Turmo Marii Fogler. Powieść o tajemnicach, zbrodniach i traumach Hiszpanii

lente-magazyn.com 4 dni temu

W północnej Hiszpanii, tuż przy granicy z Francją, w cieniu pewnej wielkiej góry, leży Turmo – niewielka pirenejska wioska, której mieszkańcy noszą ciężar ogromnej tajemnicy. Przed laty zdarzyła się tam tragedia, która okazała się traumą dla wielu. Przez długie dekady łączy ich zmowa milczenia, a jednocześnie dzielą głębokie różnice w postrzeganiu historii, polityki i owego nieszczęśliwego wydarzenia, w które wszyscy byli zaangażowani.

Maria Fogler, autorka krótkiej powieści Turmo opublikowanej niedawno przez wydawnictwo Czytelnik, kreśli poruszający, intymny portret Hiszpanii – jakże innej od tej, którą znamy z wakacji i barwnych turystycznych folderów. Półwysep Iberyjski, reprezentowany w książce przez górską wioskę zamieszkaną przez grono starszych ludzi, nie jawi się już jako kraina plaż, palm i wiecznej beztroski, ale przede wszystkim jako miejsce, które do dzisiaj nie uporało się ze swoją przeszłością. Zgodnie z tzw. paktem zapomnienia (Pacto del Olvido), czyli nieformalną umową polityczną zawartą po śmierci generała Franco przez frankistów i demokratyczną opozycję, w Hiszpanii zdecydowano się na nierozliczanie zbrodni popełnionych w czasie wojny domowej (1936–1939) i dyktatury (1939–1975). Wierzono, iż konsensus ten wspomoże pokojowe przejście do demokracji, pozwalając jednocześnie uniknąć dalszych podziałów i konfliktów społecznych. W całym kraju – niczym w ukrytym wśród gór maleńkim Turmo – żyli (i żyją) obok siebie ludzie pokiereszowani nie tylko przez los, ale przede wszystkim głęboko skrzywdzeni przez najbliższych – sąsiadów, znajomych z pracy, nierzadko także członków rodziny. O przeszłości się nie mówiło, bo, jak stwierdza jeden z bohaterów książki Fogler, aby policzyć wszystkie ukryte w ziemi kości, trzeba by przekopać całą Hiszpanię.

W swym tekście Maria Fogler oddaje głos kilku mieszkańcom wioski, a także parze przybyszów z zewnątrz. Na tych dwoje, nieświadomych dramatycznej przeszłości miejsca, ciężar odkrytej tajemnicy spada zupełnie nieoczekiwanie. Dla Lei spotkanie z mieszkańcami Turmo zamienia się w swoiste dochodzenie; dla Bernarda staje się niewygodną przeszkodą na drodze do świętego spokoju. To, co wydawało się bliskością drugiego człowieka, coraz częściej okazuje się pozą maskującą trudne prawdy, a tragedia sprzed dekad nie pozwala otworzyć się zarówno na przyszłość, jak i na obecną chwilę dzieloną z innymi.

Czytelnik otrzymuje tu opowieść tak fascynującą, jak i mroczną, wielowarstwową, duszną. Razem z autorką zagląda w serca i sumienia bohaterów, ale i swoje – bo i nasz kraj do dziś nie rozprawił się z wieloma momentami swych dziejów. Życie cudzymi sekretami, strach przed odpowiedzialnością, palący ból po doświadczonej krzywdzie, wstyd, mieszanka prawd, półprawd i kłamstw nierzadko okazują się doświadczeniem naszym lub naszych bliskich. Fogler pisze o tym wszystkim pięknym, wręcz niedzisiejszym językiem, łączącym prostotę z wielką plastycznością słowa. Nie ocenia, nie osądza, a jej bohaterowie do końca pozostają niejednoznaczni. W świecie Turmo nic nie jest czarno-białe, jak myląco sugerować mogłaby okładka książki. W ludzkim sercu, niczym na zdjęciu, które zdobi jej centrum, zawsze znajdziemy przede wszystkim liczne odcienie szarości.

Idź do oryginalnego materiału