W klasie 10 „B” od dawna nie było stałego nauczyciela języka polskiego. Jedna poszła na urlop macierzyński, druga nie wytrzymała choćby miesiąca. Gdy pojawiła się Katarzyna Wojciechowska młoda, opanowana, schludna uczniowie wymienili porozumiewawcze spojrzenia:
Kolejna Nie zagrzeje tu miejsca.
Lekcja zaczęła się od próby sił.
Proszę otworzyć zeszyty zaczęła nauczycielka.
A my nie przynieśliśmy! krzyknął ktoś z tylnej ławki. Śmiech.
Może najpierw się pani przedstawi, zamiast od razu uczyć? warknął inny.
Dobrze. Nazywam się Katarzyna Wojciechowska odparła spokojnie. I
Kasia Kujonowska! wrzasnęła któraś z dziewczyn.
Pachnie dezodorantem sprzed wieku, a okulary jak u babci! śmiech stał się głośniejszy.
Ktoś puścił z telefonu ryk osła. Klasa wybuchła śmiechem. Gdy stała przy tablicy, jeden z uczniów cisnął w nią papierowym samolotem.
Nauczycielka odwróciła się powoli.
Może się pani rozpłacze i ucieknie, jak tamta poprzednia? szepnął uczeń, ale tak, by usłyszała.
Ktoś głośno ziewnął i z rozmachem upuścił podręcznik. Reszta podchwyciła książki spadały, krzesła skrzypiały, a ktoś już otwarcie przeglądał TikTok na tablecie.
Wtedy Katarzyna usiadła na krawędzi biurka i cicho, niemal zwyczajnie, powiedziała Klasa zamarła.
Wiecie, nie zawsze uczyłam. Rok temu pracowałam na oddziale onkologicznym dla nastolatków. Byli tam wasi rówieśnicy. Niektórzy marzyli tylko o tym, by dożyć matury. Dla nich liczyło się wszystko: książki, wiersze, zwykła rozmowa.
Chłopak, siedemnaście lat. Mięsak. Czytaliśmy mu Pana Tadeusza na głos, bo sam już nie mógł mówić.
Śmiechy ucichły.
Trzymał książkę, choćby gdy palce go nie słuchały. Powiedział mi: Szkoda, iż wcześniej nie lubiłem czytać. Teraz oddałbym wszystko, by posiedzieć na zwykłej lekcji. Bez kroplówki.
W klasie zrobiło się ciszej niż w kościele.
Dziewczyna z innej sali ciągnęła Katarzyna marzyła, by pójść do szkoły. Po prostu usiąść w prawdziwej klasie. Wy Wy żyjecie ich marzeniem, a zachowujecie się, jakby życie było wam coś winne.
Nie będę was błagać ani litować się. Znam wartość tych chwil. jeżeli chcecie ją poznać śmiało, kontynuujcie.
Wstała, wyprostowała stos zeszytów, poprawiła okulary i otworzyła dziennik. Do końca lekcji nikt nie odezwał się choćby szeptem.
Od tamtego dnia nikt już nie drwił za jej plecami ani nie przekręcał jej imienia.