WaluśKraksaKryzys: „Z wokalistów i tancerzy robi się pajaców, żeby było fajne show” [WYWIAD]

filmawka.pl 6 godzin temu

We wrześniu wydał swoją czwartą płytę. WaluśKraksaKryzys w bardzo krótkim czasie zjednał sobie serca słuchaczy polskiej muzyki rockowej. Równie gwałtownie zaznaczył swoją obecność na scenie, grając na Pol’and’Rock Festival, Męskim Graniu czy ZORZY, u boku Artura Rojka i Dawida Podsiadło. Na jego półce znajduje się także Fryderyk za najlepszy album rockowy. Współpracował z Błażejem Królem, Kasią Lins czy Zdechłym Osą. Krążek Tematy i wariacje został z kolei wzbogacony o wokale Arkadiusza Jakubika, Fisza oraz Alicka. Przy okazji koncertu we Wrocławiu porozmawialiśmy z Walusiem o płycie, koncertach, współpracy z Bedoesem czy kondycji branży muzycznej.

okładka płyty „Tematy i wariacje”

Daniel Łojko: Jak się ostatnio miewasz?

WaluśKraksaKryzys: Dobrze. Gram muzykę, jeżdżę samochodem. Moje suzuki ignis było w remoncie. Jeszcze coś tam jest do poprawy, ale spoko. Jest okej.

A jak się miewasz jako nominowany do Paszportu Polityki?

Zajebiście! Świetnie! Cudownie! Sześć lat temu patrzyłem, jak Błażej Król odbiera swój Paszport Polityki. Byłem wtedy bardzo porobiony i leżałem w łóżku. Ten moment był dla mnie chwilą, w której postanowiłem wstać z tego łóżka. Traktuję Paszporty jako istotną nagrodę, która ma wiele wspólnego z jakością i siłą przekazu, a nie tylko z zasięgami i sukcesem kasowym. Trzeba też, za przeproszeniem, być przechujem i coś fajnego w życiu zrobić, żeby ten Paszport dostać. Wtedy właśnie poczułem chęć zrobienia czegoś fajnego. I to frazes, ale sama nominacja naprawdę wiele znaczy. Czuję, iż doszedłem do miejsca, w którym chciałem się znaleźć, no i idę dalej.

Postawiłbyś Paszport wyżej niż Fryderyka?

Myślę, iż tak – ze względu na to, iż one są przyznawane w bardziej okrojonym gremium i naprawdę nie chodzi tam o to, kto nazbiera więcej głosów. A Fryderyki są taką nagrodą, gdzie adekwatnie nie do końca wiadomo, kto głosuje.

Bardziej konkurs popularności.

Zdecydowanie tak. Fryderyka w kategorii hip-hop zwykle zgarnia O.S.T.R. i to jest jego marka, siła przebicia. Nie ma co się oszukiwać, iż to głównie przez to, iż Fryderyki nie są do końca hip-hopowe i głosują ludzie, którzy się w tym nie do końca orientują. Nie pamiętam, czy akurat O.S.T.R. dostał ostatnio nagrodę, ale wyświetliła się okładka Ćpaj Stajlu. Siła wyższa chyba jednak chciała, żeby było inaczej.

Szkoda, iż raczej już szansy dla nich nie będzie.

To jest grupa arcyartystyczna i wydaje mi się, iż to trochę jak w kosmosie: jest wielki wybuch albo jakieś zjawisko, które dzieje się przez kosmicznie krótki czas. Dla nas jest oczywiście bardzo długi, ale ogólnie to jest rozbłysk. Eksplozja i hej. Ale mam nadzieję, iż się mylę.

Ja też. I tego życzę sobie, tobie i wszystkim fanom Ćpaj Stajlu. Mam nadzieję, iż coś tam się jeszcze urodzi. Twoja płyta Tematy i wariacje hula sobie od września. Słuchałem rozmowy w Radiu Nowy Świat i miałem podobne wrażenia, co Jacek Nizinkiewicz. Musiała się ona ze mną przegryźć. Chyba po raz pierwszy, odkąd śledzę twoje poczynania. Z jakim odbiorem się spotykasz? Docierają do ciebie głosy, iż ona faktycznie jest taka do przegryzienia?

Różnie bywa, ale faktycznie ludzie mówią mi, iż potrzebowali chwili z tą płytą. Później już im ona, iż tak powiem, niespecjalnie „przeszkadza”. Jestem w sumie ciekaw, dlaczego się tak dzieje. Nie wydaje mi się, iż zrobiłem coś mniej przystępnego. Myślę, iż nagrałem płytę, która trochę nie współgra ze współczesnym trendem zaskakiwania i utrzymywania uwagi. Raczej tworzyłem w swoim tempie, w poczuciu, iż trochę siedzę w stodole i bawię się muzyką. Że rzeczy po prostu się dzieją. Robiłem to ze świadomością, iż chciałbym pograć piosenki, gdzie jest bas, gitara i wokal. choćby pierwszym wrażeniem chłopaków z zespołu było to, iż w niektórych kawałkach za mało się dzieje. No i była dyskusja: „kurde, co ty w sumie chcesz od piosenki, jak jest perkusja, bas, wokal i na refreny dochodzą gitarki?”.

Wydaje mi się, iż na płycie dosyć gwałtownie da się zidentyfikować piosenki, które łatwo wchodzą do głowy, te, które mają służyć jako koncertowe bangiery i utwory teoretycznie przyswajalne, ale jednak nie do końca. Ciężko według mnie powiedzieć, iż nie jest ona w twoim stylu. I twoim zdaniem pewnie też, bo ją zrobiłeś. Ciekawi mnie, z czego to wynika. Może po prostu obserwujemy na żywo rozkład attention spanu i tych wszystkich rzeczy. Często przewija się też ten słynny „powrót do korzeni”. Znowu robiłeś płytę w domu, tym razem też u Michała Kempy. Mając już spory bagaż doświadczeń, zauważyłeś zmiany czy różnice w procesach powstawania debiutu, a najnowszej płyty?

Tak. Inny mental. Świadomość tego, iż to, co tworzę, faktycznie będzie płytą. Przy MiłymMłodymCzłowieku myślałem, iż nagrywam demówki i nie wiedziałem, co dalej. Skończyło się tak, iż zrobiłem wszystko w chacie. Później to zostało zmasterowane. To jednak był jeden wielki eksperyment i improwizacja. Tutaj Marcin Bors pomógł mi skonfigurować studio. Miałem to poczucie, iż robię rzeczy już z większą świadomością – nawet, jeżeli ona opiera się tylko na tym, iż chcę, żeby to była ta płyta i się tego nie obawiam. I to w sumie jest różnica i bagaż doświadczeń studyjno-produkcyjnych, bo finalnie na każdej z płyt znajdują się ślady nagrane w domu. Stwierdziłem, iż w gruncie rzeczy muzyka oraz komponowanie przynoszą mi taką euforia i odskocznię od codzienności, iż kocham to robić. Kocham eksperymentować. Na tej płycie jeszcze bardziej rozwinąłem instrumentarium – doszły jakieś syntezatory – i formę siedzenia z pięcioma kowbojami w stodole, która jest studiem. Tylko właśnie w Polsce nie ma takich miejsc. Ani prawdziwych kowbojów. Miałem mental siedzenia w samych gaciach i brzdąknięcia jednego riffu albo jakiegoś jam session, jak końcówka płyty – czyli utwór Tematy i wariacje.

fot. Tomasz Buszewski

Michał Kempa upomniał się o jakieś creditsy?

To był barter. Byłem ochroniarzem w jego domu. Co prawda 30 sekund po tym, jak Michał opuścił mieszkanie, złamałem klamkę w oknie, ale była to jedyna szkoda, którą i tak naprawiłem.

Ta fraza „powrotu do korzeni” jest nieco wyświechtana, ale znów możemy też usłyszeć zaangażowane społecznie teksty. Było coś konkretnego, co cię do tego pchnęło?

Siłą rzeczy przebywając u Michała, byłem w samym środku protestów rolników, bo tak jest usytuowane jego mieszkanie. Dosłownie widziałem wszystko od środka bez naleciałości tego, co oferuje telewizja. Mogłem sobie wyrobić własne zdanie i trochę sprzężyć to, co widziałem z tym, co myślę. Czy to przekaz medialny czy ogólnie wydarzenia, które absorbują uwagę większej grupy społecznej. Że one nie są takie, jakie nam się wydają. Nie mówię tu o jakichś teoriach spiskowych, a o sytuacji, kiedy wielkie idee spotykają małych ludzi. Miałem też po prostu jakiś moment w życiu, iż z zszedłem na ziemię z tego nieba. Albo wyszedłem z piekła. Jakoś tak naturalnie to wyszło. Są też takie utwory, jak Trzymam z całej siły twoją stronę, który to jest piosenką o piosence. Bardzo się cieszę na myśl o zrobieniu jej, bo ona troszeczkę nie jest moja od strony tekstowej. Czuję, iż to nie jest opowiadanie typa o typiarce, tylko mój sygnał do słuchaczy. Że wiem, iż muzyka na nich działa. Ona jest określona, więc ci ludzie też są określeni – często z dużymi problemami. W związku z tym czułem też trochę obowiązek. I tak wyciągam rękę do tych ludzi choćby nie mając świadomości, iż to robię. Dopiero rozmowy po koncertach czy wiadomości dały mi motywację oraz wenę, żeby napisać taki utwór.

A SPRAWDŹ TO)))? To miał być pojedynczy strzał?

Tak. Pojedynczy strzał przy okazji wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Możliwe, iż to też był pierwszy moment, kiedy poczułem, iż chcę robić takie rzeczy. Że zawsze chciałem i trochę muszę. Że to jest mój sposób na siebie i skoro mam jakiś rozgłos, to warto. Że w ogóle, jeżeli ktoś coś robi, ma siłę przebicia, to powinien podchodzić do tego bardzo odpowiedzialnie. Takie jest moje zdanie. Wiadomo, można sobie inaczej układać życie i mieć inne priorytety, ale mi jakoś to tak wskoczyło do głowy.

Lubisz Leszka Żukowskiego? I nie chodzi mi o występ Piotra Roguckiego w teledysku.

Czyli chodzi o zaśpiew. Dobrze, iż Piotr ma więcej empatii niż Dorota Masłowska. On dowiedział się o tym w dzień premiery numeru i klipu. Jest we mnie wielka wdzięczność, iż tak traktuje mnie rzeczywistość. I starsi koledzy, bo Roguc nie jest w tej sympatii jedyny. Na pytanie, czy mogę mu zrobić niespodziankę, odparł: „ty tak”. Wtedy mu powiedziałem, a on nie miał nic przeciwko. Postąpiłem troszeczkę brawurowo, ale w takim poczuciu, iż robię polską muzykę i jeżeli już się do czegoś odnoszę, to raczej są to właśnie rzeczy, które źródła mają w polskiej muzyce. Chociażby do Boysów, Akcentu, Michała Wiśniewskiego, i można by tak jeszcze wymienić parę follow-upów. No i tym razem jakoś tak poleciałem nie po dosłownym nawiązaniu tekstem, ale melodią. Jestem zaskoczony – bo Piotr zajebiście śpiewa – iż mi się udało trafić w te dźwięki.

Jeśli można to robić w rapie, to czemu nie w innych gatunkach? gwałtownie zresztą wyszło, iż Kaz Bałagane nawinął to wcześniej, a ludzie mówili „kanapka z hajsem” na podwórku.

Redaktor Bartek Chaciński powiedział w jakiejś audycji, iż on nie znajduje innego wytłumaczenia jak to, iż to zaplanowana akcja. I o ile tak jest, to jest to bardzo słabe. Parę dni temu oglądałem fragment koncertu typu Kiedyś były prywatki w Opolu, gdzie z wokalistów i tancerzy już się robi po prostu pajaców, żeby było fajne show. Żeby cały czas się działo. Oryginalne piosenki są wtedy orane. Nie będę ściemniał, bo ja też robię i robiłem takie rzeczy. A jak ktoś super płaci, to zrobię to z największą przyjemnością. I kupię sobie gitarę.

Pieniądze podobno szczęścia nie dają.

Ale gitarę? To już jest inna śpiewka! Anegdotka: rozmawiałem raz ze świętej pamięci Felicjanem Andrzejczakiem. To było na jakiejś imprezie, gdzie śpiewają covery. Wszyscy reżyserzy telewizyjnych show kreatywnie wpadli na to, iż skoro gram rocka, to wsadzą mnie we wszystkie przeboje rockowe lat 90. albo jeszcze starsze. No i pan Felicjan pyta, co śpiewam. Ja mówię, iż Kobranockę, Myslovitz i coś z Voo Voo. Czyli nie moje piosenki. A on na to: „słuchaj, musisz takie pośpiewać. Śpiewaj, śpiewaj, rób swoje, a będziesz śpiewał też swoje. Tak jak ja: dożywotnio Jolka, Jolka i Noc komety”.

Odpłynąłem, ale właśnie jeżeli ta sprzeczka medialna między Dorotą Masłowską a Heleną Englert jest planowaną akcją, to już naprawdę smutno mi się robi, iż festiwale w Opolu czy nowe rzeczy, które wychodzą, mają mało wspólnego ze sztuką. Można sobie choćby pomyśleć, iż taki zespół, jak Radiohead, który teraz wyprzedaje trasę i dostanie się na koncert graniczy z cudem, w tych czasach nie miałby szans się przebić. Mówi się, iż świat nie ma przyszłości – oczywiście, iż ma, bo człowiek jest jak karaluch i się dostosuje do wszystkiego. Niemniej myślę, iż w obliczu ciągłego bodźcowania i gówna, którym wypełnia się internet, ludzie w przyszłości nie będą mieć przeszłości. Bo nikt nie kupi książki czy płyty, a treści tylko przelatują przez głowę.

Ja sam byłem i zdarza mi się być człowiekiem, który cały dzień przescrolluje na telefonie i adekwatnie nie wie, co zrobił. Przesłuchałem setek, jak nie tysięcy podcastów i nie jestem w stanie wyciągnąć z nich jakichś dwóch świetnych zdań. Po głębszym zastanowieniu by mi się udało, niemniej jednak nie chcę mówić, iż to zmarnowany czas, bo być może w pewnym okresie życia myśli wyciągnięte z internetu mi się przydały. To też świetne narzędzie do komunikacji czy czerpania informacji, ale które przestaje być zajebistą siekierą z jakiejś szwedzkiej doliny, gdzie kosztuje dużo i jest trwała, i zaczyna się zamieniać w badziewie z Biedronki. No i po prostu z tego powodu jest mi smutno. Na Spotify króluje twórczość niejakiego Kutas Records, co jest smutne oraz straszne. To właśnie jest esencją tego, co mówię. Że zaskarbienie uwagi jest nadrzędnym celem w robieniu muzyki. Kutas Records robi to świetnie, bo każde kolejne słowo utrzymuje uwagę, podsyca bekę. Mimo, iż jest to dla ciebie straszne, to i tak sprawdzisz, bo tytuły piosenek są prowokacyjne, a wszystko skonstruowano tak, żebyś kliknął, udostępnił, a ktoś na tym dalej zarabia.

Antyczny Napaleniec został usunięty, ale zdążył wrócić. Może internetowa odezwa działa. Widziałeś pewnie tę inicjatywę Artists First, ale powstała dopiero, kiedy ci najwięksi gracze poczuli się zagrożeni.

Dlatego jestem bardzo ambitny i chciałbym jeszcze podpompować balonik mojej muzycznej przygody na tyle, żeby się artystycznie samospalić i wypierdzielić z platform streamingowych, ale w sumie chyba się oswajam z pewnymi myślami. Nie wiem, czy jest dla małych artystów sens, aby być na streamingach, bo z tego są śmieszne zarobki. Zasięgi też. Moje są nijakie. Dwa tygodnie po premierze płyty to już w ogóle się nie wyświetla, ale nie przejmuję się tym. Staram się walczyć z poczuciem, które daliśmy sobie wtłoczyć, iż bez tego, co mamy w telefonach nie istniejemy. I iż życie bez tego trochę nie ma sensu. Uważam, iż ma. Na koncerty przychodzą prawdziwi ludzie. Oni też kupują płyty. I fajnie, iż coraz więksi gracze orientują się, iż coś jest nie tak. Szczególnie ze Spotify. To może – mam nadzieję – pozytywnie wpłynąć na branżę. Także w sensie mniejszych artystów, a do takich się zaliczam, bo nie jestem stadionowym graczem i nie chcę być.

Ale właśnie wiesz: wydajesz płytę jedną, drugą, trzecią, czwartą, jesteś nominowanym do nagród i jest mega cool. Masz szacunek branży i spoko się żyje. Gdzieś obok stadiony są wyprzedawane na pniu. Tam wchodzi kilkadziesiąt tysięcy osób. Graliśmy ostatnio w Bydgoszczy. Byłbym mega szczęśliwy, gdyby przyszło 100 osób, a było 99. Jestem mega wdzięczny, bo to chyba znaczy tyle, iż w takiej sytuacji wychodzę na zero. I mówię to właśnie jako mały artysta. Po rozmowach z tymi większymi wiem, iż ich sprzedaże nie są wiele większe. W tym smutku i rozgoryczeniu jest we mnie też dużo radości. Mimo, iż robię autorską muzykę, to mam trasę koncertową, gram ją. Może też jakoś nie śledzę informacji, ale takich artystów, koncertów, tras do 500 osób jest niewiele.

Albo większe, jak Mrozu, albo mniejsze. Albo System of a Down przyjeżdża na Narodowy.

Tak, dokładnie. Czuję, iż warto cisnąć, żeby to miejsce robić dla siebie i innych. Na całej trasie support gra zespół mimikyu. To jest zajebista muzyka z fajnymi tekstami. I to jest też takie normalne. Przed nimi długa droga, ale chciałbym, żeby przed takimi zespołami istniała jakakolwiek droga. Nie jestem w stanie sobie wytłumaczyć, dlaczego stadiony wyprzedają się w sekundy, a takie wydarzenia to gra na zero z tyłu. Ktoś dziś powiedział, iż wyprzedają się rzeczy, gdzie trochę słucha się muzyki dla debili. Ja bym powiedział tak: to jest muzyka dla szerokiego odbiorcy, który jej na co dzień nie słucha. Tak czy siak, jest to dla mnie zastanawiające. Rozwarstwienie między tymi mniejszymi a większymi jest coraz większe i drastyczne. W Anglii chyba już wprowadza się coś takiego, iż od dużych koncertów stadionowych pieniądze idą na kulturę i dofinansowanie tych mniejszych. Może to jest wyjście.

U nich jest dużo takich inicjatyw. Jakiś czas temu wyszła niema płyta Is This What We Want?, której tracklista układa się w zdanie „The British Government must not legalise music theft to benefit AI companies”. Tam pomiędzy Kate Bush czy Jamiroquai są mali, nieznani artyści. Wszyscy razem. Fajnie też, iż od razu wspomniałeś o supporcie, bo trochę nie rozumiem, kiedy przyjeżdża System of a Down, a wieczór otwiera Queens of the Stone Age. Gdzie w tym sens? U Eda Sheerana byli chłopaki z BeMy. No i okej, znali się z Edem wcześniej, ale w Polsce mało kto o nich słyszał.

Tak to powinno wyglądać. Byłoby miło.

fot. Tomasz Buszewski

Dobra, wróćmy na adekwatne tory. Czy były jakieś plany związane z Tematami, które nie wypaliły?

Oskar z PRO8L3Mu miał być w utworze konfederacja, ale chorował i nie dał rady. I w sumie tyle.

Czyli plan się powiódł.

Tak! Żałuję, iż nie wyszło z Oskarem, bo ma świetny wokal. Jest w Polsce kilku takich gości, którzy nadają się do rockowo-punkowych klimatów i on jest jednym z nich. Alick z Ćpaj Stajlu teraz odpala solową karierę. I to są momenty, w których uważam, iż niektórzy są już po prostu za dobrzy na raperów. Albo za duzi. Znaczy, okej. Jest Włodi z mega stylem i warsztatem, który przez 800 lat nawija o jaraniu, ale robi to w taki sposób, iż za każdym razem słyszysz tę historię na nowo. I to jest niesamowite. On jest jednym z niewielu tekściarzy, który tak konstruuje teksty, iż każdą linijkę słucham, jak jakiś teleturniej. Albo intelektualną ciekawostkę, gdzie zachwycam się tekstami. Wydaje mi się, iż Oskar też jest jedną z takich osób. Może kiedyś on sam sobie zrobi projekt rockowy. Niech Męskie Granie go zaprosi.

Ja osobiście uważam, iż potrzeba tam przewietrzenia. Świetnie sprawdził się Igor Herbut, który ma przepotężny wokal, bardzo się wyróżnia i jest niesamowity. Jego wykon Ściemnia się to miazga. A jak nie, to zwerbujmy starą gwardią: Fisza, Spiętego, Roguca. Niech robią. Skoro plan się powiódł, to znaczy, iż utwory na płytę już automatycznie pisałeś z zamysłem, żeby np. w powrót oznacza piekło pojawił się Fisz? Dlatego ten kawałek brzmi jak Tworzywo?

Tak, jakby AI to wygenerowało.

Widzę Emade, który tam sobie klei te bębny.

I to właśnie miałem w głowie. Wyobraźnia. Że to jest takie „tworzywowowe” i ma być takie, a nie inne. Później, jak Marcin Bors wysłał mi miks, gdzie te bębny brzmiały troszkę inaczej, bardziej zefektowane, to powiedziałem: „nie, to właśnie musi być tak oldschoolowo, ascetycznie”. Te zabiegi były więc wykonywane z pełną świadomością. I tym bardziej żałuję Oskara, bo uważam, iż świetnie by pasował do tej piosenki.

Pewnie fani PRO8L3MU też by sprawdzali.

To swoją drogą, ale nigdy nie odbierałem współprac w kontekście zasięgowym. Grałem też w tym roku z Bedoesem i odzew po tych poczynaniach był nieduży. Kiedyś Julia Wieniawa udostępniła mój singiel promujący trasę promującą romantyczny styl życia i przybyło mi dwóch obserwujących.

Chodziło mi też o to, iż jednak np. u Bedoesa on był tą postacią centralną. Tutaj byłoby odwrotnie, więc może inaczej by to zadziałało tym bardziej widząc na innych featach Kozę, Zdechłego Osę czy Alicka. Niezbadane są wyroki algorytmów i chyba ciężko jest próbować to zrozumieć. Nie zliczę, ile już poblokowałem konfederackich rzeczy w social mediach, ale i tak zaraz wracają pod inną postacią.

Prawicowe ugrupowania są mistrzami w prowadzeniu kampanii w mediach społecznościowych. Warto przeczytać książkę Christophera Wylie’ego o początkach ich sprawności w tym sektorze: Mindf*ck. Cambridge Analytica, czyli jak popsuć demokrację. Gość tam pracował i jak dobrze pamiętamy, firma ta wpłynęła na wyniki referendum brexitowego czy wyborów w Stanach Zjednoczonych. Wydaje mi się, iż polaryzacja i trend działania prawicowych ugrupowań w social mediach sprawia, iż przekonanych utwierdzają w tym, co myślą. A też może jakimś ślepym trafem przekonać tych, którzy nie mają pojęcia. A to, co głoszą, to proste recepty na skomplikowane dolegliwości. To tak nie działa.

A miałeś jakiegoś takiego muzycznego ducha, który nad tobą czuwał w trakcie tworzenia tej płyty? Czego słuchałeś?

To pogłos mojego mieszkania u Michała Kempy, bo byłem w centrum tych naszych polskich wydarzeń i namiętnie słuchałem pierwszych posiedzeń różnych komisji śledczych. W głowie dźwięczały mi z kolei słowa Andrzeja „Gieni” Markowskiego, czyli człowieka, z którym robiłem poprzednią płytę + piekło + niebo +. Jednymi z jego pierwszych słów po usłyszeniu demówki były: „czy ja go w ogóle potrzebuję?”. I to żadne złośliwości. Po prostu za każdym razem, jak tworzę, to doprowadzam kawałki do takich form, iż to można już wydawać. Przy wspomnianej płycie one były dołączone do pre-orderów.

Prawda, mam je. Ciekawie się tego słucha.

To fajnie wiedzieć!

Słuchając faktycznie często te różnice są małe.

No dokładnie. Przy ATAKU i + piekło + niebo + to był proces tłumaczenia demówek na studio. Teraz miałem w głowie słowa Gieni, iż jest okej i tutaj nie ma co na siłę kombinować. A czego słuchałem? Mówiłem często: „daj sobie szansę na posłuchanie muzyki”. Czyli improwizowałem i grałem takie rzeczy, których bym nie wymyślił. Później się ich uczyłem, żeby je zagrać na koncertach.

Natknąłem się na porównania m.in. do Queens of the Stone Age, Eagles of Death Metal i Viagra Boys.

I słusznie, bo to rzeczy, których słucham. Są też dla mnie takim moim wyznacznikiem bycia cool. Że jak gram na gitarze, to mogę grać jak Green Day, ale to nie jest mój świat. Znasz jakiś przypałowy zespół?

Nickelback.

O, no to mogę grać, jak Nickelback, ale mogę też grać, jak Queens of the Stone Age. Ich pasja do szukania brzmień działa też u mnie. Uwielbiam nowe efekty i wszystko, co wiąże się z wydawaniem dźwięków. To proces, który mam nadzieję – nigdy się nie skończy. Grając obecną trasę używam innego wzmacniacza. Kupiłem go za 600 złotych na łódzkich Bałutach. Jest to Peavey Bandit i na Tematy i wariacje dużo nagrałem na tym piecu. On jest tranzystorowy, czyli cichy. Nie potrzebuje nasycenia i głośności, żeby robił się przester. No i jest też mniejszy. Stwierdziłem, iż sztuka dla sztuki jest fajna, ale jeździ z nami nowy techniczny. Wojtek ma 18 lat i nie ma co go straszyć wielkimi, lampowymi piecami oraz kolumnami. Ale jeszcze zobaczy, na czym to polega, hehe.

Utwór tytułowy to chyba jeden z największych eksperymentów. A prawie 10-minutowy kawałek jest dziś bardzo rzadko spotykany, zwłaszcza w Polsce.

Fisz Emade Tworzywo. W ogóle powiedziano mi, iż pierwszy singiel, VValka o każdy kolejny dzień, który trwa niecałe 5 minut, jest za długi. A ja na to: „no dobra, ale Fisz Emade Tworzywo ma dużo dłuższe single”. Mało tego, zajmują bardzo wysokie miejsca w radiu, bo też o to chodzi w całej dyskusji: żeby było pod radio. No to ja dalej, iż Tworzywo przecież okupuje pierwsze miejsca list przebojów stacji, na których wytwórni zależy. Odpowiedź była taka, iż oni swoich fanów do tego przyzwyczaili. Skontrowałem, iż dlaczego ja mam nie przyzwyczajać swoich fanów do tego samego?

No i kiedy to zrobić, jak nic dłuższego nie wydasz.

Właśnie. A utwór Tematy i wariacje to już jechanie po bandzie. Bardzo jestem zadowolony, iż on jest i mogę sobie na to pozwolić. Bo to coś nowego. Zaskoczenie dla ludzi. W pierwszym strzale wrażeń właśnie ten kawałek zwrócił uwagę. Czytam też komentarze, kojarzę wiele osób, bo są ze mną od początku. Jest taki pan, który na koncerty w Gdańsku przywozi rumianek i pierogi robione przez jego mamę. On mi się wydawał takim konserwatywnym, rockowym słuchaczem. jeżeli ktoś taki pisze, iż kawałek Tematy i wariacje go powala, no to super. Właśnie o to chodzi. Żeby dać sobie szansę na pisanie muzyki. Z tym numerem jest w ogóle taka historia, iż akordy do tej pierwszej, powolnej części, powstały zanim WaluśKraksaKryzys był WaluśKraksaKryzys. Wpadłem na nie bardzo dawno temu, jak mieliśmy robić rzeczy z jedną artystką. Stworzyłem wtedy ambientowy utwór z tymi akordami. Jest w nim też melodyjka grana slidem. Od dawna było to ze mną i właśnie teraz dojrzała wizja, aby dokończyć.

Ostatnio na twojej fanowskiej grupie było zapytanie, jak w zasadzie odmienia się nazwę WaluśKraksaKryzys.

Widziałem, widziałem. Ale sam nie wiem.

Każdy niech mówi po swojemu?

Tak, dokładnie.

Latem widywaliśmy cię na scenie z Bedoesem 2115 oraz Dawidem Podsiadło i Arturem Rojkiem. Jak grało się, iż tak to brzydko ujmę, dla innych, tuż przed premierą płyty?

Intensywnie. Nie lubię pierdolenia o zmęczeniu, bo teraz wszyscy są przebodźcowani. Trochę też na własne życzenie, nie dając sobie szansy na odpoczynek. Ale kurwa: byłem zmęczony na maksa. Po ostatniej ZORZY musiałem się chwilę zresetować. Te projekty to dwie, zupełnie inne sytuacje. Na ZORZY było bardzo oldschoolowe podejście, bo mieliśmy zjazdy i kolektywnie aranżowaliśmy piosenki. Był to czas, żeby się poznać i zintegrować ze sobą. Faktycznie dało się poczuć namiastkę zespołu. Natomiast z Borysem było tak, iż wszystko działo się bardzo szybko. Aranże i działanie pozakoncertowe to była moja rola. Inaczej też się porozumiewaliśmy, bo Borys inaczej odbiera muzykę. Przykładowo nie zagraliśmy utworu 8 kobiet, bo nie potrafiliśmy znaleźć, gdzie jest „raz”. I choćby jak ten „raz” był dla nas na „raz”, to coś było nie tak i już nie wiedziałem co. Powiedziałem mu, iż jest jeden sposób, w który możemy podziałać, ale obawiam się, iż już nigdy więcej nie zagra tego numeru, bo musiałbym mu zrobić pranie mózgu. On tak popatrzył i mówi: „dobra, kurwa, spróbujemy jutro”. Mieliśmy zagrać wtedy z Taco Hemingwayem. No więc na następny dzień Filip przychodzi, Borys mówi mu, co gramy, na co Taco, iż bez 8 kobiet. I tyle z tego było. A ile wylaliśmy krwi, potu i łez… Z Bedoesem to były tylko dwa koncerty: na Salt Wave w Jastarni dogrywałem do Kubiego Producenta i jego brata Sapiego, na BitterSweet w Poznaniu graliśmy całym zespołem. Bardzo intensywne i gorące doświadczenie.

8 kobiet to w ogóle jest zajebisty utwór w sensie kompozycyjnym. Próbowałem go porozkminiać, ale muszę porozmawiać z producentem, bo jest pierdolonym geniuszem, na co wiele wskazuje. Ten numer nie ma metrum 4/4 tylko momentami jakieś nieparzyste. Da się w tym połapać, choćby licząc do 4, jak to mam w zwyczaju. Wtedy wychodzi na to, iż akordy czasem się zmieniają tak jakby w połowie frazy i cała piosenka jest w moim odczuciu bardziej melodią niż formą. Mega super. Mam nadzieję, iż się z nim dogadam, bo chciałbym zapożyczyć dźwięki oraz podział basu, a ten jest świetny i rozdziera mi serce.

A co w zasadzie doprowadziło do tego, iż nagle stanąłeś na scenie grając Myslovitz?

Nie wiem. Dostałem telefon czy robię coś wtedy, wtedy i wtedy. Podejrzewałem już, iż chodzi o ZORZĘ, ale myślałem bardziej o czymś z Kacperczykami. Później okazało się, iż jednak nie z nimi, tylko z Dawidem i Arturem. Myślę, iż może chcieliby być tak fajni, jak inni rockmani. Nie wiem. Znaczy wiem, ale nie powiem. Dobra, powiem – potrzebowali kogoś, kto gra na gitarze i nie spina dupy. A ja gram na gitarze i nie spinam dupy.

Masz bardzo interesujące przeboje z ludźmi związanymi z Myslovitz. Mam tu na myśli spotkanie i sprzedaż pedalboardu Przemysławowi Myszorowi.

Z Przemkiem Myszorem miałem już kolejne spotkanie. Pozdrawiam go bardzo serdecznie i jestem przeszczęśliwy, iż mogę porozmawiać o tekstach piosenek z takim człowiekiem, jak on. Przemek jest niedoceniony i niewyeksponowany należycie. Jest też kimś, kto o tekstach przepięknie opowiada. O procesie twórczym, jak ważne, istotne to są dla niego sprawy. Jak silnie na niego działają. Że jesteś w stanie coś napisać i później ciężko się z tym skonfrontować. Jestem naprawdę szalenie przeszczęśliwy, iż spotykam na swojej drodze takich ludzi, bo też jestem przy różnych procesach twórczych. Czasami pisanie tekstu polega na tym, iż siedzi 5 osób, mówi „zróbmy piosenkę o czymś”, a maszyna losująca naprowadza na kolejne wersy. A ja lubię coś przeżyć. Z łatwością, czasem choćby niedbałością, pisać o rzeczach przefiltrowanych przez doświadczenia i wydarzenia.

Do tego wszystkiego, w tym roku były jeszcze solo acty. To jakaś wypadkowa nagrywania płyty w pojedynkę?

Powiedziałbym raczej, iż były to małe inicjatywy, w których chciałem się pojawić, ale budżet na to nie pozwalał. Taki koncertowy full experience to ekipa 10 osób. Są rzeczy, których po prostu nie przeskoczę. Wtedy pakuję się do fury z moim menadżerem Maćkiem Pilarczykiem i jedziemy we dwóch na przygodę. Odważyłem się na to w tym roku, bo poczułem, iż nie chodzi mi do końca tylko o to, żeby się prezentować pięknie, z jak najlepszej strony. Że chodzi też o spotkanie z drugim człowiekiem, taki slam poetycki i sytuację, w której nie potrzebuję całego majdanu, żeby czuć się twórcą oraz muzykiem. Poczynam sobie z tym coraz śmielej, bo jeżeli jest sytuacja, kiedy wypada coś takiego zagrać, to to robię. Ostatnio w zamian za solo act mieliśmy zapewniony nocleg, a to bardzo przyjemnie wpływa na budżet trasy. No i z jednej strony to są rozmowy o sile wyższej, tworzeniu itd., a z drugiej bardzo przyziemne rzeczy. Jak ktoś sobie wyobraża, jak może wyglądać moje życie, to bym powiedział, iż kolorowo, ale i pragmatycznie. Dochodzi do sytuacji, w których, żartobliwie rzecz ujmując, trochę handluję swoim ciałem, żeby coś wykombinować i działać dalej. Bo czasem jest przyjemnie, a czasem nie. Wierzę w to, co robię, sprawia mi to przyjemność i po prostu cisnę.

Jak ci idzie adaptowanie strychu na studio?

Nieźle! Odebrałem już wszystkie projekty i pozwolenia na budowę. Delikatnie mówiąc, sytuacja mnie przerosła, ale powoli do przodu. Jest to moje marzenie i cel w życiu. Teraz mam trzy lata ważności pozwolenia na budowę. Muszę po prostu zacząć sprzątać strych, wpisać to do dziennika budowy i później będę miał luz, iż już się ona rozpoczęła.

Myślisz na dłuższą metę o produkcji muzycznej dla kogoś?

Tak, i to już się dzieje. Wyprodukowałem utwór Serce dla Jędrzeja Wise’a. Chcę to robić i jak trafia się coś fajnego, to już się coraz śmielej podejmuję. Myślę, iż to moje studio w Skale byłoby czymś fantastycznym, bo miałbym warunki, żeby robić więcej takich rzeczy. Na razie zdarzył się tylko Jędrzej, chociaż dla Bedoesa stworzyłem też studyjne demówki.

Nie mogę nie zapytać o coś filmowego, bo sporo wypowiadałeś się o Eddington i Heretic. Widziałeś w tym roku coś jeszcze, co jakoś z tobą zarezonowało i zostało?

I tu właśnie sytuacja jest taka, iż nie miałem zbyt dużo czasu. Oglądałem Bird, po którym chwilę później grałem solo nad morzem. Zobaczyłem tam społeczność podobną do tej z filmu, ale w polskim wydaniu. Na jednym domu socjalnym było graffiti „witamy w rzeczywistości” i zachwyciło mnie to, jak silna oraz prosta może być sztuka. Jak może tłumaczyć nam życie i właśnie rzeczywistość. Że tam faktycznie ona się odbywała. Tak żyje pewnie połowa świata.

Okej, no to twoje top 4 filmów. Bez zastanawiania się.

Vanilla Sky. Dokument Balomania. Myślę też, iż Kret w Korei – to również film dokumentalny. No i widzisz, zacząłem się zastanawiać. Dwunastu gniewnych ludzi. Albo Żądło. Świetne kino.

korekta: Michalina Nowak

Idź do oryginalnego materiału