Willem Dafoe grał w swojej karierze postaci, które nie przeżyły do końca filmu (choćby w Spider-Manie). W wywiadzie z Empire aktor opowiedział o tym, dlaczego lubi grać bohaterów, którzy umierają na ekranie.
Dafoe stwierdził:
To podnosi stawkę. Każdy, chyba iż akurat śpi, ma w swojej wyobraźni jakiś obraz własnej śmierci. Gdy znajdujesz się w fikcji i masz okazję przeżyć taką fantazję oraz wyobrazić sobie wersję tego, co mogłoby ci się przydarzyć, choćby w takich ekstremalnych przypadkach, coś w tym doświadczeniu wynosi cię na wyższy poziom. To jest bardzo specyficzne i osobiste, ale jednocześnie nie dotyczy ciebie, bo okoliczności nie są związane z twoim życiem. Przypomina to trochę dziecięcą wyobraźnię i zabawy w policjantów i złodziei. Jest w tym stawka i pewne zrozumienie strachu, dramatu umierania. Odgrywanie tego, choćby bez żadnego realnego ryzyka, jest pięknym ćwiczeniem. Jestem pewien, iż w określonych kulturach istnieją rytuały, które mają na celu pomóc ludziom przygotować się na ich śmierć.
W lutym będzie kolejna okazja, by zobaczyć Dafoe na ekranach polskich kin – a to za sprawą Nosferatu Roberta Eggersa.