W Krakowie odbyła się premiera kontrowersyjnej sztuki. „To będzie trzęsienie ziemi”

krknews.pl 2 dni temu

W Teatrze Nowym Proxima odbyła się premiera „Sodomy” w reżyserii Piotra Mateusza Wacha. Spektakl wzbudził skrajne emocje ze względu na występujące w nim treści pornograficzne oraz sceny przemocy. Sądząc po reakcjach widowni – bardzo poruszył krakowską publiczność. – Zastanawiamy się, czy ludzie nie będą wychodzić w przerwie. Spektakl jest podzielony na dwa akty i bierzemy pod uwagę, iż część widzów może już nie wrócić – przyznaje w rozmowie z KRKNews Alicja Sędzikowska, artystka i performerka.

Alicja Sędzikowska to absolwentka kierunku intermedia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, a KRKNews opowiada o swojej roli nieheteronormatywnego mężczyzny. Z kolei Grzegorz Kestranek jest studentem krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych i opisuje, w jaki sposób wpłynęła na niego praca nad spektaklem.

KRKnews: Czy udział w tym procesie twórczym wymagał przesunięcia Waszych osobistych granic?

Grzegorz Kestranek: Starałem się najpierw przesunąć granice w sobie, zanim zrobię to w procesie pracy. Od samego początku mieliśmy przestrzeń, żeby mówić, na ile sobie pozwalamy. Miałem też pełną świadomość tego, iż w każdej chwili mogę odmówić. Nic by mnie nie powstrzymywało przed powiedzeniem „nie”, gdybym czuł, iż coś jest niezgodne ze mną. jeżeli więc jakieś granice się przesuwały, to tylko wtedy, gdy byłem na to gotowy.

Alicja Sędzikowska: Bardzo podobał mi się sposób pracy Piotrka Wacha. Nie narzucał nam, jak mamy się ustawić ani jaki performance stworzyć. Dawał nam tematy do opracowania. To było interesujące doświadczenie, bo np. mieliśmy dwa tygodnie na przygotowanie performansu i to my wychodziliśmy z własnymi propozycjami. Potem dalej pracowaliśmy nad tym, co sami stworzyliśmy i wymyśliliśmy.

Miałam dużo swobody, bo to ja wychodziłam z inicjatywą. Przy takim podejściu nie mogło być mowy o tym, aby ktoś przekraczał moje granice. Sam spektakl jest wymagający fizycznie; kiedy zaczęłam nad nim pracować, miałam bardzo słabe mięśnie i utrzymanie pozycji w niektórych scenach było dla mnie trudne.

Czy mimo wszystko na którymkolwiek z etapów procesu twórczego pojawiły się momenty zwątpienia? Czy obawialiście się, iż nie sprostacie założeniom projektu?

GK: Na początku – oczywiście, iż tak. Na szczęście Piotr i koordynator intymności, Szymon Dobosik, bardzo nas wspierali i nie wrzucali od razu na głęboką wodę. Na starcie, kiedy dopiero się „wyczuwaliśmy”, były chwile wahania i sprawdzania, gdzie przebiegają nasze granice i na ile możemy sobie pozwolić. Teraz jesteśmy otwarci na znacznie więcej niż wtedy.
Jeśli pojawiały się momenty niezręczności, od razu o tym rozmawialiśmy. Czasem robiliśmy krok wstecz, żeby później móc zrobić kilka kroków do przodu. Dla mnie ten proces był bardzo odkrywczy pod względem przełamywania wstydu na scenie, a także w codziennym funkcjonowaniu. Mam też poczucie, iż wiele granic, które istnieją w rzeczywistości, jest w dużej mierze umownych.

Alicja, w spektaklu grasz rolę męską. Jak się w tym odnajdujesz? Czy było to dla Ciebie wyzwanie?

AS: – W spektaklu wszyscy gramy mężczyzn. Kilka osób gra jedną postać, i ta postać jest mężczyzną. Dla mnie to też jest interesująca historia o tożsamości płciowej. Nie muszę być biologicznym mężczyzną, żeby zagrać mężczyznę. Piotrek mówił, iż zachowujemy się czasami „bardziej jak geje niż sami geje” – i to jest według mnie bardzo trafne podsumowanie.

Piotrek na początku w ogóle nie chciał brać dziewczyn – założenie było takie, iż obsada ma być męska. To, iż ostatecznie ja i Zuza Meyer dołączyłyśmy do spektaklu, rozmywa pojęcie płci i wprowadza dodatkową warstwę dekonstrukcji.

Mężczyzna może być kobiecy w odbiorze – delikatny, wrażliwy. Piotrek chyba szukał osób, które będą reprezentować różne cechy głównego bohatera. To jest też dla mnie osobiście przełomowe pod względem tożsamości płciowej, bo gramy nago i widać nasze genitalia, a w spektaklu jestem określana męskimi zaimkami i męskim imieniem.

Czy przy okazji pracy nad spektaklem rozprawiłeś się z jakimiś tematami, które stanowiły dla ciebie sferę tabu?

GK: To było dla mnie coś zupełnie nowego. Wcześniej nie miałem większego kontaktu ani ze środowiskiem gejowskim, ani z jego kulturą. Teraz to wszystko poznaję i odkrywam przez pryzmat myślenia i wrażliwość Piotra. To jest też jeden z powodów, dla których kocham aktorstwo: daje mi ono możliwość wejścia w cudzy świat, spojrzenia na rzeczywistość z czyjejś perspektywy.

Na ile Wasze role opierają się na osobistych doświadczeniach?

AS: Wydaje mi się, iż Piotrek, nie znając naszych historii, intuicyjnie dobierał ludzi, którzy zrozumieją tę tematykę. Jest tak, iż my nie do końca „gramy” pewne rzeczy. Czasem po prostu bazujemy na tym, co przeżyliśmy i jak to rozumiemy.

Z jakim odbiorem spotka się Sodoma?

AS: Myślę, iż to będzie trzęsienie ziemi. Rozmawiałam już z pierwszymi widzami, którzy przychodzili na próby i zorientowałam się, iż żyję w bardzo specyficznym środowisku. Dla nas nagość nie jest czymś wstrząsającym, mówienie o narkotykach też nie jest niczym dziwnym. Zastanawiamy się, czy ludzie nie będą wychodzić w przerwie. Spektakl jest podzielony na dwa akty i bierzemy pod uwagę, iż część widzów może już nie wrócić. Na pewno jednak przyjdzie stała widownia Teatru Nowego i jest szansa, iż będą zaskoczeni.

Rozmawiały Klara Weichönig i Natalia Lucinkiewicz

Idź do oryginalnego materiału