Wyspa Lido na chwilę trafiła na celownik fanów anime. Poza Konkursem Głównym tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji pokazano nowy film w reżyserii Mamoru Hosody, twórcy takich animacji jak "O dziewczynie skaczącej przez czas", "Wilcze dzieci" czy "Mirai". Co zaskakujące, punktem wyjścia dla fabuły "Scarlet" jest… "Hamlet" Williama Szekspira. Jak udał się nowy film japońskiego twórcy? Recenzuje Jakub Popielecki.
Hamletka
autor: Jakub Popielecki
Hamlet była kobietą i miała na imię Scarlet – przynajmniej jeżeli spytacie Mamoru Hosodę. W swoim najnowszym filmie japoński animator bierze na warsztat dramat Williama Szekspira i odpina tak zwane wrotki. Film otwiera migawka wizyjnych scen, które dają przedsmak tego, co przygotował dla nas twórca: jest postapokaliptyczny krajobraz, nad którym zamiast chmur faluje wzburzony ocean, jest sunąca przez niebo sylwetka gigantycznego smoka, jest różowowłosa dziewczyna tonąca w morzu trupich rąk… Spokojnie, to nie Wy czytaliście "Hamleta" nieuważnie, tylko Hosoda traktuje Szekspirowską tragedię zaledwie jako punkt wyjścia.
Oczywiście dżenderowe fikołki z Hamletem w roli głównej to nic nowego – co najmniej od czasu, gdy w księcia Danii wcieliła się Sarah Bernhardt. Kiedy Hosoda zaczyna wreszcie opowiadać historię od początku, przez chwilę wydaje się nawet, iż czeka nas Hamlet względnie standardowy, po prostu z kobietą w roli głównej. Reżyser ubiera kostium historyczny i zabiera nas do Danii, na zamek króla Amletha, gdzie mieszka jego ukochana córka imieniem Scarlet. Imię i płeć bohaterki się nie zgadza, ale reszta już tak: królowa Gertruda spiskuje za plecami męża z jego bratem Klaudiuszem, a wokół krzątają się postacie, w których z czasem rozpoznamy Poloniusza i Laertesa, Gildensterna i Rozenkranca, Korneliusza i Woltymanda. Fabuła robi jednak woltę, kiedy Scarlet umiera przed piętnastą minutą filmu, nie dokonawszy zemsty na bratobójczym wuju. Reszta akcji będzie toczyć się w zaświatach, gdzie dziewczyna postanowi kontynuować swoją misję.
Zgadza się to o tyle, iż "Hamlet" to jedna z klasycznych opowieści o rewanżu, a "Scarlet" można przecież określić jako rodzaj "kina zemsty". Tytułowa bohaterka jest w końcu tak zafiksowana na idei krwawego odwetu, iż nie chce jej porzucić choćby po śmierci. Ot, skrajny przypadek zaburzonego work-life balance’u – po prostu za "work" robi tu "praca zemsty": przemierzanie świata z zaciętą miną i dłonią zaciśniętą na rękojeści miecza. Monomania bohaterki zostanie jednak wystawiona na próbę – przez zagadkę ostatnich słów jej ojca i przez spotkanie z innym nieszczęśnikiem błąkającym się po zaświatach.
Kraina, w której toczy się akcja "Scarlet", to bowiem miejsce poza czasem: na drodze duńskiej księżniczki niespodziewanie staje więc sanitariusz Hijiri, przybysz ze współczesnego Tokio. Hosoda inscenizuje tu starcie postaw: dziewczyna z przeszłości, która przysięgła zabić, kontra chłopak z przyszłości, który przysiągł ratować. W filmie Japończyka zmarli przemierzają pustkowie na oparach swojej najsilniejszej życiowej motywacji, stając się nośnikami idei, symbolami – ale wciąż mogą się zmienić. Właśnie pod wpływem Hijiriego bohaterka zacznie dostrzegać, iż zemsta ma swój rewers: przebaczenie. Pytanie tylko, komu i co będzie musiała wybaczyć – i czy reżyser udźwignie ciężar odpowiedzi.
Trzeba przyznać, iż koncept "Scarlet" jest karkołomny. W swoim poprzednim filmie, "Belle" (2021), Hosoda miksował "Piękną i bestię" z historią wirtualnej gwiazdy pop i opowieścią o przemocy domowej. Teraz miesza jeszcze bardziej, zderzając ze sobą jeszcze bardziej nieprzystające elementy. Rycerskie bitwy rodem z widowisk fantasy, scena tańca hula, cytaty z "Boskiej komedii" Dantego, wyskakująca tu i ówdzie szamanka voodoo, przemierzające pustynię karawany prześladowane przez bandy rozbójników, musicalowa sekwencja na ulicach Tokio… W efekcie zaświaty, po których włóczą się bohaterowie, przypominają pobojowisko kultury, czyściec albo śmietnik, gdzie "rozmawiają" ze sobą teksty i artefakty, motywy i konwencje. Zamiast fascynującego dialogu dostajemy jednak raczej filmową Wieżę Babel.
Całą recenzję znajdziecie TUTAJ.
"Belle", poprzedni film Mamoru Hosody, zadebiutował na festiwalu w Cannes w 2021 roku. Przypominamy jego zwiastun:
Recenzja filmu "Scarlet" (reż. Momoru Hosoda)
Hamletka
autor: Jakub Popielecki
Hamlet była kobietą i miała na imię Scarlet – przynajmniej jeżeli spytacie Mamoru Hosodę. W swoim najnowszym filmie japoński animator bierze na warsztat dramat Williama Szekspira i odpina tak zwane wrotki. Film otwiera migawka wizyjnych scen, które dają przedsmak tego, co przygotował dla nas twórca: jest postapokaliptyczny krajobraz, nad którym zamiast chmur faluje wzburzony ocean, jest sunąca przez niebo sylwetka gigantycznego smoka, jest różowowłosa dziewczyna tonąca w morzu trupich rąk… Spokojnie, to nie Wy czytaliście "Hamleta" nieuważnie, tylko Hosoda traktuje Szekspirowską tragedię zaledwie jako punkt wyjścia.
Oczywiście dżenderowe fikołki z Hamletem w roli głównej to nic nowego – co najmniej od czasu, gdy w księcia Danii wcieliła się Sarah Bernhardt. Kiedy Hosoda zaczyna wreszcie opowiadać historię od początku, przez chwilę wydaje się nawet, iż czeka nas Hamlet względnie standardowy, po prostu z kobietą w roli głównej. Reżyser ubiera kostium historyczny i zabiera nas do Danii, na zamek króla Amletha, gdzie mieszka jego ukochana córka imieniem Scarlet. Imię i płeć bohaterki się nie zgadza, ale reszta już tak: królowa Gertruda spiskuje za plecami męża z jego bratem Klaudiuszem, a wokół krzątają się postacie, w których z czasem rozpoznamy Poloniusza i Laertesa, Gildensterna i Rozenkranca, Korneliusza i Woltymanda. Fabuła robi jednak woltę, kiedy Scarlet umiera przed piętnastą minutą filmu, nie dokonawszy zemsty na bratobójczym wuju. Reszta akcji będzie toczyć się w zaświatach, gdzie dziewczyna postanowi kontynuować swoją misję.
Zgadza się to o tyle, iż "Hamlet" to jedna z klasycznych opowieści o rewanżu, a "Scarlet" można przecież określić jako rodzaj "kina zemsty". Tytułowa bohaterka jest w końcu tak zafiksowana na idei krwawego odwetu, iż nie chce jej porzucić choćby po śmierci. Ot, skrajny przypadek zaburzonego work-life balance’u – po prostu za "work" robi tu "praca zemsty": przemierzanie świata z zaciętą miną i dłonią zaciśniętą na rękojeści miecza. Monomania bohaterki zostanie jednak wystawiona na próbę – przez zagadkę ostatnich słów jej ojca i przez spotkanie z innym nieszczęśnikiem błąkającym się po zaświatach.
Kraina, w której toczy się akcja "Scarlet", to bowiem miejsce poza czasem: na drodze duńskiej księżniczki niespodziewanie staje więc sanitariusz Hijiri, przybysz ze współczesnego Tokio. Hosoda inscenizuje tu starcie postaw: dziewczyna z przeszłości, która przysięgła zabić, kontra chłopak z przyszłości, który przysiągł ratować. W filmie Japończyka zmarli przemierzają pustkowie na oparach swojej najsilniejszej życiowej motywacji, stając się nośnikami idei, symbolami – ale wciąż mogą się zmienić. Właśnie pod wpływem Hijiriego bohaterka zacznie dostrzegać, iż zemsta ma swój rewers: przebaczenie. Pytanie tylko, komu i co będzie musiała wybaczyć – i czy reżyser udźwignie ciężar odpowiedzi.
Trzeba przyznać, iż koncept "Scarlet" jest karkołomny. W swoim poprzednim filmie, "Belle" (2021), Hosoda miksował "Piękną i bestię" z historią wirtualnej gwiazdy pop i opowieścią o przemocy domowej. Teraz miesza jeszcze bardziej, zderzając ze sobą jeszcze bardziej nieprzystające elementy. Rycerskie bitwy rodem z widowisk fantasy, scena tańca hula, cytaty z "Boskiej komedii" Dantego, wyskakująca tu i ówdzie szamanka voodoo, przemierzające pustynię karawany prześladowane przez bandy rozbójników, musicalowa sekwencja na ulicach Tokio… W efekcie zaświaty, po których włóczą się bohaterowie, przypominają pobojowisko kultury, czyściec albo śmietnik, gdzie "rozmawiają" ze sobą teksty i artefakty, motywy i konwencje. Zamiast fascynującego dialogu dostajemy jednak raczej filmową Wieżę Babel.
Całą recenzję znajdziecie TUTAJ.
Zobacz zwiastun "Belle", poprzedniego filmu Momoru Hosody
"Belle", poprzedni film Mamoru Hosody, zadebiutował na festiwalu w Cannes w 2021 roku. Przypominamy jego zwiastun:
