TOGETHER. Papużki nierozłączki [RECENZJA]

film.org.pl 4 dni temu

Nie będzie to konfrontacja łatwa, co zapowiada już prolog filmu – przywołujący na myśl Coś Johna Carpentera i pamiętną scenę z makabryczną transformacją psa. Michael Shanks prezentuje tu prostą, ale efektywną metaforę związkowego współuzależnienia i chętnie korzysta ze sprawdzonych gatunkowych klocków. Wprawdzie okolica, do której trafiają Tim i Millie, sprawia sielskie wrażenie, jednak reżyser na szczęście nie próbuje nas oszukiwać – od początku wiadomo, iż okoliczne lasy skrywają niejedną mroczną tajemnicę.

Podczas niepozornej wycieczki Tim nieopatrznie inicjuje proces, na skutek którego ciała bohaterów zaczną mutować w jeden połączony byt – a Shanks rozpoczyna zabawę w inscenizowanie coraz to bardziej wymyślnych obrzydliwości. Reżyser ewidentnie czerpie sporo frajdy z wywoływania u widza szoku (wnioskując po reakcjach publiczności na moim seansie, cel został osiągnięty), świetnie radzi sobie ze stopniowaniem napięcia w obrębie poszczególnych scen i z balansowaniem między strachem i czarnym humorem. Film nabiera rumieńców za każdym razem, gdy Shanks prezentuje przed kamerą kolejne krwawe atrakcje. Szczególną pomysłowością twórca wykazuje się w finale, w którym nabierają sensu pojawiające się tu i ówdzie porównania filmu do Substancji.

Trochę gorzej wypada niestety w Together element ludzki. Problem nie bierze się jednak z tego, jak rozpisany został wątek relacji Millie i Tima. Racje między bohaterami są bowiem wyłożone w sposób klarowny, a zarówno Dave Franco, jak i Alison Brie są w swoich rolach więcej niż przekonujący – procentuje tu decyzja, aby w głównych rolach zatrudnić prawdziwe (udane) małżeństwo. Aktorski duet jakimś cudem uwiarygadnia zarówno chemię wciąż tlącą się między bohaterami, jak i ich rosnącą wzajemną niechęć. Problem polega jednak na tym, iż dwie konwencje filmu, horrorowa i obyczajowa, dobrze działają osobno, jednak nieszczególnie zgrabnie łączą się w całość. Owszem, pomysł z ciałami bohaterów łączącymi się ze sobą wbrew ich woli to dobra metafora sytuacji związkowej Millie i Tima. Poza tym jednak kolejne wymyślne cielesne transformacje nie tyle posuwają do przodu opowieść o rozpadzie relacji, co raczej dublują informacje o bohaterach, które widz zdążył już poznać wcześniej.

Debiut Shanksa to zatem w zasadzie dwa filmy w cenie jednego – nie do końca satysfakcjonujące jako całość, ale dostarczające wystarczająco dużo frajdy. W swoich krótkich metrażach reżyser pokazał już, iż potrafi połączyć oryginalne fabularne koncepty (szczególnie polecam Rebooted, czyli historię poklatkowego szkieletora wypchniętego z branży filmowej przez CGI) i wrażliwość na bohaterów z pomysłową inscenizacją. Pomimo wad Together to dla twórcy dobry prognostyk na przyszłość – zarówno uczciwa analiza rozpadającego się związku, jak i szalona symfonia trzaskających kości, rozrywanej skóry i kilku butelek sztucznej krwi.

Idź do oryginalnego materiału