idę mostem do piekła
z rozpaczy zbudowanym
zaczynałem od miłości
w połowie kocham zagubiony
idę tam gdzie ból króluje
martwe zakochanie
w ciemność się zmieniam
niepodobną do człowieka
chodzą po mnie nieszczęśnicy
miłość zamieniając w gniew
nadzieja się zabiła
skacząc w odmęty
łez oceanicznych
demony nienawiści
całują stopy
a gdyby tak zawrócić z drogi
i wrócić do miłości?
Most światła
wracam mostem do nieba
gdzie choćby atom potrafi kochać
miłość delikatna
jak skrzydła anioła
śpiewa przez całą drogę
stopy mam lekkie
frunę
nad mostem
zostawiając na dole cierpienie
kocham
o miłości marzę
na miłość liczę
miłością się staję
Statystyki: autor: Toyer — 06 paź 2025, 12:02