W świetle nocy – recenzja książki. Wampiry generacji Z

popkulturowcy.pl 7 godzin temu

Wszyscy znamy mnóstwo przedwiecznych wampirów – hrabia Dracula, Carmilla, lord Ruthven… A co powiecie na wampiry gen Z?

Przestrzegaj BHP, bo cię strzyga zje!

U Aśki Myszkowskiej wszystko w porządku… poza tym, iż nie żyje.

Ale podobno nie ma się czym przejmować, bo w arkana życia po śmierci wprowadzi ją nie kto inny, jak najlepsza nienormatywna specjalistka od BHP, Sabina Piechota. Czy z jej pomocą Aśka poradzi sobie z gniazdem wampirów, grasującym po polach czupakabrą i ze studiami? Czy nauczy się żyć w świetle nocy?

Najzabawniejsza komedia fantastyczna o nienormatywnych i ich problemach dnia nocy codziennej!

– opis wydawcy

W świetle nocy to nowa powieść Mileny Wójtowicz, jednej z członkiń Hardej Hordy – zrzeszenia polskich pisarek fantasy. Jej główna bohaterka, dwudziestoletnia Joanna studiująca architekturę krajobrazu, po weekendowym koncercie, na którym urwał jej się film, budzi się znienacka jako wampirzyca. Życie – a adekwatnie nie-życie – dziewczyny w jednej chwili wywraca się do góry nogami. Od tej pory, poza standardowymi studenckimi problemami, ma też na głowie krytyczne uczulenie na słońce, konieczność picia krwi zamiast zwykłego jedzenia oraz całe gniazdo innych wampirów, chcących włączyć ją do swojej społeczności.

Fabuła tej książki to coś pomiędzy akcyjniakiem a tak zwanymi okruchami życia. Przez większość czasu obserwujemy Myszę (przezwisko Aśki) próbującą odnaleźć się w nowym świecie, jednak w tle cały czas majaczy nam jej konflikt z gniazdem, którego eskalacja stanowi zresztą finał W świetle nocy. Co ciekawe, kategorię komedia ustawiłabym w hierarchii gatunków tej książki tak gdzieś dopiero na trzeciej czy czwartej pozycji, mimo iż jest ona reklamowana jako ta główna. Żartów i gagów owszem, znajdziemy tu sporo, aczkolwiek mam wrażenie, iż zdecydowana większość z nich przeszła u mnie bez echa. Ot, może uśmiechnęłam się pod nosem, może nie, ale na wybuchy śmiechu nie było co liczyć.

Mimo lekkiego zamieszania w gatunkach powieść wciąż jest całkiem przyjemna. Alpejskie kombinacje Aśki, która za nic w świecie nie chce rezygnować ze swojego przedśmiertnego życia, są dość ciekawe, choćby jeżeli czasem deko naciągnięte (przykład: jej niezaznajomiona z sytuacją współlokatorka, konsekwentnie przemilczająca wszelkie wampirze dziwactwa). Nie można tej kobiecie odmówić determinacji; z czasem, chcąc nie chcąc, zaczyna się jej kibicować, albo przynajmniej z zainteresowaniem ją śledzić. Przy tak dynamicznie zmieniającej się sytuacji trudno się w końcu nudzić. A to Mysza robi za królika doświadczalnego zaprzyjaźnionej strzygi, a to znowu okoliczny czupakabra przynosi jej w darze kolejne wampiry powykradane z gniazda…

Swoją drogą, przy tym drugim aż dziwne, iż reszta krwiopijczej społeczności nie oponowała. Zanim Aśka stamtąd uciekła, jeden z jej współpisklaków (najnowszych członków), Paweł, zarzekał, iż dezercja nigdy nikomu nie uchodzi na sucho. Tymczasem boom – 3 wampiry zniknęły, a reszta po prostu to olała. Jak w przypadku Myszy powiedzmy, iż ma ona swego rodzaju przepustkę, tak aż dziwne, iż o pozostałą dwójkę nikt się nie upominał.

A co to za przepustka? Już Wam wyjaśniam, moi drodzy. Tutaj na scenę wkracza główny antagonista W świetle nocy: Fryderyk, szara eminencja gniazda. Teoretycznie jest jedynie uniżonym sługą Mademoiselle Cecile, jednak w praktyce to on steruje całą tą wampirzą rodzinką. Z jakiegoś powodu (pod koniec ujawnionego, choć niezbyt trudnego do podważenia) niezwykle upodobał on sobie Aśkę, przez co ma ona niejaką taryfę ulgową. Gość jedynie monitoruje ją, stercząc pod jej blokiem, ale pozwala jej pozostawać poza gniazdem. No i usiłuje ją poderwać, chyba. A przynajmniej na pewno jej się przypodobać. Nie wiem jednak, z jakiej racji Aśka miałaby go lubić. Za pominięciem wyglądu, koleś nie ma chyba żadnej zalety. Gada jak kretyn, śledzi ją, na dobrą sprawę to też on ją zabił… Nie wiem, czemu Mysza interesowała się nim choćby przez krótką chwilę, ale cieszę się, iż gwałtownie jej przeszło. Nie czułam między nimi żadnej potencjalnej chemii.

Co ciekawe, nie odnotowałam jej również w wypadku drugiej „opcji romansowej” Aśki. Edek, czupakabra o energii labradora, bywa uroczy na swój głupkowaty sposób, ale tak, mam wrażenie, bardzo platonicznie. Taki sobie o, nadpobudliwy szczeniak z jedną szarą komórką na stanie. Paradoksalnie, ze wszystkich facetów przedstawionych w książce, najbardziej z Myszą kliknął mi Paweł, którego ta z kolei zupełnie nie bierze pod uwagę. Chłopak jest raczej wycofany, ale kiedy trzeba, potrafi poświęcić się dla jej dobra. Zresztą, ich wspólne siedzenie w nocy na ławce i wpatrywanie się w niebo, choćby jeżeli tylko nadmienione, wciąż brzmi romantyczniej niż którakolwiek z wymuskanych tyrad Fryderyka.

No dobrze, ale ja tu sobie pierdu-pierdu o postaciach i ich relacjach, a tu jeszcze resztę książki by wypadało omówić. Sam świat przedstawiony wydaje się całkiem interesujący – choćby nie tyle ze względu na same wampiry, co na całą resztę. Strzyga ucząca innych jej podobnych BHP, ten cały podział nienormatywnych ze względu na żywioły, specjalne miejsca pracy dla nich… Interesująca rzecz. Coś czuję – zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnią stronę – iż jeszcze do tego świata wrócimy i szczerze? Chętnie ponownie tam zajrzę, choćby i po to, by poznać trochę więcej lore. Paranormalny Dolny Śląsk ma potencjał, zobaczymy, jak go wykorzysta.

Krótko co do technicznych kwestii książki: okładka jest ładna, jednak już w opisie umieszczonym na jej tyle znalazł się bubel. W środku zresztą też ich jeszcze parę widnieje, aczkolwiek to choćby nie one sprawiały mi największy problem podczas czytania. Mimo wszystko bardziej triggerowały mnie… spolszczone pisownie zagranicznych słów. Szczególnie tych francuskich, ale angielskie też trochę zgrzytały. Może to kwestia przyzwyczajenia, jednak w takiej wersji wszystkie te wyrazy wglądały mi jakoś tak… niezdarnie. Nie podobają mi się one. Zdecydowanie wolę odmienianie przez przypadki przy zachowaniu oryginalnej pisowni.

W świetle nocy to sympatyczna, szybka lektura. Można się przy niej nieźle bawić, choć stricte komedią bym jej nie nazwała. Świat przedstawiony jest interesujący, a występujące w nim postaci – całkiem sympatyczne (za wyjątkiem antagonistów, rzecz jasna). Mimo kilku drobnych zgrzytów mogę Wam tę pozycję spokojnie polecić – choć nie wydaje mi się, by po przeczytaniu została ona w mojej pamięci na długo.


Autor: Milena Wójtowicz
Okładka: Agnieszka Dąbrowiecka
Wydawca: SQN Imaginatio
Premiera: 9 października 2024 r.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Stron: 320
Cena katalogowa: 49,99


Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem SQN. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (SQN)

Idź do oryginalnego materiału