Trawa po drugiej stronie płotu. Trzy wystawy w Plato Ostrawa

magazynszum.pl 1 rok temu

Pierwszą z wystaw, zorganizowaną w ramach międzynarodowego projektu The Real Show, kuratoruje dyrektor placówki Marek Pokorný. They thought we are alive and they run screaming opowiada o stagnacji i melancholii, próbach wystawiania i reżyserowania samych siebie oraz towarzyszącej temu odsłanianiu (się) transgresji. Druga, zatytułowana I can hear the grass grow, skupia się na lokalnym środowisku artystycznym, szukając relacji między sztukami wizualnymi, performansem i muzyką. Trzecia, kuratorowana przez zespół w składzie: Yulia Krivich, Milena Khomchenko, Clemens Poole we współpracy z Jakubem Adamecem i Edith Jeřábkova, Let the long. Road. Lead. To. Stairs in. The Heavens jest prezentacją współczesnej sztuki ukraińskiej.

Ta ostatnia wydaje mi się najciekawsza nie tyle ze względu na trwającą wojnę – która angażując emocje, nierozerwalnie wiąże estetyczny język sztuki z petryfikującą etyką – ale rosnące zainteresowanie sztuką ukraińską; od niej więc zaczniemy. Wystawa w Plato z jednej strony mierzy się z konstruowaniem przeszłości i zastanawia się nad możliwością dekolonizacji historii, a z drugiej – wychyla się w przyszłość. I jest to dość unikatowe spojrzenie, nie tylko dlatego, iż większość wystaw ukraińskich artystek i artystów organizowanych przez polskie instytucje w ramach zbiorowych prezentacji nie wychodziła poza naskórkowe gesty solidarności, ale też dlatego, iż żadna nie odnosiła się do profetycznego potencjału sztuki z jednoczesnym akcentowaniem potrzeby dekolonizacji historii. I choćby jeżeli ta ostatnia kwestia podnoszona jest stosunkowo często, to wciąż jej najlepszymi przykładami są artywistyczne i efemeryczne działania m.in. Solidarnego Domu Kultury Słonecznik, ale przede wszystkim – teksty. Te kreślą niezwykle istotną perspektywę krytycznego spojrzenia zarówno na rosyjski kolonializm, jak i zachodni europocentryzm.

widok wystawy „Let the long. Road. Lead. To. Stairs in. The Heavens”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „Let the long. Road. Lead. To. Stairs in. The Heavens”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „Let the long. Road. Lead. To. Stairs in. The Heavens”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „Let the long. Road. Lead. To. Stairs in. The Heavens”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „Let the long. Road. Lead. To. Stairs in. The Heavens”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
Esej Oleksiya Radynskiego „To nie jest tekst o sztuce z Ukrainy”. Czytaj więcej w SZUMIE 14/2016.
KUP!

Wystawa w ostrawskiej galerii jest stosunkowo niewielka, prace dotyczące ikonografii władzy i sfery sacrum tłoczą się w jednej sali. W oczy rzucają się prace z serii Future News Ksenii Hnylytskiej, które przypominają procesyjne chorągwie i wielkoformatowe reklamy; nawiązujące do średniowiecznych cechów prace Lariona Lozovyi oraz instalacja kolektywu Beauty Studio: teatralnie zaaranżowany gruz zwieńczony fragmentem samolotowego skrzydła i białą różą. Przestrzeń ekspozycji wypełniają dźwięki pełnej patosu pieśni religijnej, śpiewanej w języku starocerkiewnosłowiańskim, której słowa powtarza typograficzny obraz Bohdana Bunchaka. Na Let the long… rozpoznajemy też motywy związane z chlebem, jak w przypadku pracy z zakwasem i mantrą na koniec świata Darji Lukjanenko, czy nostalgią i apoteozą resztek, do której odnosi się naszyjnik z figurką konia Viktorii Tymonovej, ale też urzekające prostotą rysunki i wiersze Anny Sapon, które stanowią osobliwe powidoki pamięci. Towarzyszące wystawie teksty kreślą wizję przyszłości w czasach bardzo niepewnych, a sam profetyczny koncept okraszony przepowiedniami-komentarzami współczesnej czarownicy Frosiko. Chociaż ten zabieg wydaje się nie tylko ciekawy, ale też szczególnie istotny jako akt oporu, tak same prace nie unoszą ciężaru znaczeń, które im przypisano. Oczywiście, ciężko czynić z tego zarzut – w końcu, jak w jednym z wywiadów przypomniała kuratorka Yulia Krivich, tworzenie sztuki w czasach wojny jest zadaniem karkołomnym. Wciągający nas do wnętrza historii tekst (ale i sam akt pisania), należy czytać jako manifestację wolności i proces stwarzania rzeczywistości. W tym przypadku okazuje się on nie tylko szczególnie wrażliwym narzędziem w zderzeniu z banalnością zła, doświadczeniem totalitaryzmu i przemocy, ale także lepszą strategią snucia opowieści o zapętlających się przeszłościach i przyszłościach.

Wciągający nas do wnętrza historii tekst (ale i sam akt pisania), należy czytać jako manifestację wolności i proces stwarzania rzeczywistości

Co symptomatyczne – najciekawszą i wymykającą się konwencjom pracą na wystawie jest właśnie narracja – film Khyat Sashko Protyaha. W tym pełnym niedopowiedzeń i niepozbawionym czarnego humoru wideo jest mowa o podróży do Mariupolu w 2068 roku – jak gdyby przeszłość nigdy się nie wydarzyła, a odbiorca_czyni na chwilę staje się częścią interkulturowego, utopijnego miasta. To także miejsce, w którym muzyka elektroniczna miesza się z tradycją Azowskich Greków, Rumenów i Urumów – przymusowych przesiedleńców z Krymu w XVIII wieku, których autonomiczna kultura zagrożona była na długo przed zrównaniem z ziemią miasta. W filmie Protyaha narrator przyjeżdża do Mariupolu na artystyczną rezydencję, ale od prestiżowego festiwalu sztuki współczesnej woli spacery po mieście z undergroundowym zespołem Black and White Tale. I choćby jeżeli Khyat niczego nie odczarowuje, to tworząc abstrakcyjną narrację jednocześnie działa jak performatyw – w sztuce marzenia stają się rzeczywistością.

widok wystawy „They Thought We Were Alive and They Run Screaming”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „They Thought We Were Alive and They Run Screaming”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO

Ścianę obok zorganizowano They thought we are alive and they run screaming. Choć ten dość pesymistyczny tytuł nawiązuje do naznaczonej wojną i emigracją twórczości greckiego poety, Jorgosa Seferisa, tak ta wystawa, w odróżnieniu od wcześniej opisywanej poprzedniczki, uderza w mniej podniosłe tony. Wielkie pytania o rolę sztuki znoszone są przez analityczną refleksję i melancholię, które towarzyszą odgrywaniu ról społecznych i konstruowaniu wizerunków odsłaniających tożsamościowe maskarady. Nie dziwi zatem, iż w kontekście uwalniania się ze stereotypów większość pokazywanych tu prac to dzieła kobiet.

Wielkie pytania o rolę sztuki na They thought we are alive and they run screaming znoszone są przez analityczną refleksję i melancholię, towarzyszące odgrywaniu ról społecznych

Kuratorski opis jest krótki, a czytany po raz pierwszy brzmi enigmatycznie – Marek Pokorný pisze w nim o samoinscenizacji i jej roli w budowaniu własnej popularności, ale też reprezentacjach, które są zdominowane przez osądy innych. W kontekście eklektycznego kolażu, jakim jest wystawa, podkreślone zostają różnice między tym co intymne a publiczne, indywidualne i zarazem przynależące do zbiorowości, otwierając dyskursywną przestrzeń debordowskiego spektaklu. Innymi słowy, tego społecznego przedstawienia, w którym o ile nie występujemy, to oglądamy go z trybuny. Lub przynajmniej podglądamy się mu zza kulis. Na They thought… zobaczyć można straszno-śmieszną, luźno inspirowaną historią królewny Śnieżki bajkę Katarzyny Kozyry i ikoniczny cykl Semiotics of the Kitchen Marthy Rosler w duchu krytycznego feminizmu, który parodiuje popularne programy dla gospodyń domowych. Jest też filmowy autoportret Simone Fattal, w którym artystka przez kilka godzin performuje na żywo zapośredniczone wyobrażenia o samej sobie oraz prace rumuńskiej artystki Nicolety Mures – postinternetowe, ciążące w stronę apokaliptycznej dystopii kolaże. Uwagę zwracają też inne cykle fotograficzne – z jednej strony prace Luisa Pazosa, który rejestrując codzienne sytuacje w czasie brudnej wojny w Argentynie, ubiera swoje bohaterki i bohaterów w groteskowe maski ze stylizowanymi, wyciętymi z papieru uśmiechami, a z drugiej – Talk to her Markéty Othovej, w której artystka przygląda się siedzącej w kawiarni Björk. Na wystawie znalazła się również seria zdjęć Viktora Kolářa, dzięki której okazuje się, iż Ostrawa nie jest tym, czym się wydaje – przynajmniej z perspektywy zmieniającej się na przestrzeni lat ikonografii miasta. Szczególnie interesująca jest też futurystyczna rzeźba Anny Uddenberg, która przedstawia rozseksualizowane, pozbawione twarzy ciało. Jego proporcje spełniają oczekiwania użytkowników Instagrama, tak jak i poza, która wydaje się wzięta rodem z tej platformy społecznościowej. Po przestrzeni galerii co jakiś czas bez celu i wyraźnego sensu szarżują samochodziki Niny Beier, wypełnione włosami azjatyckich kobiet używanymi do konstruowania peruk. Wszystko wydaje się grać jak trzeba, choćby jeżeli momentami można odnieść wrażenie, iż niektóre prace wchodzą ze sobą w niepotrzebną i zbyt bliską interakcję – jak w przypadku wspomnianych samochodzików, które dominują w galeryjnej przestrzeni. Z kolei sama narracja mogłaby przebiegać nieco płynniej – odnosząc się nie tylko do tematu wystawy, ale też akcentując związki między pracami i snując wielowątkową opowieść w bardziej uporządkowany sposób, zamiast wrzucać nas w środek chaotycznego strumienia świadomości. Trochę też brakuje większej liczby prac krytycznie komentujących strategie autokreacji w mediach społecznościowych.

widok wystawy „They Thought We Were Alive and They Run Screaming”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „They Thought We Were Alive and They Run Screaming”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „They Thought We Were Alive and They Run Screaming”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „They Thought We Were Alive and They Run Screaming”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO

Mimo wszystko, koncepcja opowiadania o self-stagingu (inscenizowaniu siebie) okazuje się wyjątkowo nośna. W pewnym momencie złapałam się na tym, iż oglądałam wystawę z przyjemnym dreszczykiem, odpowiadając na kuratorską grę – szukając momentów, w których wystawiana tożsamość rozpada się i poddaje dezintegracji, czy też chwil, w których maski opadają, a społeczne wizerunki okazują się tylko rolami. Taka strategia pozwala też spojrzeć na całą wystawę jak na scenę, gdzie od tego kim się jest oraz w co i kogo się gra ciekawsze wydają się sposoby konstruowania swoich ról. Całość ekspozycji kuratorowanej przez Pokornego pozwala się czytać jako performatywny seans, który ironicznie gra z quasi-teatralną konwencją i freudowską nieświadomością. Zwłaszcza, iż jego częścią są również partycypacyjno-unschoolingowy program warszawskiego kolektywu Kem School oraz studio jogi Baier, prowadzone jako część pracy Exercisee – a każda z pokazywanych na wystawie prac to tożsamościowy spektakl. W tym sensie – bez względu na to, czy oglądamy fotografie, obiekty czy filmy – wystawa zmusza nas do samodzielnego poszukiwania znaczeń, emancypując sam proces niekończącego się przekształcania tożsamości, a jednocześnie eksponuje performatywność. Tę strategię możemy odnieść do butlerowskiej idei obnażania kulturowych konstruktów, ale także relacyjnej sprawczości aktorskich aktów. Parafrazując transkulturową koncepcję hybrydyzacji Wolfganga Welscha – prace na wystawie działają jak aktorki i aktorzy, którzy grając w wielu różnych sztukach, wciąż poruszają się po tej samej, choćby jeżeli w tym samym momencie rozpadającej się, scenie.

Ostrawa w budowie. Otwarcie nowej siedziby galerii Plato Relację z 2018 roku pisze dla nas Piotr Policht CZYTAJ!

I can hear the grass grow jest dokładnie tym, czym obiecuje być – bezpretensjonalnym przeglądem albo intrygującą zajawką

Ostatnia z wystaw w Plato – I can hear the grass grow – poświęcona jest ostrawskiemu środowisku artystycznemu. W jej ramach prace osób związanych z tym regionem pokazywane są w kontekście relacji między sztukami wizualnymi, muzyką i działaniami performatywnymi. Natomiast w wymiarze ponadlokalnym jest tu mowa o kulturalnej infrastrukturze i globalnej produkcji sztuki. Wystawa unika wielkich narracji i opowieści o genius loci – jest prezentacją dość klasyczną, a przy tym dobrze zaaranżowaną, która pozwala na płynną opowieść o szeregu zjawisk. Można też o niej myśleć jak o mapie, która pokazując różne przejawy artystycznej ekspresji, nie tylko nie pozwala nam się zgubić, ale staje się też punktem wyjścia do zadawania pytań o kontekst miejsca i jego wyjątkowość. Wystawa ponadto dotyka problematyki związanej z tożsamością, historycznym dziedzictwem, kulturotwórczym potencjałem miejsca, ale też siecią wzajemnych powiązań i subwersyjnym doświadczeniem peryferyjności. Tutaj surrealistyczno-dystopijne obrazy i obiekty ze szkła Dominiki Dobiasovej zestawione zostają z brutalistycznymi rzeźbami Sabiny Knetlovej; instalacja Lukasa Kleberca – konceptualna, skonstruowaną z architektonicznych resztek i umiejscawiających je w czasoprzestrzeni napisów sąsiaduje z prostymi, generowanymi cyfrowo rysunkami Eliski Kupcovej. Są także obiekty związane z lokalną sceną muzyczną: kolekcja limitowanych kaset i winyli wydana przez Korbuschka Records i Gin&Platonic – undergroundowe, ostrawskie wytwórnie oraz wideoklip z płonącą wieżową widokową i dziurawą kurtką Zalesaka, który został stworzony z myślą o Mont Blanc, utworze lokalnego rapera Rohony. I chociaż spektrum znaczeń jest szerokie, a cały pokaz wizualnie krąży od industrialnej trashowości do futurystycznej stylistyki, to dzieje się to bez szkody dla odbioru samych prac. Wystawa jest dokładnie tym, czym obiecuje być. Bezpretensjonalnym przeglądem albo intrygującą zajawką, która niczego nie udając i stawiając na różnorodność, pozwala się czytać jako esej o wzajemnej uważności.

widok wystawy „I Can Hear the Grass Grow”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „I Can Hear the Grass Grow”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „I Can Hear the Grass Grow”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
widok wystawy „I Can Hear the Grass Grow”, PLATO w Ostrawie, fot. Martin Polák, dzięki uprzejmości PLATO
Rozmowa Marka Pokornego z Karoliną Plintą. Czytaj więcej w SZUMIE 36/2022
KUP!

Wycieczka do z pozoru peryferyjnej Ostrawy okazała się dla mnie na tyle ciekawym doświadczeniem, iż po powrocie do Krakowa na odwiedziny Plato zaczęłam namawiać wszystkich, którzy tam jeszcze nie dotarli. Dystans to zaledwie dwie godziny jazdy samochodem. Wystawa Let the long. Road. Lead. To. Stairs in. The Heavens jawi się jako potrzebny, bardziej społecznie niż artystycznie manifest dotyczący możliwych przyszłości, a wystawa młodej ostrawskiej sztuki jest po prostu interesującym – choćby jeżeli pozbawionym głębszej myśli przewodniej – przeglądem najciekawszych zjawisk z regionu. Z kolei obnażająca teatralność tożsamościowych performensów They thought we are alive and they run screaming miesza ikoniczne dzieła z mniej znanymi pracami i łączy społeczne zaangażowanie z quasi-teatralną, postinternetową estetyką. W efekcie w przekonujący sposób diagnozuje postmedialną rzeczywistość. Na swój sposób kreśli wciągającą opowieść o melancholii jednostki, która zabija czas, jednocześnie czekając na koniec świata – na przemian konstruując i dezintegrując własną tożsamość.

W Plato zamiast monografii „wielkich artystów” stawia się na polifoniczne wystawy zbiorowe, które mierzą się z najaktualniejszymi problemami

W programie ostrawskiej galerii międzynarodowe ambicje współistnieją z uważnością na lokalne środowisko i solidarnością sąsiedzką. Zamiast monografii „wielkich artystów” stawia się tutaj na polifoniczne wystawy zbiorowe, które mierzą się z problemami czasów, w których logika późnego kapitalizmu jest tłem dla wzmagających się tendencji faszystowskich. Sama instytucja, co nie jest bez znaczenia, dysponuje ogromną przestrzenią: z jednej strony budynkiem dawnych rzeźni, a z drugiej pofabryczną halą, której eksperymentalno-utopijny format realnie działa jako egalitarne forum. Miałam okazję zobaczyć to na własne oczy – w kamiennym Ogrodzie przyszłości Matysa Chocholi bawiły się dzieci, w bibliotece starsze małżeństwo czytało książki, a w przestrzeni instalacji zaprojektowanej przez Zuzę Golińską spotkałam śmiejące się i całujące nastolatki. Oczywiście, trawa zawsze jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Mając jednak za punkt odniesienia Kraków czy inne polskie miasta, w których działają BWA, muszę przyznać – choć nie bez ukłucia zazdrości – iż w Ostrawie nie tylko słychać, ale też widać, iż ta trawa rośnie. Plato jest punktem na mapie świata sztuki, który sprawnie funkcjonuje poza głównymi szlakami. Jego atutami nie tylko są dobrze skonstruowane wystawy, które korzystają z potencjału leżącego w współistnieniu nakładających się na siebie perspektyw. Paradoksalnie, silną stroną ostrawskiej galerii także jest jej peryferyjność.

Idź do oryginalnego materiału