"Twin Peaks" od Żulczyka? "Wzgórze psów" – pierwsze wrażenia

filmweb.pl 5 dni temu
Zdjęcie: plakat


8 stycznia na platformie Netflix zadebiutuje oparty na powieści Jakuba Żulczyka serial "Wzgórze psów", w którego obsadzie znaleźli się Mateusz Kościukiewicz, Jaśmina Polak i Robert Więckiewicz. W trakcie festiwalu BNP Paribas Warsaw SerialCon obejrzeliśmy przedpremierowo dwa odcinki serialu i dzielimy się pierwszymi wrażeniami z seansu. Na pewno jest mrocznie i zawiesiście. A jak jeszcze? Czytajcie.

"Wzgórze psów” – oceniamy dwa pierwsze odcinki





Serialowy sukces Jakuba Żulczyka nie powinien dziwić. Jego powieści wyjątkowo dobrze nadają się do ekranizacji (a zwłaszcza serializacji), bo stoją storytellingowym rzemiosłem. Każda z jego książek ma bohatera, o którym wiadomo, czego chce, i co stoi mu na przeszkodzie – czyli fundament sprawnej, funkcjonalnej fabuły, dającej się gładko przepisać na scenariusz. A nos do tematów, ucho do języka i talent literackiego portrecisty (tak ludzi, jak świata) to już tylko miłe dodatki – choćby jeżeli to właśnie dzięki nim taki Jan Frycz ma potem z czego lepić kultową rolę Daria. Wszystkie te składowe są oczywiście w cenie przy przenosinach z papieru na mały ekran. Powieść "Wzgórze psów" nie odstaje pod tym względem od Żulczykowej normy, więc i efekt ekranowy powinien równać do "Ślepnąc od świateł" czy "Informacji zwrotnej". Czy faktycznie równa?

Po dwóch odcinkach werdykt nie jest jednak jednoznaczny. Szkielet fabularny z książki – z drobnymi przesunięciami – pozostał na miejscu (za scenariusz odpowiadają Żulczyk i Piotr Domalewski). Klimat też jest odpowiednio zawiesisty (za kamerą stanęli Domalewski i Jacek Borcuch). Ale – podobnie jak z Zyborkiem, gdzie toczy się akcja serialu – coś jest tu nie do końca, jak trzeba, trudno jednak wskazać co.

Za bohatera "Wzgórza…" robi odnoszący sukcesy pisarz Mikołaj (Mateusz Kościukiewicz), który w towarzystwie partnerki Justyny (Jaśmina Polak) wraca w rodzinne strony i wplątuje się w sieć pozostawionych za sobą niedomkniętych spraw. A to zagadka śmierci licealnej ukochanej, a to napięta relacja z ojcem Tomaszem (Robert Więckiewicz), a to generalne małomiasteczkowe bagno lokalnych układzików i przekrętów. Proste: możesz wyjechać z Zyborka, ale Zybork nie wyjedzie z ciebie nigdy.



Kusi, żeby napisać o "Wzgórzu…" w tonie "mamo, mamy "Twin Peaks" w domu". Ale nie byłoby to fair, bo akurat twinpeaksczyzna jest tu całkiem w punkt. W pierwszym ujęciu lokalna baba wita nas ponurym spojrzeniem zza ramienia, za czołówkę robią jakieś dziecięco-okultystyczne gryzmoły, a motyw przewodni towarzyszący odnalezieniu kobiecych zwłok skutecznie przywołuje ducha Angelo Badalamentiego. Domalewski, Borcuch i Żulczyk zmyślnie grają też pokoleniową ikonografią. Dorosły Mikołaj – dziecko najtisów najpewniej dorastające przy dźwiękach grunge’u – wygląda przecież wypisz, wymaluj jak Kurt Cobain, który zamiast zginąć śmiercią samobójczą, żył dalej i powoli sobie wyblakł. Ewentualnie jak bohater Kościukiewicza z "Wszystko, co kocham", z którego dorosłe życie wycisnęło całą młodzieńczą punkową energię.

"Wzgórze psów" portretuje też ładnie konflikt "Warszawa kontra prowincja" oraz okoliczności niechętnego powrotu do domu: niezręczne niedopowiedzenia przy rodzinnym stole, jakieś przemilczane zaszłości, rzucane półgębkiem zaczepne aluzje i sieć uciekających spojrzeń. Zwłaszcza Robert Więckiewicz – jako umoszczony w centrum tej familijnej sieci pająk – wygodnie rozsiada się w emploi patriarcho-boomera. To poza starotestamentowo groźna, ale też podszyta jakimś zapomnianym, heroicznie faceckim etosem. Drugi plan (Wojciech Zieliński, Andrzej Konopka, Helena Sujecka) jest zresztą równie mocny.



Mniej przekonuje para protagonistów. Może dlatego, iż związek Mikołaja i Justyny to związek w kryzysie – stąd wrażenie emocjonalnego chłodu. Może dlatego, iż Kościukiewicz zwykle lepiej sprawdza się jako aktor charakterystyczny (patrz choćby jego świetny epizod w "IO" Skolimowskiego) niż jako cierpiący romantyczny poeta (czy raczej prozaik). A może dlatego, iż Mikołaj ma (przynajmniej na razie) słabszą motywację niż w książce (gdzie do Zyborka zapędziły go długi) i jest typem bohatera, o którym nie wiemy, czego chce, i który sam chyba tego nie wie.

Kluczowe jest jednak owo "na razie". Przyznam bowiem, iż mam więcej wątpliwości. Dialogi wydały mi się miejscami nachalnie informacyjne (co druga postać ładnie się przedstawia i informuje o swoim miejscu w fabule). A po tym, jak serial bardzo długo trzymał się punktu widzenia dwójki głównych bohaterów, poczułem zgrzyt, kiedy nagle odwiedziliśmy z kamerą gabinety, do których Mikołaj i Justyna wstępu nie mają, a w których zyborkowe czarne charaktery knują swoje diaboliczne plany. Ale przyznam też, iż nie mam jeszcze wyrobionej opinii. Książka Żulczyka chwytała od razu – może serial po prostu potrzebuje wziąć dłuższy rozbieg. Intryga pewnie jeszcze przyspieszy, wątki odkryją drugie dno. To, iż wdrapywanie się na to wzgórze jest mozolne, nie znaczy, iż wdrapać się nie warto. Innymi słowy: trzeba poczekać na premierę całości.


"Wzgórze psów” – zwiastun




Idź do oryginalnego materiału