U córki jak w gościach – serdecznie, ale to nie to samo co własny dom…

przytulnosc.pl 1 miesiąc temu

– Mamo, przeprowadź się do nas! No ileż możesz tak sama siedzieć w tej swojej kawalerce? Z nami będzie Ci raźniej, weselej, a Marysia będzie miała babcię pod ręką – przekonywała nie raz córka, Kasia.

Pani Anna długo się opierała. Owszem, ma już siedemdziesiąt osiem lat, a w małym mieszkanku bywa samotnie. Rok temu odeszła jej stara kotka, a nowego zwierzaka nie chciała – za bardzo bolała ją ta strata. Telewizor z serialami i kolorowymi programami raczej ją męczył niż bawił. Myślała, myślała… aż w końcu postanowiła: jeżeli Kasia jeszcze raz zaprosi – zgodzi się.

W końcu córkę wychowywała sama. Mąż, Władek, zginął tragicznie dawno temu, kiedy Kasia chodziła jeszcze do szkoły. Jechał w delegację ciężarówką, zasnął za kierownicą… Anna pamiętała, jak biegała na dwie zmiany, by utrzymać dom. Kolejki po chude mięso, nocne łzy w poduszkę… Ale dała radę. Kasia dorosła, wyszła za mąż, urodziła córeczkę. Może teraz wreszcie pora pomyśleć o sobie?

– Kasiu, to niech Michał po mnie przyjedzie. Zdecydowałam się. Kawalerkę wynajmę. Mam dwie studentki – złote dziewczyny. Niech sobie mieszkają – powiedziała do córki przez telefon.

– Mamo! Nareszcie! Dzisiaj po Ciebie przyjedziemy – wykrzyknęła z euforią Kasia.

I tak zaczęło się nowe życie pani Anny. Wśród bliskich, jak to się mówi. Miała swój własny pokój – w czteropokojowym mieszkaniu córki w Gdańsku. Rozłożyła rzeczy, powiesiła swoje sukienki w szafie, ustawiła zdjęcia i drobiazgi. Może jeszcze nie czuła się jak u siebie, ale mówiła sobie: przyzwyczaję się. Gdzie my nie były, a zawsze się odnaleźliśmy!

Pierwsze dni były jak z bajki. Duży telewizor, wygodne łóżko, widok z okna na zielony skwerek. Ale bajka skończyła się w piątek…

Wieczorem do pokoju dotarł zapach piwa i papierosów. Pani Anna nie znosiła tego zapachu. Nigdy nie paliła, nie piła. Weszła do kuchni – a na balkonie siedział zięć, Michał, z kuflem piwa i paczką chipsów. Była w szoku. Ale, jako osoba delikatna, nic nie powiedziała jemu – tylko zwróciła się do córki.

– Kasiu, co to było wczoraj? – zaczęła rano, kiedy Michał wyszedł do pracy.

– Mamo? O co chodzi? – zapytała córka zdezorientowana.

– Michał pił i palił na balkonie do północy! Głowa mi pękała, nie mogłam zasnąć! Zrób coś z tym, proszę!

– Mamo, Michał cały tydzień haruje. To jego piątkowa tradycja – piwo, relaks. W sobotę jesteśmy rodziną, a w niedzielę święty spokój. Musisz to zaakceptować – rzuciła Kasia i wyszła z kuchni.

Pani Anna była w szoku. To nie był koniec. Marzyła o wspólnych posiłkach, rozmowach przy herbacie, czytaniu książek z Marysią… A tymczasem – każdy je co chce i kiedy chce. Kasia ciągle na jakiejś diecie. Michał gotuje sobie pierogi ze sklepu. Marysia żyje chyba samym internetem i orzeszkami.

Pewnego wieczoru – kłótnia. Krzyki, wrzaski, przekleństwa. Pani Anna – wnuczka profesorskiej rodziny z Krakowa – była przerażona. Wybiegła z pokoju, by załagodzić sytuację, ale Kasia tylko rzuciła:

– Mamo, wróć do swojego pokoju. To nie Twoja sprawa. To nasza rodzina.

Tamtej nocy ciśnienie u pani Anny skoczyło po raz pierwszy w życiu. Przyjechała karetka. Lekarz stwierdził nadciśnienie i był zdziwiony, iż nie bierze leków. „Teraz już będzie pani brać” – powiedział.

Od tego czasu pani Anna coraz rzadziej wychodziła z pokoju. W piątki zamykała okna i zasłony. Marysię widywała rzadko – a raczej jej głowę pochyloną nad telefonem. Zaczęła coraz mniej chodzić na spacery, coraz częściej leżała, bezsenna, z nieprzeczytaną książką na kolanach.

I pewnego wieczoru pomyślała: jak ja tęsknię za swoim mieszkankiem. Za skrzypiącą podłogą, starym kubkiem do herbaty, widokiem na tramwaje w Toruniu. I zrozumiała, iż bardzo chce wrócić do domu.

– Mamo, nie rozumiem Cię… Wszystko tu masz! A znowu chcesz wracać sama do tej swojej kawalerki? – zapytała Kasia z wyrzutem.

– Kasiu, kochana, ja wracam do siebie. Nie jestem samotna. Mam sąsiadów, znajome, książki, ławkę pod blokiem. A Wy – przyjeżdżajcie do mnie. Z Marysią i Michałem – poprawiła się z uśmiechem.

Po powrocie do swojego mieszkanka w Toruniu, pani Anna z euforią umyła podłogi, mimo iż studentki zostawiły porządek. Rozłożyła swoje rzeczy, zaparzyła herbatę w starej porcelanowej filiżance i usiadła przy kuchennym oknie.

Jak dobrze być u siebie! – pomyślała, zerkając na znajomą uliczkę.

A potem uśmiechnęła się do siebie i postanowiła: jutro pojedzie po kotka. Rudego, z białą łatką na pyszczku. I wyrzuci wszystkie te leki. Do jednej tabletki.

Wieczorem usiadła z książką. W mieszkaniu była cisza. Tylko deszcz szumiał za oknem, a gdzieś w oddali zaszczekał pies.

Czytała, czytała… aż zasnęła z książką w dłoni.

Śnił jej się rudy kot i… Michał, który go trzymał i się do niej uśmiechał. I zrobiło jej się tak ciepło na sercu. Jak w dzieciństwie.

Idź do oryginalnego materiału