Tomek i Basia mieszkali w tym samym bloku, na tym samym piętrze, tylko drzwi w drzwi. Tomek właśnie przeszedł do czwartej klasy i uważał się za wystarczająco dorosłego, żeby opiekować się pięcioletnią Basią, której mama pracowała jako chirurg i często w weekendy znikała w szpitalu.
Chłopak traktował Basię po starszemu: karmił, bronił, czasem burczał, gdy było za co. A ona słuchała go bez słowa, chodziła za nim jak cień, patrząc na swojego wielkiego przyjaciela ogromnymi, czarnymi jak węgielki oczami.
Pewnego dnia Basia złapała anginę. Gdzie niby w czerwcu można się tak przeziębić? Tomek musiał zostać z nią w domu. Kolegom gwałtownie się znudziło szukanie go po podwórku, więc zadzwonili do drzwi Basi.
— Nie mogę. Siedzę z Basią — oświadczył poważnie Tomek.
— To weź ją ze sobą, niech kibicuje — zaproponował Kuba.
— Ma anginę, gorączkę. Nie może. Pograjcie dziś beze mnie.
— Jak to beze mnie? A kto w bramce stanie? — oburzył się Marek.
— Stójcie na zmiany — zasugerował Tomek, widząc ich zawiedzione miny.
— Nuda. To my też nie gramy.
— No to wpadajcie — westchnął Tomek i wpuścił chłopaków do mieszkania.
Basia, owiniętą w kolorowy szalik, siedziała na kanapie i przewracała strony książki z obrazkami. Gdy zobaczyła chłopaków, aż podskoczyła z radości.
— To moi kumple, Kuba i Marek — przedstawił ich Tomek. — Zostaną z nami, masz coś przeciwko?
— Poczytajcie mi — poprosiła, podsuwając im książkę.
— A może zbudujemy bazę? — Marek wpatrywał się w okrągły stół stojący na środku pokoju.
— Jak to? Przecież nie mamy gałęzi ani słomy — oczy Basi błyszczały, choć nie było wiadomo, czy to od gorączki, czy ekscytacji.
— Słoma nam niepotrzebna. Możemy zdjąć koc z kanapy? — spytał Marek. — Narzucimy go na stół, będzie namiot.
Jednak jeden koc to za mało. Basia podpowiedziała Tomkowi, gdzie w szafie leży drugi. niedługo cała czwórka wcisnęła się pod stół. W improwizowanej bazie było ciasno, duszno, ciemno i strasznie fajnie.
— Opowiedzmy sobie straszne historie! — zaproponował Kuba. — Mój pradziadek walczył w wojnie.
— No i co z tego? Nuda — skrzywił się Marek.
— Wiecie, ile miał orderów? Nie policzyć! — przechwalał się Kuba. — Dostarczał chleb do Warszawy podczas powstania.
— Ale nudy. Opowiadaj coś straszniejszego — ziewnął Marek.
— To może o Czarnym Ludku? — ucieszył się Marek. — W zeszłym roku na koloniach zawsze o nim gadaliśmy. Mocna rzecz.
Basia zdrętwiała. Samo słowo „czarny” wydało jej się przerażające, szczególnie w ciemności pod stołem. A na dźwięk „mocna rzecz” zaczęła drżeć.
— Chodzi cały w czerni. Jak tylko się zagapisz, już cię łapie i zabiera. I nikt cię więcej nie zobaczy. Pojawia się i znika jak cień. Najbardziej lubi małe dzieci. Jak tylko któreś ucieknie od rodziców…
— Stój! — ostro przerwał Tomek, czując, jak Basia przytula się do niego coraz mocniej. — Już ją wystraszyłeś. Jeszcze się będzie bała spać w nocy.
— Ja się nie boję! — obraziła się Basia, choć jej głosik drżał. — Tylko… nie chcę słuchać o Czarnym Ludku.
Nagle rozległo się głośne trzasknięcie drzwiami. Dzieci pod stołem zamilkły. Słychać było powolne kroki, które zatrzymały się tuż obok. Marek się wiercił, Kuba ciężko oddychał, a Basia przytuliła się do Tomka, słysząc, jak głośno mu bije serce.
Ktoś uniósł brzeg koca. Basia wrzasnęła i zamknęła oczy.
— A to wy tu! — rozległ się głos mamy.
— Mamo! — Basia wygramoliła się spod stołu i rzuciła się mamie w ramiona.
— Dlaczego stół nakryty kocem? Co wy tam robiliście? — mama spojrzała na rozczochranych chłopaków.
— Baza! Opowiadaliśmy straszne historie — gwałtownie wyjaśniła Basia.
— I nie bałaś się? — spytała mama.
— Bałam się. Jak usłyszałam kroki, myślałam, iż to Czarny Ludek przyszedł.
— Jaki Czarny Ludek? — Mama spojrzała wymownie na chłopaków, zatrzymując wzrok na Tomku. Ten tylko spuścił głowę.
— Koniec. Rozbierajcie tę bazę i idźcie myć ręce. Zaraz będzie obiad — oznajmiła mama i zabrała Basię do kuchni.
Po obiedzie Tomek z chłopakami wyszli na boisko. Mama ułożyła Basię do snu, ale dziewczynka wciąż widziała przed oczami Czarnego Ludka.
Gdy Tomek poszedł do pierwszej klasy liceum, Basia dopiero zaczęła podstawówkę. Tomek stał się prawie dorosły i rzadko się nią opiekował. Basia też była już duża i zostawała sama w domu, ale i tak często biegała do Tomka, żeby o coś zapytać, albo gdy zagrzmiało. Strasznie bała się burzy.
Gdy chłopaki szli do kina, na lodowisko czy gdzie indziej, Basia zawsze się za nimi wlokła. jeżeli nie chcieli jej zabrać, z wprawą małej aktorki zaczynała płakać. Tomek, ulegając, przekonywał kolegów, żeby pozwolili jej iść razem.
To Tomek nauczył Basię jeździć na łyżwach, podgrzewać zupę w mikrofalówce, pokochać przygodowe książki. W maturalnej klasie Tomek już nie chodził do kina z kumplami, tylko z ładną koleżanką, Kasią. Pewnego razu Basia podpatrzyła, jak całowali się za blokiem. Jej dziecięce serce pękło z zazdrości.
Po maturze Tomek poszedł do szkoły oficerskiej. W domu pojawiał się rzadko. Z jednej strony cieszyło to Basię — nie było przy nim dziewczyn. Ale z drugiej — bardzo za nim tęskniła.
Pewnego razu Tomek wrócił na kilka dni, a rodziców nie było w domu. Wpadł do sąsiadów. Gdy Basia zobaczyła go w mundurze, aż się zaczerwieniła. Tomek też zauważył, jak wyrosła i wypiękniała, jakby widział ją pierwszy raz. Przy obiedzie co chwila na nią zerkał. Pod jego spojrzeniem jej długie rzęsy drżały, a policzki pokrywał rumieniec.
Mama wypytywała Tomka o szkołę, gdzie chce służyć po ukończeniu ucz— Może nie zdążyłam ci powiedzieć wcześniej, ale ty zawsze byłeś moim całym światem — szepnęła Basia, patrząc mu w oczy, a Tomek, nie mówiąc już ani słowa, przytulił ją mocno, jakby chciał zatrzymać tę chwilę na zawsze.