Wąwóz – recenzja filmu. Chat GPT w roli scenarzysty

popkulturowcy.pl 1 tydzień temu

Czasem bywa tak, iż chciałby się człowiek pomylić. I tak właśnie było ze mną po obejrzeniu zwiastuna tej produkcji, bo od razu miałam przeczucie, iż zapowiada się trudny seans.

Historia jest stosunkowo prosta. Wąwóz to opowieść o dwóch wybitnych snajperach, którzy zostają zatrudnieni na roczny kontrakt do pilnowania tytułowej przepaści, aby nic się z niej nie wydostało. Levi, czyli amerykański strzelec, zajmuje więc wieżę od wschodu, a Litwinka Drasa obstawia stronę zachodnią. Tajemnica wąwozu ma za wszelką cenę pozostać zagrzebana pod gęstą mgłą, a kontakt między wieżami jest surowo zabroniony. jeżeli również obejrzeliście trailer, wiedzcie, iż znacie w takim razie dobrą połowę fabuły. Film otwierają szpiegowskie sekwencje w tajemniczym klimacie, na pierwszy plan gwałtownie wysuwa się wątek romantyczny, a całość kończy absurdalna mieszanka The Last of Us, Stranger Things i Obcego. Zakładam, iż twórcy szli w stronę interesującego eksperymentu, żeby na Walentynki zaserwować nam jakieś nieoczywiste romansidło. Wyszedł im jednak przewidywalny i niespójny gatunkowo potworek.

Nie twierdzę, iż tego typu zabawy z gatunkami są złe same w sobie. Weźmy chociażby Parasite, który fantastycznie łączy dramat, komedię i thriller. W Wąwozie zupełnie brakuje jednak wyczucia. jeżeli przed chwilą strzelaliście do hordy zombiaków, to po prostu nie jest najlepsza chwila na wyznania wiecznej miłości. A plot twist? Ledwo film się zaczyna, na scenę wkracza postać Sigourney Weavy i już wiadomo, co się kroi. Dołączmy do tego niekończącą się listę głupotek, rozpoczynając od błahych i wybaczalnych – na przykład włosy głównego bohatera rosną mu tylko na brodzie, podczas gdy jego fryzura przez kilka miesięcy pozostaje nienaganna. Ale w ogóle cała logika tego miejsca trochę nie trzyma się kupy. Bo czy nie jest oczywiste, iż zatrudniając dwóch absurdalnie atrakcyjnych strzelców i odcinając ich na rok od cywilizacji, ryzyko iż zechcą nawiązać kontakt jest dość wysokie?

Wąwóz to też podręcznikowy dowód na to, iż dwa wzięte nazwiska nie uciągną całego filmu. Tak, Miles Teller i Anya Taylor-Joy grają nieźle, bo niejednokrotnie pokazali już klasę i nie mam wątpliwości, iż znają się na swoim fachu. Choć nie jestem przekonana, czy akurat w tej produkcji dają z siebie wszystko; nie ma to jednak większego znaczenia, bo – jak to mówią – z gówna bicza nie ukręcisz. Scenariusz podejmuje oczywiście pewne próby pogłębienia trochę tych postaci. I tak dla przykładu Levi, czyli zawodowo wybitny strzelec żyjący od misji do misji, w wolnym czasie pisze wiersze. Serio?

fot. materiały prasowe

Pozostaje mi odpowiedzieć na pytanie, czy cokolwiek w tym filmie się udało. Pomijając kilka obciachowych ujęć, gdzie green screen widać jak na dłoni, efekty specjalnie są całkiem niezłe. Sceny walki mają ciekawą i dynamiczną choreografię. Ze strony realizacyjnej jest to produkcja jak najbardziej poprawna. Muszę też przyznać, iż rozpoczęcie tego wątku romantycznego ma przez moment swój urok. Levi i Drasa komunikują się, pisząc krótkie wiadomości na dużych kartkach markerem. Ich rozwijającą się relację pokazuje lekki, humorystyczny montaż przeplatany z ich codziennymi obowiązkami, do jakich należy chociażby konserwacja min. Czuć tutaj nawiązanie do rom comów sprzed dwudziestu lat, ale z całkiem nowatorskim twistem. Gwoli ścisłości – te pochwały dotyczą jakichś pięciu minut tego seansu.

Mówiąc krótko, Wąwóz to chamska składanka klisz przemielonych przez popkulturę tysiące razy. o ile miałabym ten film komukolwiek polecić, to chyba tylko tym, dla których kombinacja płytkiego romansu, zombie, strzelanki i kilku jump scare’ów brzmi jak wymarzone guilty pleasure.

Fot. główna: materiały prasowe

Idź do oryginalnego materiału