Finał już za nami, emocje opadły, więc myślę, iż możemy sobie trochę na temat Agatki porozmawiać. Po premierze nieszczęsnej Echo seriale ze świata MCU mocno straciły w oczach fanów. Większość zgodnie twierdziła, iż To zawsze Agatha również tej zszarganej reputacji nie odbuduje. Pierwszy zwiastun nie napawał optymizmem, a fani dalej narzekali, iż Marvel nie uczy się na błędach. A jednak…
To zawsze Agatha to nic innego jak spin-off uwielbianego przez fanów serialu WandaVision, który opowiada o dalszych losach Agathy Harkness. Nasza mordercza wiedźma od trzech lat żyje pod wpływem zaklęcia, które wmawia jej, iż jest jedynie zwykłym detektywem z Westview. Jej „normalne życie” zostaje niedługo zakłócone przez nieznajomego nastolatka, który uwalnia ją spod tego potężnego czaru. Jakby tego było mało chłopak błaga ją, aby ta zabrała go w podróż legendarną Drogą Wiedźm, mitycznym szlakiem poddającym podróżników różnym śmiertelnym próbom. Na jego końcu czeka możliwość spełnienia najskrytszych życzeń, pod warunkiem, że wędrowiec ów końca dożyje. Agatha zbiera więc krąg czarownic i wraz z nim rusza w tę niebezpieczną podróż.
Sam koncept Drogi Wiedźm to coś, czego w MCU jeszcze nie było. Fabułę tego serialu możemy przedstawić w sposób następujący. Początek potrafi zainteresować, ale w podbudowie akcji często stawia zbyt ostrożne bądź nieudolne kroki. Serial rozkręca się tak naprawdę od momentu wkroczenia na tę mistyczną Drogę Wiedźm. Od 3. odcinka zaczynamy prawdziwą magię. Każda z czarownic otrzymuje dedykowaną próbę, podczas której pogłębiany jest jej portret psychologiczny czy umiejętności. Próby zostały przedstawione w pomysłowy i kreatywny sposób, a liczne nawiązania do popkultury jedynie nadają im większego sentymentu. Pochwalić tutaj należy również i strukturę produkcji. Nie jest to pokrojony na części sześciogodzinny film, a serial z krwi i kości, w którym każdy odcinek skupia się na innej części historii. Klimatem powracamy do starych dobrych czasów przygód o Wandzie. Produkcja tajemnicza, niekiedy mroczna czy chaotyczna, a także nieprzewidywalna. Czyli jest dokładnie taka jak stereotypowa wiedźma.
Niestety po tylu dobrych epizodach nadszedł czas na końcówkę. Ostatnie dwa odcinki, czyli wielki finał, który wcale taki wielki nie jest. Twórcy przedstawili zakończenie całkiem niegodne reszty serialu, które jedynie ujmuje znaczenie pozostałym epizodom. Odcinek ósmy jest często przekoloryzowany, a niektóre sceny mają zupełnie inny wydźwięk niż pierwotnie zakładano. Odcinek dziewiąty wyszedł za to o wiele lepiej. Pokazał nam znacznie bardziej ludzkie spojrzenie na Agathę Harkness. A przynajmniej na tyle ludzkie, na ile pozwala charakter samej Agathy. Przedstawia też interesujące informacje, które zmyślnie uzupełniają całą historię. Jednak finalnie pozostawia się nas z powtórzonym motywem z serialu WandaVision.
Przyszedł czas, aby powiedzieć parę słów o najlepszej części całego projektu. Nie jestem w stanie wymienić ani jednego członka obsady, który nie wywiązałby się z powierzonego zadania. Aktorzy na ekranie błyszczą, nadając swoim postaciom zachęcającej i wręcz zachwycającej aury. Wykreowali ludzi, z którymi każdy widz jest w stanie się utożsamić. Bohaterowie otrzymują wystarczającą ilość czasu, aby nabrać kolorów i zaistnieć w produkcji. W mojej opinii każdy spisał się fenomenalnie, jednak nie byłbym sobą, gdybym kilku aktorów nie wyróżnił. Po pierwsze, Kathryn Hann, która kradnie każdą swoją scenę. Jej Agatha Harkness błyszczy niczym diament. Jest to postać z pewnością godna własnego serialu. Po drugie, Patti LuPone i Lilia Calderu w jej wykonaniu. Przywróciła mi ona głęboką wiarę w przyszłość MCU. Może jeszcze nie jest za późno dla nowych bohaterów. Zdecydowanie to właśnie Lilia otrzymała najlepszy wątek w całej produkcji. Sposób, w jaki został on napisany, przedstawiony i przede wszystkim zagrany wywoła u widza przyjemne ciarki na plecach.
To zawsze Agatha z pewnością nie jest produkcją idealną. Podczas oglądania możemy odnieść wrażenie, iż zalicza drobne wzloty i upadki, jednak uważam, iż prezentuje interesującą i wartą naszego czasu fabułę oraz ciekawych bohaterów. Mimo nieco umniejszającej końcówki jest to serial całkiem przyjemny i klimatyczny, który wielu widzom da to, czego oczekują. Cieszy mnie fakt, iż w końcu dostaliśmy projekt, którego tożsamością nie jest jedynie dineyowska poprawność polityczna. To zawsze Agatha reprezentuje sobą poziom, którego seriale MCU naprawdę dawno nie widziały. Klimat niczym z uwielbianego WandaVision oraz wspaniała ścieżka dźwiękowa czynią z tej produkcji naprawdę świetny event halloweenowy.
fot. gł.: plakat serialu “Agatha: All along”