki.

fot. Marta Konek

A iż jeszcze od czasów bydgoskich wiele ją łączy z środowiskiem muzyki jazzowej, postanowiła spróbować połączyć te dwie pasje. Zorganizowała w Dworku Koper artystyczne spotkania przy winie, muzyce i dobrym jedzeniu.

Podczas pierwszego spotkania w ramach „EnoMuzycznej Jesieni w Dworku w Grabównie” zaprezentowano dwa wina z winnicy Saint Vincent w połączeniu ze specjalnie skomponowanymi do nich utworami muzycznymi autorstwa Piotra Pawlaka. Wplotła w to wydarzenie swoją malarską pasję, tworząc do win autorskie etykiety.

Podczas listopadowej odsłony EnoMuzycznej Jesieni głos zabrało… wino. Było to możliwe dzięki Konradowi Rogińskiemu, który stworzył do tego celu specjalne instrumenty. Multisensoryczna podróż w głąb małego kosmosu zaangażowała wszystkie zmysły gości – wzrok, słuch, zapach, smak, dotyk. Okazało się, iż wino oprócz zapachu, smaku czy koloru, ma również głos.

Czy czuje się spełniona? Nie, choć jak mówi, to jak z pytaniem o szklankę, czy jest do połowy pełna, czy do połowy pusta. Jej szklanka jest do połowy pełna, ale to oznacza tylko tyle, iż pozostało przestrzeń, do której można tyle wlać.

Miała inny pomysł na siebie, myślała, iż jej życie będzie wyglądać inaczej. Ale czy to, jak wygląda, jest gorsze od tego, które planowała? A może jest lepsze, bo otwiera tyle różnych możliwości?

„Dawno temu w Szczecinie koleżanka stawiająca amatorsko horoskopy powiedziała, iż będę osobą znaną. Nie sławną, ale popularną. A po czterdziestce będę kobietą wolną, niezależną. Taką panią z piórkiem w dupie.” – śmieje się i mówi, iż najlepsze dopiero przed nią, bo życie pozwala jej przekuwać pasje i pokłady wyobraźni w kolejne działania.

A iż nie potrafi osiąść na laurach, ciągle się uczy, rozwija i sięga po nowe przestrzenie, więc może kiedyś powie o sobie, iż tak, teraz czuje się spełniona.

„I wtedy będę mogła położyć się i umrzeć.” – puentuje.

Idź do oryginalnego materiału