W tej rodzinie cię nie ma.
– Nie ma cię tu! głos Haliny dzwonił z wściekłości. Rozumiesz? W tej rodzinie już cię nie ma!
Halinka, uspokój się próbował wtrącić Stanisław, ale żona nie dała mu dokończyć.
Milcz! Swoim milczeniem latami dawałeś jej do zrozumienia, iż może robić, co zechce!
Aniela stała w progu salonu, trzymając podróżną torbę. Twarz miała bladą, usta się trzęsły, ale wzrok był dumny.
Dobrze, mamo. Jak każesz.
Nie nazywaj mnie mamą! wrzasnęła Halina. Mam jedną córkę i to nie ty!
Stanisław ciężko opadł na fotel, zakrywając twarz dłońmi. Aniela spojrzała na ojca, czekając, czy powie choć słowo w jej obronie. Ale mężczyzna milczał.
Tato? zawołała cicho.
Anielciu, może nie tak od razu? Stanisław wreszcie podniósł głowę. Pogadajmy spokojnie.
O czym? Halina porwała ze stołu fotografię i rzuciła nią o podłogę. Szkło rozprysło się na drobne kawałki. Okryła nas hańbą! Cała Częstochowa palcami teraz wytyka!
Aniela spojrzała na zbita ramkę. Było tam ich wspólne zdjęcie z ubiegłego Sylwestra szczęśliwa rodzina, uśmiechnięte twarze. Teraz wydawało się to okrutnym żartem.
Mamo Halino Stanisławowo poprawiła się Aniela nie jestem winna, iż tak wyszło.
Nie winną?! matka postąpiła krok ku córce. Ruszasz się z żonatym facetem! Rujnujesz rodzinę! A teraz jeszcze dziecko po nim spodziewasz!
Aniela instynktownie przycisnęła dłoń do brzucha. Było jeszcze wcześnie, ale wieść już obiegła całe ich miasteczko.
Kocham go powiedziała cicho.
Kochasz! przedrzeźniała Halina. Czterdziestolatka z trójką dzieci! Co on w tobie takiego znalazł, iż dla ciebie żonę rzucił?
Aniela zbladła jeszcze bardziej.
On mnie kocha. Będziemy razem mieszkać.
Gdzie? zapytała szyderczo matka. Tutaj? W moim domu? Myślisz, iż pozwolę ci sprowadzić tego to
Halinko, starczy wtrącił się Stanisław. To zawsze nasza córka.
Nasza? żona odwróciła się do męża. Ja takich córek nie rodziłam! Wychowałam ją, studia opłaciłam, pracę pomogłam znaleźć. A ona co? Związała się z pierwszym lepszym facetem od czapy!
Aniela postawiła torbę na podłodze.
Witold nie jest pierwszym lepszym. Znamy się ponad rok.
Ach, ponad rok! Halina załamała ręce. Cały rok mnie więc okłamywałaś! Mówiłaś, iż robisz nadgodziny, a sama do kochanka latałaś!
Nie kłamałam, tylko
Tylko co? Tylko ukrywałam?! To się właśnie zwie kłamstwem!
Stanisław podniósł się z fotela i podszedł do okna. Za oknem mżył deszcz, szare chmury zwisały nisko nad dachami sąsiednich domów.
Aneczka powiedział, nie odwracając się a co ten Witold mówi? Naprawdę się rozwodzi?
Oczywiście, iż się rozwodzi odparła Aniela. Złożył papiery w sądzie.
Złożył papiery powtórzyła Halina. A rodzinę już rozwalił. Dzieci bez ojca zostaną.
Oni się nie kochali próbowała wyjaśnić Aniela. Od lat żyją jak obcy ludzie. Witold mówi, iż ożenił się z rozsądku, nie z miłości.
Oczywiście, iż mówi! zaśmiała się matka. Wszyscy żonaci tak mówią! Żony nie kochają, dzieci nie chcieli, matka zmusiła! A potem, gdy się nacieszą kochanką, wracają do domu!
Witold taki nie jest uparcie stwierdziła Aniela.
Wszyscy tacy są! ucięła Halina. Myślisz, życia nie znam? Ile takich historii widziałam! Obiecują przepaść złota, a potem znikają, jak tylko im powiesz o ciąży!
Aniela wzdrygnęła się.
On wie o dziecku. I jest bardzo szczęśliwy.
Szczęśliwy? To gdzie on teraz jest? Czemu nie przyszedł z tobą? Nie broni swojej ukochanej?
On on jest w delegacji. Wróci za tydzień.
Jak wygodnie zaśmiała się złośliwie Halina. Wyjechał w delegację akurat, gdy wszystko wyszło na jaw.
Aniela spuściła wzrok. Sama była zdziwiona, iż Witold wyjechał akurat
Aniela w końcu spotkała się z żoną Witolda i odkryła bolesną prawdę, iż on nigdy nie zamierzał się rozwieść, a wszystkie jego obietnice były kłamstwem, więc z płaczem wyjechała do cioci w Krakowie, postanawiając samodzielnie wychować dziecko.