Twórca i gwiazda "Lost" w duecie. Nie spodziewałam się, iż "Duster" będzie aż tak dobry

natemat.pl 1 dzień temu
Twórca "Lost" J.J. Abrams wraca do telewizji z nowym serialem i może nie jest to jego typowy styl, ale... zapowiada się przednio. Duster, stworzony wspólnie z LaToyą Morgan, to stylowy, zadziorny kryminał osadzony w latach 70., który balansuje między nostalgią a szaloną energią. A do tego Josh Holloway, czyli niezapomniany Sawyer z "Zagubionych", jako kierowca do wynajęcia z przeszłością. Brzmi jak banał? Nic bardziej mylnego. Po pierwszym odcinku mam tylko jedno pytanie: dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział, iż to będzie aż tak dobra zabawa?!


Jeśli masz w głowie J.J. Abramsa jako twórcę tajemnic, labiryntów i serialowych układanek pokroju "Lost" czy "Fringe" (no i "Gwiezdnych wojen"), "Duster" faktycznie może cię zaskoczyć – i to bardzo pozytywnie.

Nowy tytuł na platformie Max (kolejne odcinki w każdy piątek, łącznie będzie ich osiem) to retro-kryminał z domieszką sensacji i thrillera, osadzony w 1972 roku. Muscle cars spotykają się tutaj z brudną robotą FBI, a w centrum uwagi znajduje się duet, który nie powinien działać… a jednak działa.

O czym jest "Duster" na Max? To nowy serial J.J. Abramsa, twórcy "Lost"


Nina Hayes (Rachel Hilson) i Jim Ellis (Josh Holloway, czyli niezapomniany Sawyer z "Lost") spotykają się na przecięciu śledztwa, zemsty i potrzeby wyrwania się ze świata, który od lat próbuje ich zaszufladkować.

Ona – pierwsza czarnoskóra agentka FBI w Phoenix, błyskotliwa, wkurzona i z misją osobistą; on – złotowłosy przystojniak z przeszłością, który potrafi prowadzić auto jak nikt inny, ale ewidentnie zasługuje na więcej niż bycie chłopcem na posyłki lokalnego mafioza.



Agentka Hayes nie ma łatwo – choć jest najlepsza w tym, co robi, jej przełożeni konsekwentnie ignorują jej umiejętności. Dają jej sprawy, których nikt nie chce, patrzą z góry i utrudniają każdy ruch, bo jest młodą, czarną kobietą. Jednak Nina zaciska zęby, bo teraz chodzi o coś więcej: o jej ojca i o przeszłość, którą ktoś brutalnie jej odebrał.

Z kolei Jim, przystojny kierowca mafii, od lat robi robotę dla lokalnego bossa – Ezry Saxtona (Keith David). On także nosi w sobie własną traumę i powody, by w końcu zerwać z tym życiem. Gdy oboje zaczynają współpracować, ich świat się rozsypuje… ale nie bez widowiska.

Po pierwszym odcinku "Duster" nie próbuje udawać ambitnego serialu, który zmiecie widza głębią psychologiczną i szekspirowskimi intrygami. Nie o to tu chodzi. To produkcja, która doskonale wie, czym chce być: dynamiczną, stylową, momentami absurdalnie kampową jazdą w klimacie lat 70., w której liczy się flow, charakterystyczne postaci i oldschoolowy urok.

Co mnie zaskoczyło? Że to nie tylko działa, ale wręcz buzuje energią. Abrams i współtwórczyni LaToya Morgan (scenarzystka m.in. "Shameless" i "Parenthood") budują świat z przyjemną lekkością, podszytą jednak społecznym napięciem – nie zapominają, iż rasizm, mizoginia i władza w rękach uprzywilejowanych to część amerykańskiej rzeczywistości w latach 70. A dodatkowo rzecz dzieje się na tle afery Watergate.

Josh Holloway w "Duster" znowu charyzmatyczny jak Sawyer w "Lost", Rachel Hilson jest znakomita


Rachel Hilson w roli Niny to absolutna perełka – twarda, błyskotliwa, a przy tym ludzka. Nie jest superbohaterką, ale kimś, kto słusznie się wkurza i działa na przekór wszystkim i wszystkich. Świetny Josh Holloway gra tu z kolei postać, która mogłaby być Sawyerem na późniejszym etapie życia – trochę zawadiacki, trochę pogubiony, ale z sercem po adekwatnej stronie. Chemia między nimi? Jeszcze się nie rozwinęła, ale już iskrzy coś intrygującego.

Pierwszy odcinek zachwyca stylem – od jazdy czerwonym Plymouth Dusterem (tytuł to nie przypadek), przez świetnie dobraną ścieżkę dźwiękową (klasyczny rock i funk), aż po czołówkę, która wygląda jak reklama Hot Wheels w wersji noir. Zapowiedź całego serialu obiecuje wyścigi samochodowe, bójki, walkę z systemem, mafię, korupcję, ekscentryczne postacie, ale od początku widać, iż będzie też w tym dużo serca.

Już w pierwszym odcinku są wady, ale nie przeszkadzają w zabawie. Momentami budżet nie do końca nadąża za ambicją i dzieje się tu tyle, iż trudno nadążyć. Ale to wszystko w duchu "im więcej, tym lepiej". Ma się dziać i już.

To nie jest bowiem historia o przemianie czy moralnych rozterkach, tylko klasyczny układ "przestępca i agentka" w nowym, bardzo stylowym wydaniu. I może właśnie dlatego to działa – bo ma w sobie luz i zabawę? Nie ma spiny, co czuje również widz.

Czy warto oglądać "Dustera"? Czekam na nowe odcinki!


Czego się spodziewać dalej? To dopiero początek – po pierwszym odcinku mamy zarys głównego konfliktu, świetny klimat i sympatycznych bohaterów, których losy autentycznie ciekawią i którym chce się kibicować.

Jeśli Abrams i Morgan utrzymają ten poziom, może się z tego wykluć serial, do którego z euforią będziemy wracać co tydzień. Nie bez powodu Max (a niedługo znowu... HBO Max) promuje go jako jeden z flagowych tytułów – "Duster" ma szansę stać się ulubieńcem widzów spragnionych dobrze skrojonej rozrywki z charakterem.

Trzymam kciuki, by dalej było równie dobrze. A może choćby lepiej. W końcu kiedy ostatnio mieliśmy serial z takim rozmachem, taką nostalgią za kinem lat 70., świetną kobiecą bohaterką, no i z Joshem Hollowayem za kierownicą?

Idź do oryginalnego materiału