"To brzmiało jak pożegnanie ze światem". Katarzyna Gaertner o ostatnim wierszu, jaki dostała od Osieckiej i przyjaźniach, których nie przerwał czas

viva.pl 5 godzin temu
Zdjęcie: Fot. SZYMON SZCZEŚNIAK/VISUAL CRAFTERS


Talent odziedziczyła po rodzicach. Fortepian pojawił się w jej życiu jak znak przeznaczenia – podarunek, który już w wieku sześciu lat przesądził o jej muzycznej przyszłości. Katarzyna Gaertner, kompozytorka legendarnych „Tańczących Eurydyk”, czarowała dźwiękiem, zanim jeszcze Polska zdążyła ją poznać. Stworzyła prawdziwe arcydzieła, dawała artystom sławę. W ekskluzywnej rozmowie z VIVĄ! wspomina artystyczne przyjaźnie z Agnieszką Osiecką, Anną German i Marylą Rodowicz – kobiety, które razem z nią pisały najpiękniejsze rozdziały historii polskiej piosenki.

Szczególna relacja łączyła ją z Agnieszką Osiecką. Poetka na krótko przed śmiercią wysłała jej wiersz, który napisała w szpitalnym łóżku. "O życiu, o miłości, która już była… To brzmiało jak jej pożegnanie ze światem i ze mną", mówiła. I dodaje: "Mam zamiar napisać muzykę do tego wiersza".

Katarzyna Gaertner o przyjaźniach z Marylą Rodowicz, Anną German i Agnieszką Osiecką

– Kiedy zaczęłaś komponować?
Postanowiłam napisać piosenkę na konkurs specjalności młodzieżowych, który wygrałam. I wtedy powiedziałam mamie: „Zostanę kompozytorem”. Już jako 13-latka czułam, iż to będzie moja droga. A kiedy miałam lat 18, napisałam „Tańczące Eurydyki”, które na festiwalu w Szczecinie zaśpiewała Hela Majdaniec. I od tego się zaczęło…

– Później jednak „Eurydyki” śpiewała Anna German.
Anna zaśpiewała tę piosenkę dwa lata później w Opolu, a ja po jej występie i owacjach wiedziałam już, iż wybrałam adekwatną drogę.

– Przyjaźniłyście się z Anną?
Tak, ale po jej wypadku nasza kooperacja się wyciszyła. Myślałam, iż Ania wyleczy się i wróci. Tak się nie stało. Zaczęłam więc pisać też dla innych wokalistów.

– Przede wszystkim dla Maryli Rodowicz i dla Ryśka Riedla z Dżemu.
Od musicali i piosenek z „Pozłacanego warkocza” zaczęła się kariera Ryśka, a z Marylą… Zaczęło się zabawnie, od piosenki z przeszłością.

– „Hej, dzień się budzi” funkcjonowała choćby jako sygnał radiowy.
Tak, tylko iż najpierw zaśpiewała ją inna piosenkarka, a dopiero potem Maryla.

– Ale później tworzyłyście udany tandem. Ile Twoich piosenek zaśpiewała?
Nie mam pojęcia, dużo. I nagrała z nimi płyty. Pamiętam, iż jeździłam do niej do Czech, kiedy tam mieszkała ze swoim czeskim narzeczonym. Bardzo lubiłam Marylę i jej głos. Jej interpretacja nadawała mojej muzyce głębi. Przez 50 lat naszej współpracy powstało tyle przebojów, nie do policzenia. Jak choćby „Małgośka”, „Diabeł i raj”, „Gdzie to siódme morze”, „Wrócą chłopcy z wojny”, „Wielka woda”…

TYLKO W VIVIE!: Gdy opłakiwała męża, straciła dorobek życia. „Byłam półprzytomna, zrobiłam wszystko, co mi kazali”, mówi Katarzyna Gaertner

– Te piosenki są odtwarzane do dzisiaj. Ty dawałaś artystom sławę. A oni lgnęli do Ciebie. Poznałaś Beatlesów, gdy byłaś na stypendium w Londynie.
Byłam choćby u nich na Heave Road. Chodziłam z nimi na jam session, z długimi mikserskimi stołami. Poznałam wiele muzycznych sław. Nigdy nie zapomnę Jiřiego Korna, którego poznałam w Czechach.

– gwałtownie stałaś się sławna…
Czy ja wiem? Sławni są wokaliści i aktorzy, a kompozytor zawsze zostaje w cieniu. Dla mnie nagrodą była nie moja popularność, tylko popularność moich piosenek.

– Powinnaś to wszystko opisać w swojej biografii.
Piszę ją od dawna, ale ciągle jest nieskończona, bo ciągle coś nowego się dzieje.

TYLKO W VIVIE!: Straciła męża i cały dobytek, jej świat legł w gruzach przez złych ludzi. Katarzyna Gaertner ujawniła, kim są ci, którzy ją ocalili przez totalnym upadkiem

– Z pewnością wiele miejsca poświęcisz Agnieszce Osieckiej, z którą bardzo się przyjaźniłaś.
Bardzo. Z Agnieszką można było być blisko albo wcale. Odbierałyśmy na podobnych falach. Przysyłała mi swoje nowe wiersze. Często pisała je też u mnie w domu nad jeziorem, na Kaszubach. Tam powstała między innymi „Wielka woda”. A kiedy się już napracowałyśmy, chodziłyśmy po polach i lesie i gadałyśmy o życiu.

– Bardzo przeżyłaś jej śmierć?
Bardzo. I żałowałam, iż mnie wtedy przy niej nie było. Ale tydzień przedtem przysłała mi wiersz, który napisała w szpitalnym łóżku. O życiu, o miłości, która już była… To brzmiało jak jej pożegnanie ze światem i ze mną. Mam zamiar napisać muzykę do tego wiersza. I do wszystkich nieznanych teksów Osieckiej, których mam dużo.

TYLKO W VIVIE!: "Zabrakło mi siły, żeby walczyć". Dziś Olaf Lubaszenko mówi, co naprawdę wtedy czuł

Całość rozmowy – tylko w najnowszym numerze magazynu VIVA!, dostępnym przez dwa tygodnie od czwartku, 22 maja.

Idź do oryginalnego materiału