„Tirza” to spektakl Wrocławskiego Teatru Współczesnego, którego premiera odbyła się w 2021 roku. Reżyserem jest Paweł Miśkiewicz.
Trudna miłość
Trudna miłość to eufemizm, którym można opisać relację Jorgena Hofmeesera (Jerzy Senator) i Tirzy (Maria Kania). Jorgen – mężczyzna w średnim wieku, głowa rodziny, ojciec i tłumacz u schyłku swojej kariery zawodowej. Ale przede wszystkim – ojciec. Tirza – jedna z dwóch córek, oczko w głowie, nazywana przez ojca „Słoneczną Księżniczką”. Spektakl przedstawia trudy relacji, którą jedynie w wielkim nawiasie można by nazwać ojcowską. Tirza staje się jedynym sensem życia Jorgena. Z jednej strony rozpieszczona, z drugiej – obarczona wieloma trudnymi do spełnienia oczekiwaniami. A może i choćby niemożliwymi! Ojciec oczekuje, iż będzie jego przyjaciółką, powiernicą, bratnią duszą i najlepszą w życiu inwestycją.
Te finansowe… raczej mu nie wychodzą. Kiedy okazuje się, iż dał się oszukać, a dodatkowo zostaje zwolniony z pracy w wydawnictwie, wtedy kryzys wieku średniego rozkręca się na dobre. Nie pomaga obojętna postawa Tirzy, która postanawia wyjechać w podróż do Afryki wraz ze swoim chłopakiem, Choukrim (Miłosz Pietruski).
Rzucić wszystko i…
„Każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób” – mówił Tołstoj na początku „Anny Kareniny”. Czy rzeczywiście tak jest? A może da się przyłożyć życie rodziny Hofmeeserów do naszych żyć? Odpowiedź jest upiornie pozytywna. Żona Jorgena (Ewelina Paszke-Lowitzsch) jest artystką, która zostawiła jego i dzieci wiele lat temu. Kiedy pewnego dnia staje w progu ich domu, Jorgen próbuje odgrywać przed nią teatrzyk idealnego, pozbawionego problemów ojcostwa. Nie ulega wątpliwości, iż się stara. Nie jest niestety ojcem idealnym, a nieszczęście jego rodziny przejawia się na scenie na wiele sposobów.
W trakcie trwania spektaklu zaczynamy jednak jako widzowie poznawać jego mroczną stronę. Mówi o swoich niepokojących fantazjach, pojawia się zgłoszenie o pobiciu swojej małżonki, podczas imprezy urodzinowej Tirzy próbuje dobierać się do jednej z jej koleżanek. Jak więc połączyć te dwa sprzeczne obrazy? Ojca, który poza swoją córką nie widzi niczego i starym, sfrustrowanym człowiekiem, który przekracza kolejne granice moralności? Spektakl każe nam je łączyć, dopasowywać do siebie niczym dziwaczne puzzle, z których zbudowany jest człowiek.
Projekt zniesienia miłości
Równocześnie „Tirza” jest spektaklem opartym na motywach znanych teatrowi – i sztuce w ogóle – już od dawna. Kryzys wieku średniego, ponure myśli o śmierci i bezsensie życia, narzekanie na szalejącą gospodarkę i kapitalizm, który pozbawia Jorgena pracy i duszy, jego powtarzające się wspomnienie o tym, iż będąc młodym, stwierdził, iż miłość nie istnieje i zamierza wprowadzić w życie projekt jej zniesienia… Widz może poczuć się nieco zmęczony nieustającą żywotnością tych słów na teatralnych deskach.
Należy wspomnieć też o tym, iż mimo, iż „Tirza” dotyka ciemnych i niepokojących rejestrów ludzkiego charakteru, robi to w sposób… zaskakująco łagodny. Oszczędna scenografia, skromny salon i ujęcie wszystkiego w wielki nawias jest dość nienachalnym, jak na teatr współczesny w ogóle, zagraniem. Scenę dynamizuje obserwująca bohaterów z różnych stron kamera, a dzięki tej fuzji kina i teatru mamy okazję być świadkami każdej zmiany w mimice występujących przed nami aktorów. To wykorzystanie multimediów z pewnością należy docenić.
Dla kogo jest więc „Tirza”? Czy wyjazd ukochanej córki do Afryki można przyrównać do słynnego „porzucenia wszystkiego i wyjechania w Bieszczady”? Mam wrażenie, iż wątki związane z samą podróżą oraz pobytem tam mogłyby zostać nieco bardziej wyeksponowane. Równocześnie zdaje się, iż to ojciec, a nie córka, potrzebują w życiu tego zdecydowanego odcięcia. Czy więc zajrzenie w głąb człowieka, który sam o sobie mówi, iż jest „chorobą” może stać się dla nas spojrzeniem w głąb nas samych?
Martyna Jersz