„UCIECZKA W GÓRY. Sen o Wandzie Rutkiewicz” Dy Tagowskiej w Galerii Entropia

magazynszum.pl 7 miesięcy temu

Anja Ogulevich: Dwa pozornie różne światy. Świat dyscypliny, rywalizacji, władzy i brutalności – sportu oraz świat delikatności i wrażliwości – sztuki. Przedstawiasz świat sportu w sposób uwrażliwiający, podczas gdy o sztuce wypowiadasz się językiem silnym i zdecydowanym. Skąd te skrajności? Czy od początku miałaś takie zamierzenie? Czy naturalnie obrałaś taki kierunek?

Dy Tagowską: Od początku pewna surowość, formalna i tekstowa, przyświecała moim zamierzeniom w dotychczasowych realizacjach, które w dużej mierze poświęcone były językowi i mitologizacji sportu. Surowość wyrazu, dyscyplina formalna i znaczeniowa jest dla mnie bardzo ważna. Przez dużą część mojego dzieciństwa i młodości uprawiałam gimnastykę artystyczną, która jest pewnego rodzaju hybrydą. Dzisiaj wygląda zupełnie inaczej, obiera stylistykę niemalże cyrkową. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych była to surowa w wyrazie NRD-owska szkoła radziecka. Ten wątek zaprowadził mnie do innych dziedzin sportu, do warstwy wizualnej, symbolicznej i badań artystycznych.

Analizując twoją wystawę pod kątem kuratorskim, próbowałam zrozumieć jej strukturę i zastosować odpowiednią narrację. Naturalną decyzją wydaje się podjęcie wspinaczki obierającej symbolikę trójkąta, piramidy o wielu poziomach, po których chciałabym się wspiąć podczas tej rozmowy. Czy przekażesz pewne wskazówki do jej eksploracji?

Wystawa podzielona jest na dwa, budujące wzajemne narracje pomieszczenia. Przestrzeń snu o Wandzie Rutkiewicz – wielopoziomowa spekulacja na temat jej osobistych motywacji i jej odbioru w kulturze polskiej i międzynarodowej – oraz poświęcone jej życiorysowi mikromuzeum: rzeczywistość dokumentalna, w której jest miejsce na pamięć jej wizerunku i wspomnienia. Mieszczą się tutaj portrety Wandy wykonane przez Jana Bortkiewicza, zarchiwizowany wywiad telewizyjny z Wandą, jej żółty kombinezon i fotografia gór wykonana ręką samej Wandy. Te dwie szkatułki wprowadzają dwupoziomową narrację o Wandzie Rutkiewicz i prawdopodobnie stanowią dopiero początek szeregu kolejnych odsłon ekspozycji.

widok wystawy „UCIECZKA W GÓRY. Sen o Wandzie Rutkiewicz” Dy Tagowskiej w Galerii Entropia, fot. Katerina Kouzmitcheva, dzięki uprzejmości Galerii Entropia
widok wystawy „UCIECZKA W GÓRY. Sen o Wandzie Rutkiewicz” Dy Tagowskiej w Galerii Entropia, fot. Katerina Kouzmitcheva, dzięki uprzejmości Galerii Entropia
widok wystawy „UCIECZKA W GÓRY. Sen o Wandzie Rutkiewicz” Dy Tagowskiej w Galerii Entropia, fot. Katerina Kouzmitcheva, dzięki uprzejmości Galerii Entropia
widok wystawy „UCIECZKA W GÓRY. Sen o Wandzie Rutkiewicz” Dy Tagowskiej w Galerii Entropia, fot. Katerina Kouzmitcheva, dzięki uprzejmości Galerii Entropia

Narracja tych pomieszczeń daje również świadomość relacji z przestrzenią. Wchodząc na wystawę, czujemy chłód bycia na zewnątrz. Stajemy u szczytu gór z widokiem na ich daleką panoramę. Następnie przechodzimy do maleńkiego pomieszczenia o ceglanych ścianach, w którym mieszczą się drewniane meble, zdjęcia i kolorowy telewizor, czujemy się jak w domu. Te dwa pomieszczenia można określić mianem portretu, ukazują to, co jest za zewnątrz i w środku jednocześnie. Czy nazwałabyś swoją wystawę portretem w całości?

Zdecydowanie. Temat portretu jest tutaj dominujący, również jako lustro. Ja się w pewnym sensie targnęłam na postać Wandy (śmiech), zestawiłam swoją postać z jej postacią. Przejrzałam się w tych portretach, w jej wyczynie i przekroczeniach własnych możliwości.

Każdy z portretów nadaje strukturę wielopoziomowości twojej narracji. Wystawa w sposób spiętrzający nadaje kształt piramidalności jej formie. Wchodząc na wystawę, widzimy słupek szczytowy, który chociaż wydaje się dominować, niknie w perspektywie panoramy gór utrwalonej na dwóch poziomych płytach fornirowych. To daleka perspektywa, dwojako rozumiana, jako początek podróży i jej cel – stoimy u podnóża gór lub na ich wierzchołku. I to jest pierwszy portret wystawy otwierający nasze spojrzenie na kolejne jej twarze. Cztery podobizny Wandy wygenerowane dzięki AI, wchodzące w narrację pomiędzy rzeczywistościami – o niezwykłym spokoju i delikatnym, kobiecym obliczu. Widać go również w telewizyjnym wywiadzie i czarno-białych portretach, o których wcześniej wspomniałaś – poruszająco intymnych, ale nieobnażających jednocześnie, co w sąsiedztwie wyeksponowanego w szufladzie kombinezonu tworzy wspaniałą korelację. Perspektywę zamyka widok na góry autorstwa Wandy, swoisty autoportret. Wandę malujesz również ty sama. Jako buddyjską mniszkę, z grymasem na twarzy (śmiech). Sprowadzasz jej postać do swojej postaci. Upodabniasz się do niej także podczas wernisażu. Czy portret Wandy stanowi jednocześnie twój autoportret?

To jest bardzo trudne pytanie (śmiech), mocno osobiste i związane z tą delikatnie performatywną cechą mojej sztuki. To są delikatne gry i zabawy performatywne, które każdy może odebrać po swojemu. Nie chciałabym się porównywać czy wywyższać, bo raczej są to podobieństwa charakterologiczne i w zakresie chorobliwych ambicji, które towarzyszyły mi od dziecka. Wanda była skoncentrowana na tym, aby stawać się najlepszą w różnych dziedzinach. To oczywiście niezwykle uprzykrzało jej życie. Doprowadzało do skrajnej kontroli nad wieloma jego obszarami. Natomiast charakteryzacja ma się odnosić do pewnych ikon. Wanda jest postacią niezwykle ikoniczną, na temat której krąży mnóstwo wielowymiarowych opowieści. Myślę, iż była to kobieta nieprzenikniona. Dająca wrażenie nierozwikłanej dla siebie samej. Opowieści z jej ekspedycji, w szczególności z kobietami, pokazują ją przeważnie po przeciwnym biegunie kruchości i delikatności. Dzisiaj mamy do czynienia ze zjawiskiem cancel culture, wymazywania pewnych postaw i charakterów noszących znamiona silnych, przemocowych lub normatywnie podpadających. Jednocześnie komiczne jest czytanie nagłówków w książkach biograficznych: Jak to możliwe, iż tak piękna kobieta osiągała takie rzeczy? – no co to za teza, prawda? (śmiech) Mamy tutaj skrajnie różne portrety i chciałabym opowiadać się przeciwko takiej kulturze. Gromadzenie informacji na temat Wandy, po ponad trzydziestu latach od jej zaginięcia, jest z punktu widzenia badań artystycznych najważniejsze i fascynujące.

Nawet w rozmowie Wanda nie pozostawiała cienia wątpliwości. Wyczerpywała odpowiedź do najmniejszego szczegółu, zapędzając rozmówcę w kozi róg (śmiech). Bez takiego charakteru prawdopodobnie by na ten szczyt nigdy nie dotarła… Wystawę rozpoczyna i kończy słup graniczny. W znaczeniu symbolicznym wyznacza punkt. Potraktowany geometrycznie po rozciągnięciu tworzący linię horyzontalną, nawiązującą do panoramy, natomiast w górę – element kojarzony z dążeniem do doskonałości, ale również z kształtem fallicznym. Wanda była szalenie kobieca, ale miała w sobie również pierwiastek męski, na który wiele osób się nie zgadzało. Chciałabym zachęcić cię, abyś powiedziała więcej o tej androgenicznej stronie Wandy.

widok wystawy „UCIECZKA W GÓRY. Sen o Wandzie Rutkiewicz” Dy Tagowskiej w Galerii Entropia, fot. Katerina Kouzmitcheva, dzięki uprzejmości Galerii Entropia
Wanda Rutkiewicz, „z trollem po zdobyciu Trollryggenu”, fot. Jan Bortkiewicz, 1968r., dzięki uprzejmości Galerii Entropia
widok wystawy „UCIECZKA W GÓRY. Sen o Wandzie Rutkiewicz” Dy Tagowskiej w Galerii Entropia, fot. Katerina Kouzmitcheva, dzięki uprzejmości Galerii Entropia
widok wystawy „UCIECZKA W GÓRY. Sen o Wandzie Rutkiewicz” Dy Tagowskiej w Galerii Entropia, fot. Katerina Kouzmitcheva, dzięki uprzejmości Galerii Entropia

Zwłaszcza w dzisiejszych czasach bardzo zwraca się uwagę na dookreślanie tożsamości. Ten pierwiastek androgeniczny jest bardzo obecny w świecie symbolu i mitu, to jest pewnego rodzaju wielokształtność dopełniających się wartości. Wzajemne przeglądanie się kobiety i mężczyzny. Pewnego rodzaju całość alchemiczna, której nie da się rozdzielić. Ten eksponat (słupek) jako jedyny nie ma tabliczki, to jest instalacja totalnie side specific – scenografia wystawy, niewiadomy obiekt sportowy, nieokreślony szczyt, ciężar, kula u nogi. Arte povera śmietnikowa z dołączoną liną, kojarzącą się raczej z pierwiastkiem kobiecym, snuciem opowieści i łączeniem wątków.

Lina nadaje mu zarys trójkąta. Trójkąt, kobiece łono, atrybut kobiecości, życie… W kontekście pewnego rodzaju ekstremum, którego podejmowała się Wanda w swoich decyzjach, celem wystawy jest celebracja życia czy dążenie ku śmierci?

Zawsze będę pro-life (śmiech). Jest to zdecydowanie celebracja życia. Wanda wiele razy podkreślała, iż to właśnie ryzyko nadaje mu smak. Atakowanie jej postaci, jako ryzykantki, nie jest moim zdaniem uprawomocnione. Ona miała wszelką wolność ku temu, aby postępować tak, jak chciała. A ponieważ jej życie, de facto, się nie zakończyło, pozostało w pewnego rodzaju niewiadomej, zaginięciu w sferze spekulacji. Istnieje promil szansy, iż jednak zeszła do buddyjskiego klasztoru. Wanda wybierała swoje życie, swoje pragnienia i pomimo wielu sugestii nie było siły, która mogłaby ją zatrzymać w dążeniu do celu. Pytanie tylko pozostaje – jakiego?

Zarysowany przez ciebie, przerywaną linią, dziewiąty szczyt Wandy sugeruje trwanie i zatrzymanie w czasie. o ile doszło do jej śmierci… w takich warunkach nastąpiłoby zaśnięcie, hibernacja, symboliczne uniesienie. Cień szklanego czekana, elementu wystawy, tworzy na ścianie kształt latawca, który w kontrze wobec ciężaru tematu nadaje całości pewną frywolność. Pamięć o Wandzie unosi się jak ten latawiec, a przerywana linia świadczy o kontynuacji. Co tam się wydarzyło? W którą historię wierzysz?

Niezależnie od tego, czy Wanda zasnęła czy zmarła, w kontekście wiary dogmat faktu nie jest mi potrzebny. W perspektywie symbolicznej nie ma to dla mnie znaczenia. Na poziomie faktu myślę, iż Wanda zasnęła, iż śpi w pewnej innej, zawieszonej rzeczywistości.

Idź do oryginalnego materiału