Warszawa 1944, Warszawa 1945

tygodnikprzeglad.pl 2 dni temu

Wycofujący się hitlerowcy z wyjątkową precyzją niszczyli obiekty o wartości kulturalnej i historycznej

W sierpniu 1944 r. Jarosław Iwaszkiewicz pisał w dzienniku: „Nie lubiłem dawniej Warszawy. Ale przez te parę lat, kiedy ją widzę taką upartą i taką mocną, pokochałem ją zupełnie inaczej i zupełnie na nowo. Wszystko to pali się i ginie – a ja stoję pod niebieską pogodną kopułą i widzę tylko obłoki. Nic nie mogę poradzić, bezsilnie chodzę naokoło domu. Przychodzą ludzie, opowiadają wciąż to samo w bezbrzeżnie przerażający i monotonny sposób. I nic nie można im pomóc, trzeba tylko słuchać tych słów bezradnych, bezkształtnych, podawać rękę, cieszyć się, iż są, iż wracają stamtąd. Iluż im podobnych już nigdy nie przyjdzie. Najbliższych, najukochańszych, najpełniejszych życia”.

A w listopadzie 1944 r. dodawał: „Nie mogę myśleć o tym, iż Warszawy już nie ma. Taki olbrzymi rozdział odchodzi z nią razem, taka masa przeżyć!”.

Iwaszkiewicz miał dużo szczęścia. Co prawda, jako jedyny ze skamandrytów wojnę i okupację przeżył w kraju (pozostali – Tuwim, Słonimski, Lechoń i Wierzyński – znaleźli się na emigracji), ale cały czas mieszkał w bezpiecznej odległości od Warszawy, w rodzinnym majątku Stawisko koło Podkowy Leśnej. Dało mu to wyjątkową perspektywę obserwatora blisko związanego ze stolicą i zarazem znajdującego się w znacznie bardziej komfortowej sytuacji niż jego koledzy po piórze, którzy przeżywali okupację, a potem powstanie w samej Warszawie.

I oto rok później, w październiku 1945 r., ten sam Iwaszkiewicz notuje: „Warszawa w tej chwili kipi życiem. Trotuary zastawione kwiatami i książkami, w zawalonych domach powstają raz po raz nowe sklepy i nowe knajpy. Ruch na ulicach bardzo duży, tłumy przechodzą Marszałkowską i Alejami. Ale jest taki moment, kiedy przed samym wieczorem sklepy zamykają się, handlarze chowają się do swoich nor, a na miejscach targowisk pozostają tylko nigdy niesprzątane śmietniska. Wtedy grobowa cisza panująca w zawalonych domach poczyna rozciągać się na ulicę i dopiero w tej ciszy, zalewającej powoli miasto jak wznosząca się trupia woda, widzi się całe straszliwe zniszczenie. (…) Wśród ruin najbardziej ruiną są resztki pałaców i kościołów, które dawniej nadawały Warszawie śmiejącą się fizjognomię miasta na pół stołecznego, a na pół prowincjonalnego”.

Żywych wołam

Dalej Iwaszkiewicz opisuje kościół św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży, z którego pozostały tylko ruiny. Ale z tych ruin pisarz usłyszał nagle dzwon wzywający na Anioł Pański, co skłoniło go do jeszcze jednej refleksji: „Oto jest głos życia. Vivos voco – żywych wołam – jak powiada łacińskie przysłowie. Ten głos zdał mi się głosem odradzającej się Warszawy. Gwarancją jej regeneracji”.

Warto zauważyć, iż w tych refleksjach Iwaszkiewicza nie ma żadnych ocen politycznych. Powstania warszawskiego ani nie potępia, ani nie usprawiedliwia, ale patrzy na nie jak na wielką tragedię, której skutki odczuwają tak bliskie mu miasto i jego mieszkańcy. Ale tak samo patrzy na cud odrodzenia Warszawy już rok po tej tragedii.

Iwaszkiewicz – przedwojenny dyplomata, zaprzyjaźniony z sanacyjną elitą i wżeniony w rodzinę bogatej burżuazji – był chyba ostatnim spośród pisarzy, którzy cieszyliby się z wyzwolenia Polski przez Armię Czerwoną i przejęcia władzy przez komunistów. A jednak nigdy nie zdecydował się na emigrację czy inną formę ucieczki (także na emigrację wewnętrzną), gdyż uznawał, iż jego zadaniem jest czynne włączenie się w odrodzenie polskiej kultury po największej katastrofie w naszych dziejach.

Jego nieskrywanej euforii z przywróconej do życia Warszawy trudno się dziwić. W drugiej połowie 1944 r. stolica padła ofiarą bezprecedensowego w nowożytnych dziejach barbarzyństwa: w gruzy obrócono 85% jej zabudowy, w tym 90% świątyń i budowli zabytkowych, tyle samo muzeów, teatrów, archiwów i bibliotek oraz sal teatralnych i kinowych.

Symbolem zagłady dawnej Warszawy stało się zniszczenie kolumny Zygmunta w nocy z 1 na 2 września 1944 r., a więc jeszcze w czasie powstania. W tym samym miesiącu na Rynku Starego Miasta spłonęła kamienica Baryczków z unikatowymi zbiorami varsavianów. W połowie października ogień

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Post Warszawa 1944, Warszawa 1945 pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.

Idź do oryginalnego materiału