Akira Toriyama ukształtował dzieciństwo znaczącej części moich rówieśników. To choćby nie opinia, tylko fakt. Niezależnie od tego, czy mówimy o przyzywaniu Shenrona, włóczeniu się w czasie i przestrzeni czy smoczych przygodach w niezwykłych okolicznościach przyrody, twórczość tego mangaki przewijała się nieustannie przez nasze życie. Wielka szkoda, iż nie dane mu było dożyć egranizacji krótkiej, bo zaledwie jednotomowej mangi stanowiącej jedną z wielu odskoczni autora od "Dragon Balla".
Wydane niemal ćwierć wieku temu "Sand Land" przenosi nas do tytułowej krainy wypełnionej zdradliwymi i przepastnymi wydmami. Wydarzenia, których będziemy świadkami, biorą swój początek ze wspomnianej już mangi, ale dokonują też swoistej reinterpretacji scenek mających miejsce w wydanym w 2023 r. filmie pełnometrażowym oraz serii anime, którą w Polsce można zobaczyć na Disney+.
Oto książę piekieł, Belzebub, zwany przez niektórych pieszczotliwie Belusiem, stara się nieść ukojenie swoim umęczonym pobratymcom. W świecie, w którym każda kropla płynu jest na wagę złota, ten, który ma wodę, ma wszystko. Przynajmniej do momentu, gdy konwojem z cieczą zainteresuje się nasz rogaty protagonista. Niezłomność i upór demona przyciągają uwagę emerytowanego wojskowego, Raua. Ten przekabaca dzieciaka na swoją stronę i wspólnie ruszają w kierunku gorejącego horyzontu. Sand Land stanowczo zbyt długo nie widział wody i ktoś musi ją wreszcie zwrócić przysychającym i przyklejającym się powoli do gleby mieszkańcom.
Owiane tajemnicą Legendarne Źródło nie leży oczywiście tuż za miedzą. Miejscu temu bliżej do bajkowego "za siedmioma górami, za siedmioma morzami". Z tym iż góry to przepastne kaniony, a morza to wydmy, na których widok wzdrygnąłby się sam Anakin Skywalker. Świat stworzony przez studio ILCA potrafi przytłoczyć rozmiarem. Gdziekolwiek spojrzymy, wszędzie zobaczymy piach, wydmy i uschnięte drzewka. Pokonywanie tej krainy na piechotę byłoby strasznym marnowaniem czasu.
Wyobraźcie sobie zatem coś na kształt "Mad Maxa", ale w odrobinę lżejszej, mangowej stylistyce. By pokonać pustynię, konieczne będzie wyposażenie się w coś więcej niż para wygodnych butów. Do naszej dyspozycji oddany zostanie szereg użytecznych pojazdów, które wyskakują z kieszeni mechaniczki Bul… znaczy się Anny, niczym dobrze znane kapsułki Hoi-Poi. Dostępny na starcie czołg może wydawać się rozklekotanym i ledwo trzymającym się kupy gruchotem, ale z biegiem czasu stanie się naszą opoką i głównym narzędziem siania zniszczenia. Pod koniec gry niespecjalnie miałam ochotę przesiadać się na pozostałe maszyny. Fakt, robot bojowy wyglądał przednio, ale nie umywał się do zardzewiałego gruchota, którego pozazdrościć mogła mi choćby załoga Rudego 102.
Odwiedzanie warsztatu i kombinowanie z pozyskaniem nowych części do maszyn było zaskakująco wciągające. Silniki, bieżniki, działka – to wszystko i jeszcze więcej czeka na nas w warsztacie Anny. Ponadto, po poznaniu innych postaci uda nam się przemalować te potężne machiny, a choćby poprzyklejać do nich kilka zabawnych wlepek. Szkoda tylko, iż lista przedmiotów potrzebnych do wzmocnienia nie różni się między maszynami. To doprowadza do konieczności farmienia tych samych przedmiotów w sytuacji, gdy pojazdy są na tych samych poziomach.
Gra stosuje pewne sztuczki, które zmuszą gracza do ponownego odwiedzania znajomych już miejscówek. Pomimo ogromnej przydatności, czołg będzie miał problem, żeby dostać się we wszystkie zakamarki krainy. Z pomocą przyjdzie poruszający się po wodzie poduszkowiec, ultra szybki motocykl, czy też robot skaczący wynoszący nas na wyżyny.
Znakomita część walk odbywać się będzie w pojazdach. Od czasu do czasu zmuszeni będziemy polegać na umiejętnościach Belusia i przyznam szczerze, iż sekwencje te nie cieszyły, a momentami choćby frustrowały. Bohaterowi brak dynamiki, bywa ociężały i zupełnie nie rozumiem, po co rozwijałam jego drzewko umiejętności, skoro uciekałam do metalowej fortecy, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja.
Jednak chyba nic nie sfrustrowało mnie tak, jak wymuszane sekcje skradankowe, w których trzeba lawirować między patrolami żołnierzy. Ich pole widzenia do samego końca pozostawało dla mnie zagadką, a powtarzania popsutych sekwencji raczej nie zaliczę do tych przyjemniejszych doświadczeń.
Pomimo wymienionych mankamentów, czas spędzony przy grze upływał mi nadzwyczaj szybko. Oczekiwałam mocno średniej gry, która mnie wynudzi i wymęczy. Tymczasem dzikie rajdy po piaszczystych (i nie tylko) ostępach sprawiły mi niesamowitą frajdę. Główny wątek zamknęłam w mniej więcej dwadzieścia godzin, ale wyciśnięcie z tej gry wszystkiego to prawdopodobnie zabawa na kolejne tyle. Na plus zaliczam też fakt pojawienia się polskiej lokalizacji. Za każdym razem, gdy widzę ją w grze, do której teoretycznie nie opłacałoby się jej robić, biję drobne brawa wydawcom.
Deweloperzy z ILCA nie stworzyli może dzieła przełomowego, ale "Sand Land" ma duże szanse na to, iż wciągnie Was niczym czerwie nieostrożnych wędrowców piasków Arrakis. Toriyama zdecydowanie byłby dumny, bo potencjał tkwiący w tej marce nie został zaprzepaszczony. Szkoda tylko, iż najprawdopodobniej nie będziemy mieli okazji spotkać tych bohaterów ponownie. Historia opowiedziana w mandze jest zamknięta i nie ma komu kontynuować dzieła mistrza.
Wydane niemal ćwierć wieku temu "Sand Land" przenosi nas do tytułowej krainy wypełnionej zdradliwymi i przepastnymi wydmami. Wydarzenia, których będziemy świadkami, biorą swój początek ze wspomnianej już mangi, ale dokonują też swoistej reinterpretacji scenek mających miejsce w wydanym w 2023 r. filmie pełnometrażowym oraz serii anime, którą w Polsce można zobaczyć na Disney+.
Oto książę piekieł, Belzebub, zwany przez niektórych pieszczotliwie Belusiem, stara się nieść ukojenie swoim umęczonym pobratymcom. W świecie, w którym każda kropla płynu jest na wagę złota, ten, który ma wodę, ma wszystko. Przynajmniej do momentu, gdy konwojem z cieczą zainteresuje się nasz rogaty protagonista. Niezłomność i upór demona przyciągają uwagę emerytowanego wojskowego, Raua. Ten przekabaca dzieciaka na swoją stronę i wspólnie ruszają w kierunku gorejącego horyzontu. Sand Land stanowczo zbyt długo nie widział wody i ktoś musi ją wreszcie zwrócić przysychającym i przyklejającym się powoli do gleby mieszkańcom.
Owiane tajemnicą Legendarne Źródło nie leży oczywiście tuż za miedzą. Miejscu temu bliżej do bajkowego "za siedmioma górami, za siedmioma morzami". Z tym iż góry to przepastne kaniony, a morza to wydmy, na których widok wzdrygnąłby się sam Anakin Skywalker. Świat stworzony przez studio ILCA potrafi przytłoczyć rozmiarem. Gdziekolwiek spojrzymy, wszędzie zobaczymy piach, wydmy i uschnięte drzewka. Pokonywanie tej krainy na piechotę byłoby strasznym marnowaniem czasu.
Wyobraźcie sobie zatem coś na kształt "Mad Maxa", ale w odrobinę lżejszej, mangowej stylistyce. By pokonać pustynię, konieczne będzie wyposażenie się w coś więcej niż para wygodnych butów. Do naszej dyspozycji oddany zostanie szereg użytecznych pojazdów, które wyskakują z kieszeni mechaniczki Bul… znaczy się Anny, niczym dobrze znane kapsułki Hoi-Poi. Dostępny na starcie czołg może wydawać się rozklekotanym i ledwo trzymającym się kupy gruchotem, ale z biegiem czasu stanie się naszą opoką i głównym narzędziem siania zniszczenia. Pod koniec gry niespecjalnie miałam ochotę przesiadać się na pozostałe maszyny. Fakt, robot bojowy wyglądał przednio, ale nie umywał się do zardzewiałego gruchota, którego pozazdrościć mogła mi choćby załoga Rudego 102.
Odwiedzanie warsztatu i kombinowanie z pozyskaniem nowych części do maszyn było zaskakująco wciągające. Silniki, bieżniki, działka – to wszystko i jeszcze więcej czeka na nas w warsztacie Anny. Ponadto, po poznaniu innych postaci uda nam się przemalować te potężne machiny, a choćby poprzyklejać do nich kilka zabawnych wlepek. Szkoda tylko, iż lista przedmiotów potrzebnych do wzmocnienia nie różni się między maszynami. To doprowadza do konieczności farmienia tych samych przedmiotów w sytuacji, gdy pojazdy są na tych samych poziomach.
Gra stosuje pewne sztuczki, które zmuszą gracza do ponownego odwiedzania znajomych już miejscówek. Pomimo ogromnej przydatności, czołg będzie miał problem, żeby dostać się we wszystkie zakamarki krainy. Z pomocą przyjdzie poruszający się po wodzie poduszkowiec, ultra szybki motocykl, czy też robot skaczący wynoszący nas na wyżyny.
Znakomita część walk odbywać się będzie w pojazdach. Od czasu do czasu zmuszeni będziemy polegać na umiejętnościach Belusia i przyznam szczerze, iż sekwencje te nie cieszyły, a momentami choćby frustrowały. Bohaterowi brak dynamiki, bywa ociężały i zupełnie nie rozumiem, po co rozwijałam jego drzewko umiejętności, skoro uciekałam do metalowej fortecy, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja.
Jednak chyba nic nie sfrustrowało mnie tak, jak wymuszane sekcje skradankowe, w których trzeba lawirować między patrolami żołnierzy. Ich pole widzenia do samego końca pozostawało dla mnie zagadką, a powtarzania popsutych sekwencji raczej nie zaliczę do tych przyjemniejszych doświadczeń.
Pomimo wymienionych mankamentów, czas spędzony przy grze upływał mi nadzwyczaj szybko. Oczekiwałam mocno średniej gry, która mnie wynudzi i wymęczy. Tymczasem dzikie rajdy po piaszczystych (i nie tylko) ostępach sprawiły mi niesamowitą frajdę. Główny wątek zamknęłam w mniej więcej dwadzieścia godzin, ale wyciśnięcie z tej gry wszystkiego to prawdopodobnie zabawa na kolejne tyle. Na plus zaliczam też fakt pojawienia się polskiej lokalizacji. Za każdym razem, gdy widzę ją w grze, do której teoretycznie nie opłacałoby się jej robić, biję drobne brawa wydawcom.
Deweloperzy z ILCA nie stworzyli może dzieła przełomowego, ale "Sand Land" ma duże szanse na to, iż wciągnie Was niczym czerwie nieostrożnych wędrowców piasków Arrakis. Toriyama zdecydowanie byłby dumny, bo potencjał tkwiący w tej marce nie został zaprzepaszczony. Szkoda tylko, iż najprawdopodobniej nie będziemy mieli okazji spotkać tych bohaterów ponownie. Historia opowiedziana w mandze jest zamknięta i nie ma komu kontynuować dzieła mistrza.