W świecie z błota i śniegu. Wystawa malarstwa Józefa Chełmońskiego

kulturaupodstaw.pl 5 godzin temu
Zdjęcie: fot. Muzeum Narodowe w Poznaniu


O tym pisał Jan Mencwel w „Hydrozagadce”, o piątym żywiole – błocie, o wilgoci, której widzimy w krajobrazie coraz mniej, bo świat wokół nas wysycha. Przez muzeum idziemy zatem nie tylko jak przez historię polskiej wsi, polskiego malarstwa, ale i jak przez kolekcję zjawisk meteorologicznych, które zanikają.

Kuropatwy

Wystawa prac Józefa Chełmońskiego w warszawskim Muzeum Narodowym za tydzień miała się skończyć, do kas biletowych ustawiła się potężna kolejka. Kupiłam bilet przez internet, więc minęłam kolejkę, wrzuciłam walizkę do szatni i poszłam kontemplować „Kuropatwy na śniegu”. Bo po to przyjechałam na wystawę po raz drugi.

Bardzo chciałam tym razem poświęcić pół godziny tylko im. Spokojnej obserwacji, niemal fizycznemu wtapianiu się w połać śniegu, w płótno o rozmiarach sto dwadzieścia trzy centymetry na niemal dwa metry.

Kuropatwy, Józef Chełmoński, zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie

Chciałam w nim zniknąć, analizować barwy śniegu, rudawy kolor ptasich piór. Bo zawsze zbywałam powszechny zachwyt „Kuropatwami”. To takie pospolite ekscytować się czymś, czym ekscytuje się niemal każdy, prawda?

Ale stanąwszy wobec „Kuropatw”, nie da się nie ulec magii tego obrazu. Tego ołtarza ze śniegu, ciszy i drepczących ptaków, które w dużej mierze zniknęły z polskiego krajobrazu, na skutek przemian krajobrazu rolniczego.

Powrót Łubieńskiego

Projekt „Chełmoński” to efekt współpracy trzech polskich muzeów narodowych: w Warszawie, w Poznaniu i Krakowie. Jak pisze na swojej stronie internetowej Muzeum Narodowe w Poznaniu, to największa wystawa prac malarza od 1987 roku.

Drugie życie czarnego kota, Stanisław Łubieński

Wstępem do zorganizowania wystawy były wspólne prace konserwatorskie i badawcze wszystkich trzech placówek. W Poznaniu Chełmońskiego możemy oglądać od szóstego marca aż do dwudziestego dziewiątego czerwca.

Tak się złożyło, iż w kwietniu, a więc w czasie poznańskiej odsłony wystawy, na rynek książki trafi nowa publikacja Stanisława Łubieńskiego „Drugie życie Czarnego Kota” (wydawnictwo Agora), a przy tej okazji – wznowienie chyba już kultowych wśród ptasiarzy „Dwunastu srok za ogon”.

Obie książki z okładkami i ilustracjami zaprojektowanymi przez Zosię Frankowską, cenioną ilustratorkę współpracującą również z Wydawnictwem Dwie Siostry i studiem Daniela i Aleksandry Mizielińskich. Wywołuję tutaj Łubieńskiego, bo malarstwu Chełmońskiego poświęcił w „Dwunastu srokach” jeden rozdział.

Apoteoza przyrody

„Jeden ptak ogląda się czujnie. Linia horyzontu ginie w siwym obłoku, niemal zlewa się z kolorem nieba. I znowu detal. Rudawe maźnięcia na pokrywach skrzydeł ptaków najbliżej widza, pochylone sylwetki z drugiego planu nikną w zadymce. Uważa się, iż ten dojrzały Chełmoński to malarz z pogranicza realizmu i symbolizmu, iż kuropatwy na śniegu to my, przygnieceni życiowymi zmaganiami. Ja widzę tu jednak przede wszystkim uważną obserwację i głębokie rozumienie przyrody” – pisze Łubieński o „Kuropatwach”.

I to chyba w wystawie Chełmońskiego cieszy mnie najbardziej – czytanie malarza kluczem przyrodniczym, porzucenie rozmyślań o „apoteozie wsi” i całkowite skupienie choćby na tym: gdzie widział dropie? Czuję euforia z porzucenia szkolnych nawyków i ekscytację z patrzenia na sztukę, malarstwo przez szersze okulary. Bo w takim ujęciu sala, w której stłoczono obrazy wsi, jest apoteozą śniegu, srogich zim, błota pośniegowego.

Dwanaście srok

Kiedy patrzyłam na te sceny w muzeum, za oknem zima była wilgotną mgłą z temperaturą na plusie, malarycznym niepokojem niesionym przez ocieplenie i zmianę klimatu wiszącą nad nami jak topór. Tymczasem przez zimę, wiosnę, przedwiośnie, jesień Chełmońskiego brniemy w wyimaginowanych kaloszach, onucach, kożuchach, pelisach, futrach albo współcześniejszych woderach.

O tym pisał Jan Mencwel w „Hydrozagadce”, o piątym żywiole – błocie, o wilgoci, której widzimy w krajobrazie coraz mniej, bo świat wokół nas wysycha. Przez muzeum idziemy zatem nie tylko jak przez historię polskiej wsi, polskiego malarstwa, ale i jak przez kolekcję zjawisk meteorologicznych, które zanikają.

Jak przez salę z portretami trumiennymi ptaków: dropi, które w Polsce wystrzelaliśmy, kuropatw, których miejsca do życia kurczą się przez działalność człowieka, przetrzebionych skrajnie głuszców, czy słonek, na które wciąż się poluje, choć już nie podczas toków, które uchwycił malarz.

Muzeum zjawisk meteorologicznych

U Chełmońskiego jest mokro, mróz ściska wieś, a sójka strąca biały, zimny pył z śnieżnych czap przyginających drzewa. Łubieński, kiedy odwiedza dworek Chełmońskiego w Kuklówce, dowiaduje się, iż dawniej, zamiast łąk i ściernisk, przed budynkiem były stawy. Wody na obrazach malarza jest mnóstwo. Z trzcin i zarośli nadwodnych wylatuje spłoszona kurka wodna, którą tak wspaniale uwiecznił. Znad zalanej łąki zrywa się bąk – ptak sprawiający wrażenie niezgrabnego smoka, w locie „ciągnącego nogi za sobą” – jak charakteryzuje go ptasi przewodnik Collinsa.

Otwarcie wystawy w Poznaniu, fot. Muzeum Narodowe w Poznaniu

Sztuka jako lustro, kronika i opowieść o przemianach cywilizacyjnych, o presji wywieranej na przyrodę, o miękkim pięknie babiego lata – tym jest dla mnie spotkanie z malarstwem Chełmońskiego. Opowieścią o wczesnej jesieni, przedwiośniu, a więc o tych porach roku, które są łagodnym przejściem do zimy i lata. I jeszcze o czułej uważności na drobną postać sójki wśród czap śniegu.

W Warszawie o obrazach opowiadali w audioprzewodniku Adam Wajrak i Krystyna Czubówna. Wystawie towarzyszyły spotkania o hydrologii i ornitologii.

W Poznaniu też zadbano o wydarzenia towarzyszące, które wprowadzą odwiedzających w świat przyrody widzianej oczami malarza – wykłady o faunie i florze czy klimacie, jaki w Polsce panował w czasach Chełmońskiego (przełom XIX i XX w.).

W ofercie znajdziemy też warsztaty z hortiterapii inspirowane malarstwem artysty. Wykłady i warsztaty poprowadzą naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. To bardzo dobrze. Momenty, kiedy sztuka i nauki przyrodnicze spotykają się i uzupełniają – to momenty arcyciekawe, wnoszące i do nauki, i do sztuki wspaniałą jakość.

Idź do oryginalnego materiału