Kino gatunkowe w Polsce w tej chwili ma się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo wszystko wciąż jednak jest to mały procent produkowanych w naszym kraju obrazów. Dlatego tym bardziej cieszy, iż do grona filmów dumnie promujących tę gałąź kina dołącza nowe dzieło Piotra Biedronia.
W nich cała nadzieja to projekt bardzo ryzykowny. Twórcy stawiają na oryginalność i jako pierwsi w polskim kinie poruszają temat kryzysu klimatycznego. Postawiono więc na minimalistyczną scenografię i efekty cyfrowe, które mają na celu pobudzenie wyobraźni widza. Główna oś fabularna opiera się na relacji dwóch postaci, z którymi spędzamy większość czasu ekranowego. Podjęcie się realizacji takiego pomysłu wymagało solidnego warsztatu scenopisarskiego, żeby utrzymać uwagę widza do samego końca. Piotrowi Biedroniowi przyszło to jednak nadzwyczaj lekko, bowiem przekuł on stosunkowo nieskomplikowany konflikt w humorystyczną, a jednocześnie trzymającą w napięciu, historię.
Zobacz również: Biedne istoty -przedpremierowa recenzja filmu
W nich cała nadzieja to film postapokaliptyczny o konsekwencjach kryzysu klimatycznego, który zostawił po sobie jedną wielką pustkę. Z tym stanem rzeczy, a przede wszystkim z wszechogarniającą samotnością, musi poradzić sobie główna bohaterka – Ewa. Ewa żyje w bazie powyżej poziomu skażenia i jest prawdopodobnie ostatnią ocalałą osobą na Ziemi. Za towarzystwo ma jedynie robota bojowego – Artura, zaprogramowanego do patrolowania terenu wokół obozu. W czasie wojen klimatycznych Artur bronił granic państw Azji Wschodniej. Wbudowana w jego ciało sztuczna inteligencja miała stopniowo ewoluować i uczyć robota samodzielnego myślenia. Pomimo ambitnych planów, daleko mu jednak do zaliczenia testu Turinga. Jego protokoły są jasne i zero–jedynkowe. Intruz nie zna hasła. Hasło zmienia się co trzy miesiące co do dnia. Ewa zna hasło. Intruza należy wyeliminować, by chronić Ewę. Co jednak, jeżeli Ewa zapomni sprawdzić nowe hasło….?
Chemia duetu aktorskiego Wieczorek–Beler jest wręcz hipnotyzująca. Oboje fantastycznie odgrywają swoje role. Dużą zasługą w kreacji Ewy jest jej ekspresja niewerbalna. Magdalena Wieczorek włożyła dużo pracy mowę ciała i gestykulację. Podobnie jak Michael Fassbender w pierwszoplanowej roli w tegorocznym Zabójcy, robi to do tego stopnia dobrze, iż niejednokrotnie przekaz zostaje oddany bez jednej linijki dialogu. Z kolei kwestie Jacka Belera potęgują zręcznie wplecione efekty dźwiękowe. Procesor Artura jest powolny i często się zawiesza przy próbach samodzielnego myślenia. Wydaje przy tym specyficzne dźwięki, które przywodzą na myśl retrofuturyzm kina sci-fi lat 80.
Jeśli jednak trzeba by było podać jeden powód, który miałby zachęcić wciąż niezdecydowanych na wybranie seansu na dużym ekranie, niech to będzie oprawa wizualna. Szczerze muszę przyznać, iż po dwóch seansach wciąż uważam, iż zdjęcia Tomasza Wójcika zasługują na szczególne uznanie. Niektórych kadrów nie powstydziłby się sam Denis Villenevue. Połączenie wyrazistej palety kolorów z szerokimi planami zachwyca za każdym razem. Wyraźnie można w nich tez zauważyć inspiracje twórców kultowymi filmami zachodu, jak chociażby Gwiezdne wojny: Nowa nadzieja czy Diuna z 2021 roku. Nie są to jednak puste nawiązania. Każdy umiejętnie skomponowany kadr spełnia bowiem swoją rolę kontrastowania ogromu martwego świata z – niewielką na jego tle – główną bohaterką.
Nie jest to jednak produkcja zupełnie pozbawiona wad. O ile aktorzy wybitnie odgrywają powierzone im role, to nie sposób na pewnym etapie nie odczuć monotonii przez ciągłe skupienie na jednym, konkretnym temacie. Traci na tym przede wszystkim najbardziej widowiskowa sekwencja całego filmu (zrealizowana w elektrowni Łaziska), która nie dostaje satysfakcjonującego podsumowania. Kilka scen wcześniej Ewa wspomina, iż obiekt wciąż jest aktywny, ponieważ zarządzają nim roboty. Podczas swojej ekspedycji nie spotyka jednak żadnego z nich.
Ostatecznie widz zostaje z poczuciem lekkiego niedosytu. Koncept opustoszałego świata wydaje się na tyle ciekawy, iż aż chciałoby się poznać więcej jego zakątków, by jeszcze lepiej poczuć trud zmagania Ewy z osamotnieniem. Nie sposób mu jednak odmówić błyskotliwości narracyjnej, która poprzez sprawne przeplatanie humoru i grozy tworzy 90 minut zaskakująco angażującego emocjonalnie widowiska. Cieszę się, iż w polskim kinie jest w tej chwili miejsce na tego typu wizjonerskie projekty i liczę, iż inni twórcy, zmotywowani sukcesem krytycznym filmu W nich cała nadzieja oraz jego nagrodami na festiwalu w Gdyni i w Trieście, odważą się na podążanie tym śladem.
Seans przedpremierowy dzięki uprzejmości Galapagos Films.
Źródło obrazka głównego: Galapagos Films