Weekend z operą i baletem w Chóśebuz

kulturaupodstaw.pl 8 godzin temu
Zdjęcie: fot. A. Drajewska


Powiatowe miasto Cottbus/Chóśebuz (pol. Chociebuż) historycznie przynależy do Dolnych Łużyc, formalnie do Brandenburgii. Potomkowie Serbołużyczan – grupa Słowian, która zasiedliła te tereny na długo przed Niemcami – mimo trwającej wiele wieków germanizacji zachowali odrębność kulturową i społeczną. przez cały czas kultywują swój słowiański język, który jest bardzo podobny do polskiego. W ferworze zwiedzania parku i pałacu w Branitz nie zareagowałem na znajomą frazę językową i nie podjąłem rozmowy. Teraz żałuję. Na każdym skrzyżowaniu można natomiast spotkać tablice z nazwami ulic w dwóch językach, np.: Schillerstrasse / Schillerowa droga. Według Związku Łużyczan w Polsce im. Wojciecha Kóčki językiem dolnołużyckim posługuje się od 1 do 7 tysięcy mieszkańców Niemiec, głównie na terenie Dolnych Łużyc. Tadeusz Lewaszkiewicz w artykule „Dolnołużycki i górnołużycki – języki zagrożone czy wymierające?” jest bardziej sceptyczny co do faktycznej liczby użytkowników języka dolnołużyckiego i dodaje, iż posługuje się nim starsze pokolenie.

Tristan i Izolda w kosmosie

Zbagatelizowałem okazję do nawiązania kontaktu w języku dolnołużyckim i nie udało mi się znaleźć cukierni, w której skosztowałbym słynnego deseru Hermanna von Pückler-Muskau, którego książę wcale nie wymyślił i co najważniejsze – nie przepadał za nim. Prawdziwym deserem, a zarazem daniem głównym mojego pobytu w Cottbus okazała się opera Wagnera „Tristan i Izolda”.

fot. B. Schönberger

Budynek Staatsteather Cottbus jest niemal rówieśnikiem opery poznańskiej. Dzieło późnej secesji z 1908 roku stanowi wybitne osiągnięcie berlińskiego architekta Bernharda Sehringa. Na zewnątrz intryguje rozmachem, wewnątrz sprawia wrażenie kameralnego. Kiedy w orkiestronie zobaczyłem ledwie 40 pulpitów, zacząłem się zastanawiać, co mnie czeka, jak taka mała orkiestra zamierza osiągnąć wagnerowskie brzmienie. I jakież było moje zdziwienie, kiedy rozległy się pierwsze dźwięki.

Okazało się, iż tych czterdziesty paru muzyków wystarczy. Uprzedzę: orkiestra Staatsteather Cottbus pod batutą swojego szefa Alexandra Merzyna grała zjawiskowo. Zawsze uważałem, iż „Tristan i Izolda” to bardzo kameralna i intymna opera Wagnera. Wszystko, co najważniejsze rozgrywa się pomiędzy tytułowymi bohaterami i może podobnie myśli kierownik muzyczny, ponieważ interpretacja, którą zaproponował, ma właśnie intymny charakter. Oczywiście, są momenty, kiedy orkiestra gra z rozmachem, a choćby głośno. Nigdy jednak nie przykrywa solistów. Alexander Merzyn kojarzy mi się z „czułym narratorem”, który dba, by dźwięk był nie tylko czysty i piękny, ale także emocjonalny. Postawa dyrygenta sprzyjała solistom, którzy bez wyjątku byli znakomici.

Catherine Foster (Izolda) śpiewała zjawiskowo od pierwszego do ostatniego dźwięku. To samo można powiedzieć o Bryanie Registerze (Tristan). Ten amerykański tenor ma bardzo intrygującą barwę głosu. Początkowo myślałem nawet, iż może ma lekką chrypkę, ale jak się później okazało – zwłaszcza w III akcie – nie miało to znaczenia, ponieważ żaden dźwięk nie był mu za trudny. Powiem więcej, ta specyficzna barwa sprawiała, iż śpiewak zyskiwał na wiarygodności. Wydawać by się mogło, iż pozostali soliści w konkurencji z głównymi bohaterami nie mają szans zaistnieć w świadomości widzów. Tymczasem mnie zafascynowała szczególnie Christa Mayer jako Brangäne. Jej szlachetny i aksamitny mezzosopran zmienia się w tej inscenizacji w zależności od sytuacji scenicznej, zawsze pozostając krystalicznie czysty i szlachetny. Wiele ciepłych słów należy się także odtwórcom postaci Króla Marka (Albert Dohmen) i Kurwenala (Andreas Jäpel).

Stephan Märki przeniósł losy bohaterów w kosmos. Akcja rozgrywa się w zasadzie w jakiejś kapsule, której kształt nawiązuje do secesyjnych kształtów budynku opery w Cottbus. Inscenizator zdaje się nam mówić, iż potęga miłości nie zna ograniczeń w czasie i przestrzeni.

Usłyszeć drugiego

Cottbus jest miastem wielu kolorów, ale dominuje zieleń: co chwila jakiś park, woda, skwer. Właśnie zaczęły kwitnąć rododendrony, które chyba dobrze się tu czują. Cottbus to także mozaika architektonicznych stylów. Secesyjne kamienice sąsiadują z blokami z prefabrykatów z czasów NRD. W centrum, po którym się poruszałem, wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Ruch samochodowy raczej ospały, ludzie życzliwi i uśmiechnięci. Chociaż twórca spektaklu tanecznego „Hīeran” zdaje się mówić coś innego.

Poniekąd przy okazji obejrzałem premierę zespołu baletowego, stanowiącego część Staatstheater Cottbus. To zaledwie kilkunastoosobowa i bardzo międzynarodowa grupa, która pod kierunkiem Brice’a Asnara przygotowała spektakl zatytułowany „Hīeran”. Tytułowe słówko „słyszeć”, „słuchać” to punkt wyjścia do rozważań o tym, iż nie słuchamy drugiego człowieka, innych ludzi. Choreograf sugeruje, iż wszyscy mówią, wypowiadają się, komunikują. W świecie medialnym każdy może się wypowiedzieć na każdy temat. Wystarczy kilka kliknięć w telefona. Jesteśmy atakowani informacjami, które przestajemy słyszeć i rozumieć. Traktujemy je jak dźwięki, stajemy się odporni na sensy ukryte w tych dźwiękach. Nie chcemy słuchać, rozmawiać. Wystarczy Tweet.

fot. A. Drajewska

Brice Asnar, francuski tancerz i choreograf, który związał się najpierw z zespołami baletowymi w Wielkiej Brytanii, a potem Niemczech, proponuje ciekawą rozmowę choreograficzną. Posługuje się w niej techniką tańca współczesnego i elementami języka migowego, który traktuje jako rodzaj ozdobnika ruchu.

Innym rysem charakterystycznym tańca są szerokie, zamaszyste ruchy rąk wykończone rozpostartymi dłońmi z szeroko rozstawionymi palcami. Spektakl tworzy seria układów dwójkowych i zbiorowych, te ostatnie są ciekawsze, bardziej wyrafinowane i przede wszystkim bardzo dobrze wykonane. Mniej przekonały mnie duety.

Choreograf prawdopodobnie nie chciał poprzestać na obserwacji życia codziennego, w którym normą stał się bark umiejętności słuchania innych. I dlatego nawiązał do pierwszej sekwencji „Zielonego stołu” Kurta Joossa, sugerując, iż brak komunikacji rodzi znacznie większe i poważniejsze problemy (np. polityczne) niż te codzienne. Kłopot z tą sceną jest taki, iż pojawia się ona w środku spektaklu bez początku i bez rozwiązania. Choreografowi wyraźnie przydałby się bardziej stanowczy dramaturg.

Cottbus nie był na mojej prywatnej liście miast, które chciałbym zobaczyć. Warto było. A wszystko dzięki Wagnerowi i jego operze „Tristan i Izolda” w wykonaniu miejscowego teatru.

Staatsteather Cottbus:

Richard Wagner, „Tristan i Izolda”, kierownictwo muzyczne Alexander Merzyn, reż. Stephan Märki, scenografia Philipp Fürhofer, kostiumy Hannah Barbara Bachmann i Philipp Fürhofer, choreografia Christina Comtesse, 4 maja 2025.

„Hīeran”, choreografia i scenografia Brice Asnar, muzyka – kolaż, kostiumy Louise Fanagan, dramaturgia Corinna Jarosch, premiera 3 maja 2025.

Idź do oryginalnego materiału