Wydaje się, iż Willem Dafoe urodził się, by grać postaci ambiwalentne, niepokojących psychopatów. W kreśleniu psychologicznych portretów osób spoza strefy komfortu jest mistrzem, a na planie filmowym nic nie jest mu straszne. W "Nosferatu" Roberta Eggersa nie wcielił się jednak w tytułowego wampira, a w badacza, co wymyka się racjonalnemu umysłowi. — Zawsze miałem świra na punkcie śmierci. I nie wydaje mi się, by było to złe — mówi Onetowi.