Wielki powrót z małym zawodem

filmweb.pl 2 dni temu
Zdjęcie: plakat


Po ponad dekadzie oczekiwań i licznych odgrzewanych kotletach w postaci DLC do "Mario Kart 8 Deluxe", Nintendo w końcu serwuje pełnoprawną, nową odsłonę swojej najbardziej dochodowej serii wyścigowej. "Mario Kart World" debiutuje jako tytuł startowy na Nintendo Switch 2 i – jak sama nazwa sugeruje – zabiera nas w podróż po otwartym świecie, który miał być prawdziwym game-changerem. Miał, ale nie do końca jest. Choć gra robi pierwsze wrażenie z przytupem, to z czasem odsłania swoje ograniczenia i staje się przykładem tego, jak łatwo można zmarnować ogromny potencjał.

  • Nintendo


"Mario Kart World" zrywa z klasyczną strukturą serii, przynajmniej na papierze. Tym razem zamiast statycznego menu i podziału na zamknięte trasy, dostajemy wielki, zintegrowany świat, który można swobodnie eksplorować w trybie „Free Roam”. To coś na wzór "Forzy Horizon", gdzie od jednych zawodów do drugich przemieszczamy się bez ekranów ładowania, mijając zróżnicowane lokacje – od pustyń, przez ośnieżone szczyty, aż po futurystyczne miasta. Pomysł brzmi świetnie, wykonanie… już niekoniecznie.

Otwarte środowisko w "Mario Kart World" to bardziej dekoracja niż pełnoprawny tryb rozgrywki. Owszem, możemy zbierać monety, wykonywać drobne misje czy odnajdywać ukryte elementy, ale wszystko to ma charakter bardzo powierzchowny. Świat nie żyje, nie nagradza eksploracji w znaczący sposób, a co najgorsze – nie oferuje możliwości wspólnej gry w lokalnym multiplayerze w trybie otwartym. To ogromny zawód, zwłaszcza iż sam pomysł aż prosi się o integrację z kanapowym graniem we dwoje lub czworo.

  • Nintendo


Prawdziwym przełomem w "Mario Kart World" jest natomiast zwiększenie liczby zawodników na trasie do 24. Efekt? Totalny chaos. Kiedyś Mario Kart balansował na granicy między arcade’ową losowością a rzeczywistą rywalizacją – teraz ta granica znika. Gdy na ekranie roi się od pojazdów, pocisków, bananów i eksplozji, szansa na to, iż wygrana zależy od naszych umiejętności, drastycznie maleje.

I choć dla wielu graczy to może być atut – bo przecież Mario Kart to gra imprezowa – dla tych, którzy liczyli na bardziej „pro” podejście, to powód do frustracji. Wystarczy jeden niefortunny moment, by spaść z 2. na 18. miejsce. Losowość jest tak ogromna, iż choćby doświadczeni gracze często kończą na szarym końcu, a nowicjusze potrafią zdobywać podia bez większego wysiłku.

Nowy tryb "Knockout Tour", gdzie odpadają ostatni zawodnicy po każdym okrążeniu, wprowadza prawdziwe emocje i nieco więcej struktury. Ale i tu zabawa kończy się szybko, bo przy tylu graczach i tylu zmiennych, o wszystkim decyduje raczej szczęście niż strategia.

  • Nintendo


Trzeba jednak przyznać – wizualnie "Mario Kart World" prezentuje się znakomicie. Nintendo wycisnęło z Switcha 2 naprawdę sporo, oferując płynne 60 klatek na sekundę w singlu i online, a także oszałamiające detale na trasach. Efekty świetlne, dynamiczna pogoda, odbicia na wodzie czy animacje postaci – wszystko działa na najwyższym poziomie.

Same trasy są różnorodne i pełne smaczków – od szalonych serpentyn Rainbow Road, przez lawowe pułapki w Bowser’s Castle, aż po klimatyczne miejskie pejzaże w stylu Tokio i Paryża. Problem w tym, iż poza kilkoma wyjątkami większość lokacji nie zapada w pamięć. Są ładne, ale pozbawione wyrazistej tożsamości. To trochę jak z piękną, ale nijaką kartką pocztową – ogląda się z przyjemnością, ale nie zostaje w głowie.

Jedną z najbardziej niezrozumiałych decyzji Nintendo jest niemal całkowity brak możliwości personalizacji zawodników i pojazdów. O ile w poprzednich odsłonach mogliśmy dowolnie modyfikować elementy bolidu – opony, silnik, korpus – tak tutaj ograniczono nas do kilku gotowych konfiguracji i kosmetycznych strojów, które i tak są losowo odblokowywane poprzez zbieranie jedzenia (!) na trasach.

  • Nintendo


To spory krok wstecz, który odbiera grze regrywalność i poczucie progresu. Zwłaszcza iż obecność kamerki i możliwość podpięcia własnej twarzy do awatara aż się prosi o więcej możliwości personalizacji. A tak – dostajemy ciekawostkę technologiczną, ale bez głębi.

W tej kwestii Nintendo nie zawiodło. Ścieżka dźwiękowa "Mario Kart World" to prawdziwa perełka. Obejmuje ponad 200 utworów – zarówno nowe kompozycje, jak i odświeżone wersje klasycznych melodii z całej historii serii. Każda lokacja ma swój unikalny klimat, a utwory idealnie współgrają z wydarzeniami na ekranie.

Do tego dochodzą efekty dźwiękowe – soczyste, wyraziste, czasem wręcz przesadzone – które nadają każdemu wyścigowi dodatkowej energii. Odgłosy przyspieszenia, wpadania w poślizg, wybuchów czy klasyczne „wahoo!” Mariana są znakiem rozpoznawczym serii – i tu także nie zawiodą nikogo.

Przez 11 lat, jakie minęły od ostatniej pełnoprawnej odsłony Mario Kart, świat gier wyścigowych mocno się rozwinął. Forza Horizon, Hot Wheels Unleashed, Trackmania, a choćby niezależne tytuły mobilne – wszystkie one udowodniły, iż można połączyć zręcznościową jazdę z otwartym światem i ciekawym progresem.

W tym kontekście "Mario Kart World" wypada blado. Nintendo postawiło na efekt „wow” i luźną zabawę, ale nie dostarczyło głębi, której oczekiwali fani. To piękna gra, która jednak nie wyznacza nowego standardu. Raczej ucieka do przodu, machając graczom z kolorowego balonika, który może w każdej chwili pęknąć.
  • Nintendo



Choć gra działa płynnie i wykorzystuje moc Switcha 2, jej zasobożerność daje się we znaki. W trybie przenośnym bateria konsoli znika błyskawicznie – po około dwóch godzinach zabawy możemy szykować się do podpięcia ładowarki. To zrozumiałe przy tak bogatej oprawie wizualnej, ale też uciążliwe dla mobilnych graczy. Zwłaszcza iż Mario Kart to przecież seria, która najlepiej sprawdza się w podróży, na wakacjach, na kanapie.

"Mario Kart World" to gra, która miała być wielkim krokiem naprzód, a okazała się… śliczną stagnacją. Otwarty świat jest ładny, ale pusty. Tryby gry są świeże, ale gwałtownie się nudzą. Chaos na torze bawi, ale odbiera poczucie kontroli. Nintendo dostarczyło dobrą produkcję imprezową, która świetnie sprawdzi się w gronie znajomych – ale dla fanów, którzy przez 11 lat czekali na ewolucję serii, to zdecydowanie za mało.

To trochę jak z kupnem wymarzonego auta – na zdjęciach wygląda cudownie, na pierwszej przejażdżce robi wrażenie, ale po kilku dniach jazdy zaczynasz dostrzegać, iż pod maską czegoś brakuje.
Idź do oryginalnego materiału