Teraz Portorykańczyk rozwija komediowe skrzydła. W „Fenickim układzie”, najnowszej propozycji Andersona, wciela się w Zsa-Zsa Kordę, szemranego magnata z plutokratycznymi sympatiami i charakterystycznym wąsem, w którego przepastnej posiadłości odstawione w kąt obrazy mistrzów zbierają kurz. Kordzie marzy się bycie królem świata, a przynajmniej królem Współczesnej Wielkiej Niezależnej Fenicji, fikcyjnej krainy na Bliskim Wschodzie. Tworzy więc zyskowny plan, w którym odpowiedzią na celowo wywołaną plagę głodu mają być połączone operacje z zakresu budownictwa, transportu, uzbrojenia, oczywiście wykonane nieodpłatnie, rękami niewolników.
Czytaj też: Środek na ulotność
Na filmowym kempingu
56-letni Wes Anderson słynie z tworzenia imponujących ekip aktorskich, a jego filmy są zawsze pracą zespołową. Artyści nie tylko spędzają razem czas na planie, ale też mieszkają w tym samym miejscu, wspólnie spożywają posiłki, organizują wieczorki filmowe. Ta wartość dodana sprawia, iż potem chcą do Andersona wracać, choć jak przyznaje reżyser, wzajemna sympatia nie jest wymogiem, by u niego grać.