
Od dnia premiery widowiska Cyrku Korona w okresie 2025 minęło już niemal pół roku, do końca sezonu pozostało nieco ponad dwa miesiące, a ja w minioną niedzielę miałem okazję podziwiać tegoroczne widowisko po raz drugi w tym roku.
Pierwszy raz obejrzałem je właśnie w dniu premiery. Od tego czasu nieco się pozmieniało, i jak to w Koronie na lepsze!
Lady La Loka, która swoim innowatorskim stylem, z dużym dystansem do siebie i mnóstwem talentów otworzyła się bardziej na publiczność. I tak wykorzystuje widza podczas swojego hula-hop na wesoło, czy zaprasza kilku śmiałków z widowni do repryzy: plan filmowy. Ta zmiana to strzał w dziesiątkę! W tym roku w żadnym polskim cyrku się tak nie uśmiałem jak podczas tej repryzy. Pełne szaleństwo to znak rozpoznawczy La Loki, ale i widzów, którzy jej towarzyszą na arenie i dają się ponieść fantazji.
Sztrabaty Inki tak jak w marcu, tak i teraz ponownie wzbudziły u mnie ogromny zachwyt, nie mogłem oderwać wzroku podczas tak wybitnie dopracowanego występu. Aż strach pomyśleć czym jeszcze Inka nas zaskoczy w przyszłości! Bo wtedy choćby najlepsi specjaliści mi szczęki z podłogi nie podniosą.
Skywalk, lina meksykańska, akrobacje na wrotkach, czy motor na linie to numery, które się same bronią. Brawa przy nich nie ustają.
Podobnie koło śmierci, z trickami, których nie można było spotkać w Polsce od wielu lat.
Każdy występ jest idealnie zgrany z bajecznym, multimedialnym oświetleniem oraz dźwiękiem dzięki czemu, całe widowisko odbiera się jeszcze lepiej. W Cyrku Korona to już znak rozpoznawczy, iż zobaczymy show kompletne od A do Z, wszystko płynne i dopracowane, czyli tak jak być powinno.