Westetyka. Styl Wesa Andersona wyszedł poza kina. To zjawisko popkultury | Westetyka

polityka.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: TPS Productions/Focus Features


Wes Anderson, reżyser wchodzącego do kin filmu „Fenicki układ”, jest twórcą tak skoncentrowanym na estetyce, iż z czasem sam jego świat stał się dziełem sztuki. Skazany za morderstwo, który ucieka z najpilniej strzeżonego więzienia. Były meksykański prokurator zabijający na zlecenie. Rewolucjonista Che Guevara i narkotykowy boss Pablo Escobar. Kiedy reżyserzy myślą o Benicio del Toro, widzą niepokój, mrok i niebezpieczeństwo. Ale Wes Anderson potrafi w aktorze zobaczyć coś, czego nikt wcześniej nie dostrzegł. W „Kurierze Francuskim z Liberty, Kansas Evening Sun” obsadził go w niewielkiej rólce skazanego za morderstwo genialnego malarza Mosesa Rosenthalera. Postać niby poważna, ale, jak to u Amerykanina, pełna ironicznego humoru.

Teraz Portorykańczyk rozwija komediowe skrzydła. W „Fenickim układzie”, najnowszej propozycji Andersona, wciela się w Zsa-Zsa Kordę, szemranego magnata z plutokratycznymi sympatiami i charakterystycznym wąsem, w którego przepastnej posiadłości odstawione w kąt obrazy mistrzów zbierają kurz. Kordzie marzy się bycie królem świata, a przynajmniej królem Współczesnej Wielkiej Niezależnej Fenicji, fikcyjnej krainy na Bliskim Wschodzie. Tworzy więc zyskowny plan, w którym odpowiedzią na celowo wywołaną plagę głodu mają być połączone operacje z zakresu budownictwa, transportu, uzbrojenia, oczywiście wykonane nieodpłatnie, rękami niewolników.

Czytaj też: Środek na ulotność

Na filmowym kempingu

56-letni Wes Anderson słynie z tworzenia imponujących ekip aktorskich, a jego filmy są zawsze pracą zespołową. Artyści nie tylko spędzają razem czas na planie, ale też mieszkają w tym samym miejscu, wspólnie spożywają posiłki, organizują wieczorki filmowe. Ta wartość dodana sprawia, iż potem chcą do Andersona wracać, choć jak przyznaje reżyser, wzajemna sympatia nie jest wymogiem, by u niego grać.

Idź do oryginalnego materiału