Bliżej
nieokreślona przyszłość. Iris, szaleńczo zakochana młoda
kobieta, daje się namówić na pobyt w odosobnionym domku nad
jeziorem ze znajomymi jej chłopaka Josha: homoseksualną parą Eliem
i Patrickiem oraz oschłą Kat, której ma towarzyszyć kochanek,
właściciel działki Rosjanin Sergey. Zgodnie z przewidywaniami,
Iris nie czuje się komfortowo w tym skonsolidowanym gronie, nie
ustaje jednak w wysiłkach, by zaskarbić sobie sympatię przyjaciół
ukochanego, który tradycyjnie nie okazuje jej należytego wsparcia.
Uwagę Josha najwyraźniej pochłania Kat, postać najbardziej
onieśmielająca dziewczynę pragnącą się dopasować. Iris
spodziewała się problemów z jej strony, zakładała jednak, że
człowiek, w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia, podobno
z wzajemnością, będzie twardo stał przy jej boku. Jakby
kiedykolwiek to robił... Powinna być przygotowana na tak
ostentacyjnie lekceważące zachowanie Josha, ale do kogo innego Iris
miałaby się zwrócić po brutalnym ataku zboczeńca?
 |
Plakat filmu. „Companion” 2025, New Line Cinema, BoulderLight Pictures, Vertigo Entertainment |
Podczas
pandemii COVID-19 amerykański filmowiec, który utknął w serialach
komediowych, Drew Hancock, uznał, iż najwyższy czas wziąć sprawy
w swoje ręce. Zamiast dalej czekać na jakąś wspaniałą (bardziej
odpowiadającą jego gatunkowym preferencjom) ofertę na długi
metraż, stworzyć własny scenariusz. Zawsze najchętniej obcował z
kinem grozy (fan horrorów i thrillerów) i science fiction,
początkowo celował więc wyłącznie w te rejony gatunkowe, ale
efekt lekko go rozczarował. W ocenie Hancocka pierwsza wersja
scenariusza „Companion” (pol. „Towarzysz”) zanadto
przypominała „Black Mirror” (pol. „Czarne lustro”), głośny
serial Charliego Brookera. Brakującym ogniwem był humor –
element, który w przekonaniu autora wzmocnił dramatyczny wydźwięk
tej hiper nowoczesnej historii pseudomiłosnej. W projekt
zaangażowała się kultowa firma New Line Cinema, co ujawniono w
lutym 2023 roku, a reżyserią był zainteresowany Zach Cregger,
który w koncepcji Drew Hancocka dostrzegł potencjał na sequel
dobrze przyjętego horroru „Barbarian” (pol.
„Barbarzyńcy”),
wydanego w 2022 roku filmowego dzieła tego pierwszego, który
ostatecznie ograniczył się do roli współproducenta. Na reżysera
wybrano autora scenariusza, który miał zadebiutować w pełnym
metrażu. Zdjęcia do „Towarzysza” zakończono w styczniu 2024
roku, a głównym dystrybutorem filmu zostało wielkiego
przedsiębiorstwo Warner Bros. Pictures. Obraz uwolniono w drugiej
połowie stycznia 2025 (start szerokiej dystrybucji kinowej).
Szacunkowy budżet produkcji wyniósł dziesięć milionów dolarów,
a kampania reklamowa miała pochłonąć prawie czterokrotność tej
sumy.
Porównywany
do UWAGA SPOILER „Żon ze Stepford” Iry Levina
(ewentualnie ekranizacji Bryana Forbesa z 1975 roku lub adaptacji w
reżyserii Franka Oza z 2004 roku), „Ex Machina” Alexa Garlanda,
„M3GAN” Gerarda Johnstone'a i „Uległości” S.K. Dale'a
thriller science fiction KONIEC SPOILERA z elementami
slashera, przez jego głównego twórcę postrzegany jako
metafora toksycznego związku, dramatyczna opowieść o ludziach
nieubłaganie się od siebie oddalających, o nieuniknionym
rozstaniu w nietypowych okolicznościach. Opowieść być może lekko
inspirowana jedynie „Historią małżeńską” Noaha Baumbacha,
która w pierwszej wersji ponoć bardziej przypominała dwie
ostatnie, wtedy jeszcze niewydane, pozycje z wymienionych na początku
tego akapitu. Przystępując do pracy nad scenariuszem „Towarzysza”
Drew Hancock, jak się wydaje (tak wynika z jego wypowiedzi), znał
jedynie wspomniane dzieło Alexa Garlanda, ale twierdzi, iż nie
działał pod jego wpływem. Według niego historia Iris (popisowa
kreacja, już nazywanej Scream Queen, Sophie Thatcher;
„Boogeyman”
Roba Savage'a,
„MaXXXine”
Ti Westa,
„Heretic”
Scotta Becka i
Bryana Woodsa) to coś zupełnie innego. Ostrzeżenie dla ludzkości
z ciekawej perspektywy. Kobiety przyszłości. Trwającej bez celu i
sensu, pływającej we mgle, którą rozwiać może spotkanie „tego
jedynego”. Chwila, w której uświadamiasz sobie, iż miałaś
jakiś defekt, usterkę, która właśnie została naprawiona; iż od
urodzenia byłaś osobą niekompletną i nie zdawałaś sobie z tego
sprawy dopóki nie zalazłaś swojej drugiej połowy. Można się
uznać za wielką szczęściarę, gdy w całym istnieniu nadarzy się
jeden taki przełomowy moment, a głównej bohaterce „Towarzysza”
Drew Hancocka przydarzyły się dwa. Najpierw znienacka trafiła ją
strzała Amora – w supermarkecie – a jakiś czas później
definitywnie się jej pozbyła. Wyrwała przeklętą strzałę ze
swojego „zdeptanego serca”. „Żywy dowód” na to, że
historia zatoczyła koło – powrót okrężną drogą, Ścieżką
Postępu, w najlepszym wypadku do okresu między pierwszą (od XIX
wieku do lat 30. XX wieku) a drugą falą feminizmu (oficjalny
początek w latach 70. XX wieku). A bardziej konkretnie: kobieta
przyszłości będzie wyglądać, zachowywać się i mieć taką
pozycję społeczną (albo znacznie gorszą), jak gospodynie domowe z
przeszłości. W malowniczym amerykańskim zakątku „zaanektowanym
przez najeźdźcę ze wschodu”, adekwatnie kupionym przez tak
zwanego legalnego imigranta (modny w naszych czasach podział na
ludzi legalnych i nielegalnych, oczywiście ludźmi rozmyślnie
nienazywanych; stara strategia polityczna nazywana dehumanizacją i
odczłowieczaniem), przekonamy się jednak, iż sprawa jest nieco
bardziej skomplikowana. Hierarchia społeczna w tej spełniającej
się już wizji przyszłości wbrew pozorom nie wygląda jak kopia
systemu patriarchalnego. Złota Era Hollywood w świecie jutra.
 |
Plakat filmu. „Companion” 2025, New Line Cinema, BoulderLight Pictures, Vertigo Entertainment |
Nie
oglądałam zwiastunów, nie czytałam recenzji ani wypowiedzi
twórców „Towarzysza” przed seansem. UWAGA SPOILER
Widziałam plakaty, ale choć ten z białooką Sophie Thatcher dla
niektórych może być nazbyt wymowny, zaręczam, iż mnie, osobę
niespecjalnie domyślną, na adekwatny trop nie naprowadził KONIEC
SPOILERA. Dlaczego więc od samego początku, od pierwszej
wypowiedzi Sophie Thatcher jako Iris (głos z offu) wiedziałam, na
czym ta zabawa polega? Prawdę mówiąc, byłam święcie przekonana,
że tak miało być. W pewnym sensie potwierdził to scenarzysta i
reżyser tego niezaskakującego spektaklu, a przynajmniej wywiady, z
którymi ja się zapoznałam bez ogródek (bez uprzedzenia o
spoilerach) zdradzały jego zamysł, ale afera z oficjalnymi
trailerami trochę mi namieszała. Ich twórcom zarzuca się spalenie
jednej (największej!) z niespodzianek teoretycznie przygotowanych
przez Drew Hancocka, ojca tego satyrycznego dreszczowca w
przemyślanym klimacie cukierkowym. Barbie nad jeziorem Crystal
Lake:) Za zdjęcia odpowiadał Eli Born, który miał już okazję
pracować z Sophie Thatcher przy filmowej adaptacji opowiadania
Stephena Kinga, „Boogeymanie Roba Savage'a (miłośnicy kina grozy
mogą go też kojarzyć chociażby z
„Hellraisera”
Davida
Brucknera); muzykę skomponował Hrishikesh Hirway, a montaż
powierzono Brettowi W. Bachmanowi (m.in. „Mandy” Panosa
Cosmatosa, „Wymyślony przyjaciel” Adama Egypta Mortimera,
„Kolor z przestworzy”
Richarda Stanleya, „Nocne czuwanie” Keitha
Thomasa, „Zagłada domu Usherów” Mike'a Flanagana) i Joshowi
Ethierowi (m.in.
„Contracted”
Erica Englanda,
„Nadal tu jesteśmy”
Teda Geoghegana, antologie
„Holidays”
2016 i
„XX”
2017,
„Ekstaza”
i „Ścięta noc”
Joe Begosa,
„Małgosia i Jaś”
Osgooda Perkinsa, „Sierota. Narodziny zła” Williama
Brenta Bella,
„Don't Move”
Briana Netto i Adama Schindlera).
Rozglądającym się za prawdziwie mrocznymi klimatami „Towarzysza”
Drew Hancocka bym nie poleciła, ale szukającym jakiejś lżejszej
rąbanki pewnie tak. Czegoś w stylu (bardziej) „Sissy”
Hannah
Barlow i Kane'a Senesa tudzież (mniej)
„Zabij i żyj”
Colina
Minihana. Trzy pary w uroczym domku nad jeziorem. Uległa Iris i
narcystyczny Josh (przyzwoity występ Jacka Quaida, którego można
pamiętać z „Igrzysk śmierci” Gary'ego Rossa i „Igrzysk
śmierci: W pierścieniu ognia” Francisa Lawrence'a albo
„Krzyku”
Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta); obleśny Sergey (udane
wcielenie Ruperta Frienda) i wredna Kat (po Sophie Thatcher moja
ulubiona kreacja w tym przedsięwzięciu, w wykonaniu Megan Suri,
którą na pewno gdzieś już widziałam... w
„Służce”
Bishala
Dutty); nerd Eli (Harvey Guillén) i przytulaśny Patrick (Lukas
Gage, niedawno widziany w
„Uśmiechnij się 2”
Parkera Finna).
Atmosferę rozluźni ostatnia para: popołudniowe wspominki Patricka
przy niezastawionym stole (dość zabawna anegdotka, później
niedokładnie powtórzona; inna konfiguracja) i wieczorne tańce
spontanicznie zorganizowane przez Elia – ale ich wysiłki
storpedują piękny i bestia. Miłość i postrach Iris. Partner
skupiony wyłącznie na sobie, ambitny, ale nieosiągający
wytyczanych sobie celów, znający swoją wartość (najwyższa z
możliwych), ale przez wszechświat skazany na ciągłe porażki,
bumelant za swoje życiowe niepowodzenia obwiniający wszystkich poza
sobą oraz jego zołzowata koleżanka, której obecność na tej
imprezie najbardziej martwiła naszą biedną Iris. Żona ze Stepford
autentycznie boi się tej nieustraszonej kobiety, która z jakiegoś
zagadkowego powodu daje się wykorzystywać żonatemu przybyszowi ze
wschodu. Niewolnica Sergeya, którą protagonistka „Towarzysza”
miała nieprzyjemność poznać już wcześniej. Kat znienawidziła
Iris od pierwszego wejrzenia, a przynajmniej ta druga tak to odczuła.
Josh oczywiście wyśmiewa lęki swojej głupiutkiej dziewczyny –
przyznaje, iż słusznie oceniała stosunek Kat do jej osoby, ale
zapewnia, iż nie jest żadnym wyjątkiem. Ta żmija atakuje
wszystkich, ale tylko Iris robi z tego wielki problem. Wystarczy
ignorować tę nienawistną kobietę, a jeszcze lepiej pozwolić
Joshowi się nią zająć... Obiecał Iris, iż spędzą razem
pierwszy poranek w bajecznej wakacyjnej przystani/domu schadzek
domniemanego przemytnika (szef rosyjskiej mafii goszczący bandę
wymuskanych mieszczuchów?), ale wykręcił się potężnym kacem
i... Poszła sama, prosto w zachłanne łapska „samca alfa”.
Właściwie kogoś pokroju Kruga Stilo z
„Ostatniego domu po lewej”
Wesa Cravena. Bitwa przy jeziorze, której wynik jest łatwy do
przewidzenia. I wreszcie polowanie w leśnej głuszy z zabawnymi
sytuacjami (na przykład rozmówka angielsko-niemiecka), ładnym
nawiązaniem do jednego z hiciorów Jamesa Camerona (gość w
mundurze) i ciętymi ripostami „absolwentki Ivy League”. Mało
gore, jeszcze mniej napięcia i tłukąca się w głowie
niesforna, bezczelna myśl o dokumentnie zniszczonym efekcie
świeżości. W każdym razie był potencjał na coś przynajmniej
niepospolitego, a skończyło się na klasycznym ganianiu po lesie.
Upraszczam, ale naprawdę musiałam sobie przypominać, iż to –
wybaczcie szczeniacką parafrazę - „nie jest kolejny horror dla
kretynów”, podrzędny backwood slasher ze spektakularną
kreacją aktorską, tylko kolejny thriller dla inteligentnych ze
spektakularną kreacją aktorską.
Przepustka
do świetlanej kariery Drew Hancocka, jak donoszą media, aktualnie
pracującego nad remakiem kultowego, wyśmienitego horroru science
fiction, „The Faculty” (pol. „Oni”) Roberta Rodrigueza.
Huczne przebicie szklanego sufitu, wypracowanie sobie mocnej pozycji
w przyszłych negocjacjach nad pełnometrażowymi projektami.
Wzmocnienie siły przetargowej. Filmowy szlagier serialowego
rzemieślnika. Satyra na dynamicznie zmieniającą się
rzeczywistość, bezrefleksyjne rewolucjonizowanie sposobu życia. I
siekanina, jakich wiele. W mojej cenie przeciętniak z wybitnym
popisem aktorskim Sophie Thatcher - dla samej tej kreacji warto było
„Towarzysza” obejrzeć.