VICTORY - Circle of Life (2024)

powermetal-warrior.blogspot.com 5 dni temu


Wydany w 2021r "Blood In the Water" to mój ulubiony krążek grupy Flotsam and Jetsam. Trudno uwierzyć, iż ta zasłużona formacja amerykańska działa od 1984r. Nagrali wiele wyśmienitych płyt i od lat trzymają fason i wysoki poziom artystyczny. Ostatnie płyty to przykład jak świetnie można połączyć motorykę thrash metalową i power metalową. Nadzieje i oczekiwania względem nadchodzącego "i am the weapon" były spore, zwłaszcza iż zapowiedzi były obiecujące. Jak finalnie jest z nowym dziełem amerykanów?

Na pewno można odnotować lekki spadek formy, ale to wziąć płyta z górnej półki. Ostre riffy, chwytliwe melodie, duża przebojowość i szybkie tempo. To czyni ten album nie wiele gorszym od poprzednika. Jednak już nie ma takiego zaskoczenia i efektu "wow". Można odnieść, iż band bardziej postawił tutaj na amerykański power metal, a w mniejszym stopniu gdzieś tam thrash metal. W tej całej machinie kluczową rolę odgrywa wokal Erica, który idealnie pasuje do tej całej stylistyki. Potrafi odnaleźć się w niskich rejestrach, jak i wysokich, potrafi nadać całości drapieżnego wydźwięku. Robi to naprawdę świetnie. Nie można też pominąć dopracowanych partii gitarowych duetu Gillbert/Conley. Panowie dają czadu i w zasadzie przez cały album jest energia, pasja i jazda bez trzymanki.

Zaczynamy od agresywnego "A new Kind Of Hero" i od razu wiadomo, iż Flotsam and Jetsam ciężko pracował nad nowym materiałem, by zbliżyć się do poziomu poprzedniczki. Mocne gitary, wyrazisty riff i łatwo wpadający w ucho refren. To dopiero początek. "Primal" troszkę bardziej stonowany, nieco bardziej melodyjny, ale swoją przebojowością potrafi zarazić. Płytę promował tytułowy "I am the weapon" i ten utwór od razu skradł moje serce i zrobił smaka na nowy krążek. Szybkie tempo, pomysłowy riff i przebojowy charakter sprawił, iż utwór rozwalił mnie łopatki. Taki zagubiony killer z poprzedniej płyty. Więcej power metalu dostajemy w "Burned My bridges" i tutaj znów band błyszczy i pokazuje swoją smykałkę do chwytliwych melodii. Troszkę nieco jakby hard rockowy "Beneath the shadows" wyróżnia się na tle całości. Troszkę bardziej radosny, troszkę bardziej skoczny, ale potrafi zapaść w pamięci. Kolejny killer, który rozrywa na strzępy to "Gates of Hell". Czysta perfekcja i taką mieszankę power metalu i thrash metalu uwielbiam. Nieco bardziej toporny jest "Kings of the underworld" i to tylko dobry utwór. Końcówka płyty to zadziorny "Running throught the fire", gdzie postawiono na bardziej thrash metalowy charakter. Z kolei "Black Wings" to już ukłon w stronę power metalu.


Flotsam and Jetsam przeżywa drugą młodość i "I am the weapon" oraz poprzedni album to czołówka dla mnie, jeżeli chodzi o twórczość tej formacji. Znakomita mieszanka power metalu i thrash metalu. Mamy mocne riffy, dużo chwytliwych melodii, a wszystko utrzymane jest na wysokim poziomie. Brawo panowie i grajcie dalej, z taką pasją, pomysłowością i drapieżnością. Jestem na tak i pewnie nie tylko ja.

Ocena: 8.5/10

Idź do oryginalnego materiału